W Pexonne, we wschodniej Francji, podczas obchodów 79. rocznicy pacyfikacji miasteczka w niedzielę 27 sierpnia, uwagę przykują niezwykli goście. Po raz pierwszy do rocznicowych uroczystości do mieszkańców dołączy trójka wnuków SS-Hauptsturmführera Ericha Otto Wengera, który był odpowiedzialny za napad na miasteczko w 1944 roku. Spośród 112 deportowanych prawie wszyscy byli mężczyznami, około 80 zostało wysłanych do niemieckich obozów koncentracyjnych. Tylko nieliczni powrócili żywi.
Tymczasem po wojnie Wenger robił karierę w Federalnym Urzędzie ds. Ochrony Konstytucji – do momentu, aż jego przeszłość została publicznie ujawniona. Wnuki esesmana nie chcą zabierać głosu podczas uroczystości w Lotaryngii, odmówiły też wystąpienia w telewizji. Podczas wspólnego składania wieńców obecni jednak będą fotografowie.
Tylko gest, nie przeprosiny
– Nie jesteśmy tutaj, aby przepraszać, nie jesteśmy winni, ale możemy dzielić żałobę – powiedziała wnuczka Anne Niemieckiej Agencji Prasowej (dpa). Mówiła o „geście, tak dyskretnym, jak to tylko możliwe". – Podzielamy wasz ból i jest nam przykro – dodała. Wraz z nią na upamiętnienie deportacji przyjedzie jej siostra oraz kuzyn z jedną ze swoich córek.
Czytaj więcej
Charles de Gaulle zawsze szedł pod prąd historii. Nieprzewidywalność i upór w dążeniu do realizacji własnej wizji państwa stały się sygnaturą jego osobowości.
Jej matka już wcześniej zwróciła się przeciwko ojcu, wyszła za Francuza i zamieszkała we Francji – powiedziała Anne. Ona sama dorastała we Francji i do dziś mieszka w tym kraju. W szkole dokuczano jej z powodu niemieckiego pochodzenia. – Wiedzieliśmy, że dziadek był nazistą – wspomina. Ale nie wiedzieli nic poza tym, że został wysłany do Paryża. Dziadek nigdy nie odwiedzał Francji.