Reklama

Paweł Łepkowski: Ameryka jest i pozostanie wzorcową demokracją

Wczoraj Stany Zjednoczone obchodziły swoje 248. urodziny. Tak przynajmniej się powszechnie uznaje z powodu błędu w metryce, o czym pisałem dwa lata temu.

Publikacja: 04.07.2024 21:00

Obraz Johna Trumbulla „Deklaracja Niepodległości” przedstawiający pięcioosobowy komitet redakcyjny D

Deklaracja Niepodległości USA

Obraz Johna Trumbulla „Deklaracja Niepodległości” przedstawiający pięcioosobowy komitet redakcyjny Deklaracji Niepodległości prezentujący Kongresowi swoją pracę. Obraz można znaleźć na odwrocie banknotu dwudolarowego. Oryginał wisi w rotundzie Kapitolu Stanów Zjednoczonych. Nie przedstawia jednak prawdziwej ceremonii: osoby namalowane na obrazie nigdy nie znajdowały się w tym samym pomieszczeniu, w tym samym czasie

Foto: materiały prasowe

Przypomnę zatem jedynie, że amerykański Dzień Niepodległości powinien być obchodzony 2 lipca, ponieważ tego dnia 1776 r. większość delegatów Drugiego Kongresu Kontynentalnego przyjęła rezolucję niepodległościową przedłożoną przez Richarda Henry’ego Lee z Wirginii. To była właściwa i formalna proklamacja niepodległości.

USA, udany eksperyment społeczny

Ale czy to ważne, którego dnia się narodziła Ameryka, skoro okazała się niezwykle udanym eksperymentem politycznym i społecznym? Ten kraj jest w zasadzie pierwszą i jedyną w historii pomyślną próbą scalenia milionów Europejczyków w jeden naród. Nigdy nam się to nie udało i zapewne już nigdy nie uda na Starym Kontynencie. Przez pierwsze 150 lat swojego istnienia Ameryka była państwem, którego pełnoprawnymi obywatelami byli jedynie przybysze z Europy lub ich potomkowie. Okazało się, że obok siebie mogą żyć w zgodzie: Polacy, Niemcy, Rosjanie, Francuzi, Anglicy i przedstawiciele wszystkich grup narodowych i etnicznych Starego Kontynentu. Spoiwem ich jedności był język angielski i endemiczna kultura zbudowana w ciągu życia zaledwie kilku pokoleń.

Czytaj więcej

Irena Lasota. 4 lipca – amerykańskie święto

Wybory w USA. Zawsze radykalne i wulgarne

Dzieje Ameryki to historia przybyszy i ich potomków. Takich jak Numa Jan hr. Łepkowski, powstaniec listopadowy, muzyk i romantyk, który już w latach 30. XIX w. popularyzował w Nowym Jorku kulturę polską, czy mój pradziadek Michał Jasiński, który w latach 20. i 30. XX w. pracował w rozwijającym się amerykańskim przemyśle samochodowym w Detroit.

Historia Ameryki przeplata się z historią mojej rodziny, dlatego los tego kraju leży mi na sercu. Jestem jednak spokojny o jego przyszłość. W ciągu niemal 25 dekad funkcjonowania amerykańskiej demokracji zdarzały się starcia wyborcze nieporównywalnie bardziej radykalne i wulgarne niż tegoroczna kampania wyborcza. Czy ktoś pamięta, że w 1868 r. demokrata Horatio Seymour wypominał prezydentowi Ulissesowi Grantowi, że jest tylko „pijaną świnią bez grosza przy duszy”? Zapomniano, że w 1856 r. republikanin John Frémont wykrzyczał pod adresem urzędującego prezydenta Jamesa Buchanana: „nie zamierzam cię zabić, zamierzam cię wychłostać”. W 1896 r. „New York Times” pisał o kandydacie na prezydenta Partii Demokratycznej Williamie J. Bryanie, że jest „nieodpowiedzialnym i rozchwianym ignorantem, pełnym uprzedzeń i entuzjazmu oraz żałosnym w swej uczciwości dziwakiem”.

Reklama
Reklama

Panika w obozie Demokratów

Ten agresywny i chamski ton wraca dziś w publicystyce europejskiej. Dawno nie było takiej kumulacji sofizmatów jak w odniesieniu do Donalda Trumpa. Zdumiewa mnie ta histeria wobec byłego członka Partii Demokratycznej i mainstreamowego przedsiębiorcy z kosmopolitycznego Nowego Jorku, który wcale nie forsuje wolnorynkowych postulatów. Europejska publicystyka lewicowa przedstawia go jednak jako trzecie największe zagrożenie dla naszej planety – obok erupcji superwulkanu Yellowstone czy uderzenia w Ziemię obiektu typu NEO. To dowodzi, że tym środowiskom wcale nie chodzi o realny program, którego zapewne nawet nie znają, ale o kontrolę nad sposobem myślenia mas. Trumpa portretują jako niebezpiecznego dla światowego pokoju lidera „skrajnej” prawicy, mimo że w czasie pierwszej kadencji był gołębiem unikającym wojny jak ognia piekielnego, a pod względem polityki społecznej okazał się równie lewicowy jak Clinton czy Obama. Skąd więc ta panika przed jego reelekcją? Dlaczego wraca prymitywna narracja w stylu „Trybuny Ludu” z czasów stalinowskich?

Czytaj więcej

Wybory w USA: Kto mógłby wygrać z Donaldem Trumpem? Amerykanie wskazali kobietę

Panika, jaka wybuchła w obozie demokratów po pierwszej debacie telewizyjnej Biden – Trump, pokazuje kondycję intelektualną kierownictwa tej partii i jej zwolenników. Czy dopiero teraz dostrzegli widoczne od co najmniej roku kłopoty zdrowotne Joe Bidena? A może po prostu chcieli oszukać amerykańskich wyborców, perfidnie ukrywając prawdę, że starszy pan nie jest zdolny przez kolejne cztery lata podołać obowiązkom prezydenta supermocarstwa? Tak się robi w najgorszych dyktaturach. Za tę zachłanność na władzę demokraci będą musieli zapłacić bardzo wysoką cenę.

Drodzy Czytelnicy! Na koniec jeszcze jedna ważna wiadomość: nasz stały felietonista prof. Ryszard Tadeusiewicz 5 lipca br.  został wyróżniony tytułem Honorowego Profesora Akademii Górniczo-Hutniczej. Gratulujemy, Panie Profesorze!

Historia świata
Wschód Ziemi i cena podboju kosmosu
Historia świata
Planeta Syberia według Jacka Pałkiewicza
Historia świata
Czy nawoływanie do jedności prawosławia służy Moskwie?
Historia świata
Generał George Patton. Śmierć bohatera wojennego
Historia świata
Okręty podwodne z napędem mechanicznym
Materiał Promocyjny
Działamy zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama