Kolonialne społeczeństwo brazylijskie zaczęło się organizować pod względem ekonomicznym i prawnym już od 1532 r. Nie oznacza to jednak, że Portugalczycy nie mieli wcześniej doświadczenia w tworzeniu tego typu form organizacyjnych. W rzeczywistości Portugalczycy mieli już za sobą sto lat bogatych doświadczeń pracy w tropikach Indii i Afryki. W naszej historiografii utrwalił się obraz Portugalczyka jako europejskiego najeźdźcy, który nęka rdzenne ludy podbitych regionów tropikalnych. To jednak obraz w pewnym stopniu fałszywy.
Na początku trzeba bowiem podkreślić jedno: XVI-wieczni Portugalczycy to ludzie o nadzwyczajnych zdolnościach organizacyjnych. Budowa solidnego społeczeństwa kolonialnego, którego podstawą było dobrze zorganizowane rolnictwo, jest dowodem portugalskiego geniuszu. Pomijam już wszelkie kwestie dotyczące transportu morskiego, sztuki żeglugi na najwyższym poziomie, genialnej orientacji przestrzennej i nadzwyczajnej intuicji, z jaką najwyraźniej rodzą się Portugalczycy. Wystarczy przyjrzeć się, jak przemieniali merkantylną gospodarkę afrykańską w świetnie zorganizowane faktorie. To doświadczenie przeniosą w latach 30. XVI wieku do São Vicente i Pernambuco, zamieniając te osady we wzorcowe centra kolonialne.
Czytaj więcej
Afrykańscy niewolnicy, od XVIII wieku chłopi, robotnicy, ale też urzędnicy z Europy różnych nacji, konfederaci z wojny secesyjnej, pod koniec XIX wieku także Polacy, w XX wieku polityczni oponenci nazistów i Żydzi, po II wojnie światowej hitlerowscy bonzowie, a w naszych czasach Wenezuelczycy – wszyscy z oczami wbitymi w brazylijski raj.
Kim jest Portugalczyk?
Zarzuca się im, że w Ameryce tropikalnej ukształtowali mieszane rasowo społeczeństwo o strukturze rolniczej, oparte głównie na eksploatacji siły niewolniczej. Ale czy mieli inne wyjście? Czy kierowali się przy tym jakimś poczuciem wyższości własnej rasy nad innymi? Wbrew pozorom ten ostatni czynnik odgrywał najmniejszą rolę w sposobie ich myślenia. Znakomity badacz kultury brazylijskiej, pisarz i historyk Gilberto Freyre, nazywał Portugalczyka „plastycznym kosmopolitą”, który wcale nie posiadał świadomości rasowej, tylko pewien rodzaj ekskluzywizmu religijnego, ujętego w system profilaktyki społecznej i politycznej. Portugalczyk sam do końca nie wiedział, kim jest i czym jest jego tożsamość kulturowa. „Ani to Europa, ani Afryka, raczej jedno i drugie” – pisał Freyre. Ten wpływ Afryki aż kipi pod europejską powierzchownością. Nadaje on specyficzny charakter i rytm temu, jak Portugalczycy cieszą się życiem, smakują miłość fizyczną, modlą się czy jedzą. Ciepłe, kleiste powietrze przywiane nad zachodnie wybrzeże Półwyspu Iberyjskiego z Afryki Północnej rozmiękcza europejską powierzchowność Portugalczyków, „wydmuchuje z nich germańską sztywność i narusza moralną i doktrynalną szablonowość Kościoła katolickiego”. Z kolei gorąca krew mauretańska, która płynie w portugalskich żyłach, usuwa kościstość chrześcijaństwa, surowość feudalizmu, rozmydla dyscyplinę kanoniczną z portugalskiej mentalności. A kiedy to już uczyni, ukazuje się nagle czysta Afryka z całym swoim gorącym, pierwotnym rytmem.
To tłumaczy szczególną predyspozycję Portugalczyków do mieszanej, opartej na niewolnictwie kolonizacji krajów tropikalnych. Niewolnictwo – choć brzmi to może absurdalnie i bardzo kontrowersyjnie – jest naturalną formą powrotu do tej afrykańskiej wspólnoty. Historia kolonii pokazuje, że Portugalczycy czują się lepiej w otoczeniu portugalskich poddanych niż w usztywnionych konwenansem relacjach z przedstawicielami innych narodów europejskich. Niewolnictwo, które dzisiaj nas przeraża, w rzeczywistości zbliża oba światy i rodzi unikalną kulturową i etniczną mieszankę.