W połowie lat 30. XX w. wojna dowódców Stalina osiągnęła apogeum. Klimient Woroszyłow i Michaił Tuchaczewski – zajmujący najwyższe stanowiska w Komisariacie Obrony – nienawidzili się wzajemnie. Spór zbliżał się do fazy wyjaśniania nieporozumień pięściami. Tuchaczewski wytykał konkurentowi niski poziom inteligencji i brak wykształcenia, mówiąc, że zna się na wojsku jak sztacheta. Woroszyłow z przekąsem odpowiadał, że szlacheckie pochodzenie nie przeszkodziło rywalowi utopić we krwi buntu marynarzy w Kronsztadzie i chłopskiego powstania Antonowa.
Wówczas Stalin wykonał nieoczekiwany ruch. Mianował skłóconych dowódców marszałkami. Znając akolitów, liczył, że zaspokoi ich próżność. Nie pomylił się: pyszałkami łatwiej było manipulować, wykorzystując ich chore ambicje. Tym samym dyktator otworzył galerię kilkudziesięciu marszałków kreujących się na zahartowanych w ogniu rewolucji czerwonych Napoleonów. Jednak w zdecydowanej większości byli rzezimieszkami, a nawet jeśli nie, to oportunistami gotowymi na wszystko dla swojej wygody.
Czerwoni dowódcy
Wspólnym mianownikiem wybrańców były zasługi położone w zmasakrowaniu i sterroryzowaniu Rosji podczas wojny domowej lat 1918–1922. Rosyjska historia ukuła dla armijnej wierchuszki Stalina ironiczne określenie „czteroklasowych marszałków” – większość z nich miała chłopskie pochodzenie i zakończyła edukację na tym poziomie.
Przykładem był słynny Gieorgij Żukow, który po przerwaniu nauki został pomocnikiem kuśnierza w warsztacie moskiewskiego rzemieślnika. Z kolei ulubieńcy Stalina – Klimient Woroszyłow i Siemion Budionny – dochrapali się tytułów trzecioklasistów. Pierwszy z nich, pochodzący z ukraińskiej Ługańszczyzny, rozpoczął pracę w zakładach mechanicznych. Był to wówczas niesamowity awans społeczny, ponieważ tytuł wykwalifikowanego mechanika stawiał Woroszyłowa w rzędzie najlepiej opłacanej robotniczej arystokracji. Mimo to zaangażował się w bolszewizm z taką energią, że spędził na zesłaniach 11 lat.
Dla odmiany Budionny był parobkiem w gospodarstwie bogatego Kozaka Wojska Dońskiego. Drzwi do kariery otworzyła mu niezwykła umiejętność jazdy konnej. Carska armia szybko odkryła jego talent, kierując na kurs podoficerski akademii kawaleryjskiej w Petersburgu. Budionnemu nie można było odmówić osobistej odwagi. Podczas I wojny światowej zebrał komplet czterech odznaczeń św. Jerzego (odpowiedników Krzyża Walecznych), co otworzyłoby przed nim awans oficerski, gdyby nie rewolucja lutowa, a potem pucz bolszewicki.