Reklama

Amerykańskie korzenie integracji europejskiej

Plan powstania wspólnej przestrzeni gospodarczej w Europie był po wojnie wdrażany z inicjatywy USA. Na Starym Kontynencie kopiowano rozwiązania New Deal. Narzędziami Amerykanów byli europejscy politycy wspierani przez CIA.

Publikacja: 03.02.2022 15:14

Od lewej: Paul-Henri Spaak z Belgii, ówczesny przewodniczący Rady Europy, minister finansów Francji

Od lewej: Paul-Henri Spaak z Belgii, ówczesny przewodniczący Rady Europy, minister finansów Francji Paul Reynaud, brytyjski premier Winston Churchill i francuski minister spraw zagranicznych Robert Schuman. Strasburg, 11 sierpnia 1950 r.

Foto: AFP

William Bullitt, szara eminencja amerykańskiej dyplomacji (ambasador w Moskwie w latach 1933–1936 i w Paryżu w latach 1936–1940), wspominał, jakie wrażenie robiła na nim Europa widziana z okien samolotu w 1939 r. Patrzył na Stary Kontynent i nie mógł się nadziwić, że jest na nim tyle „małych, śmiesznych kraików", które za chwilę rzucą się sobie do gardeł. Myślał wówczas, że dużo efektywniej byłoby połączyć wszystkie te kraje w jeden wielki rynek, zarządzany w stylu rooseveltowskiego New Deal i szeroko otwarty dla amerykańskich korporacji. Okazja do wprowadzenia tego planu w życie nadarzyła się dopiero po 1945 r. Amerykanie dyktowali wówczas warunki zniszczonej, zadłużonej i straumatyzowanej Europie Zachodniej. By wprowadzić swój plan w życie, potrzebowali jednak europejskich podwykonawców. Polityków, z których dałoby się zrobić „ojców zjednoczonej Europy".

Follow the money

Proces jednoczenia się Europy miał w pierwszych dwóch dekadach dyskretne, ale bardzo wymierne wsparcie Waszyngtonu. Udzielano go m.in. poprzez Amerykański Komitet na rzecz Zjednoczonej Europy (ACUE). Ta założona w 1948 r. organizacja była dzieckiem CIA. Kierował nią pułkownik William Donovan, w czasie II wojny światowej szef OSS, czyli amerykańskiego wywiadu cywilnego. W zarządzie zasiadali m.in. późniejsi szefowie CIA Allen Dulles i gen. Walter Bedell Smith. W końcówce lat 50. szefem ACUE został zaś Paul G. Hoffman, były funkcjonariusz OSS, były szef Fundacji Forda i zarazem człowiek, który w latach 1948–1950 kierował Administracją Współpracy Gospodarczej nadzorującą wdrażanie planu Marshalla. Z dokumentów odtajnionych w 2000 r. wynika, że ACUE była kuźnią koncepcji politycznych dla integracji europejskiej. Amerykanie podpowiadali Europejczykom, jak mają się integrować. Jedno z memorandów tej organizacji, podpisane przez pułkownika Donovana i datowane na 26 lipca 1950 r., omawia projekt kampanii na rzecz stworzenia Parlamentu Europejskiego. Z ACUE mocno współpracował amerykański Departament Stanu. Jeden z dokumentów jego sekcji europejskiej z 1965 r. zawierał wytyczne dla wiceprzewodniczącego Komisji Wspólnot Europejskich Roberta Marjolina, by „za pomocą podstępu" stopniowo dążyć do zbudowania unii walutowej.

ACUE mógł wydawać wytyczne europejskim politykom, bo wielu z nich finansował. Z zachowanej dokumentacji wynika m.in., że w 1958 r. ACUE pokrywał 53,5 proc. budżetu Ruchu Europejskiego, czyli głównej organizacji promującej głęboką integrację europejską. Gdy formalnie kierujący Ruchem Europejskim Józef Retinger (szara eminencja, m.in. najbliższy doradca generała Władysława Sikorskiego) zaczął się skarżyć na stopień amerykańskiej kontroli nad organizacją i planował zbierać większość funduszy na jej działanie od europejskich sponsorów, dostał reprymendę. Wiadomo również, że ACUE przekazywał pieniądze Paulowi-Henriemu Spaakowi, jednemu z „ojców zjednoczonej Europy". Ten socjalistyczny polityk był trzykrotnym belgijskim premierem, długoletnim ministrem spraw zagranicznych oraz sekretarzem generalnym NATO. Spaak miał również pomagać CIA w jednej z tajnych operacji. Oficjalnie pomysły mówiące o budowie wspólnego europejskiego rynku miały być pomysłami zgłaszanymi przez samych Europejczyków. Gdy były brytyjski premier, pół-Amerykanin Winston Churchill wezwał do budowy „Stanów Zjednoczonych Europy", wielu polityków z kontynentu przyjęło jego deklarację z dużą podejrzliwością. Szczególnie nieufnie została ona potraktowana przez Francuzów – naród przekonany o swojej wyższości kulturowej nad Anglosasami. Warunkiem odniesienia sukcesu przez ideę integracji europejskiej było więc wykreowanie frankofońskiego polityka w roli „ojca założyciela". Aby takiego polityka wykreować, trzeba było najpierw mieć sprawnego „załatwiacza", który doskonale zna francuskie elity, a zarazem jest przyjazny wobec Waszyngtonu. Do tej roli nie było lepszego człowieka niż Jean Monnet.

Handlarz koniakiem

Monnet jest obecnie nazywany „ojcem Europy". Ten tytuł przylgnął do niego w uznaniu zasług, jakie położył dla procesu integracji europejskiej w latach 40. i 50. Jest uznawany m.in. za twórcę Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, pierwszej ze wspólnot europejskich (w oczywisty sposób wzorowanej na podobnych ciałach powstałych w USA w czasach New Deal). O poglądach „ojca Europy" dużo mówi choćby to, że na pierwszym posiedzeniu władz Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali demonstracyjnie podarł swój francuski paszport i ogłosił, że już go nie potrzebuje, bo jest obywatelem Zjednoczonej Europy.

Zanim Monnet stał się spiritus movens integracji europejskiej, był przede wszystkim biznesmenem. Zaczynał karierę w rodzinnej firmie produkującej koniak. Reprezentował ją w Londynie. Dzięki jego obrotności i urokowi osobistemu koniak produkowany przez Monnetów trafiał do domów przedstawicieli brytyjskich elit finansowych. Walory trunku Monneta dostrzegli również amerykańscy bankierzy. Obrotny handlowiec tak im się spodobał, że zaoferowali mu pracę lobbysty. W czasie I wojny światowej namawiał rząd Francji do koordynowania z Wielką Brytanią zamówień zbrojeniowych w USA. Bankierzy zza oceanu finansowali zbrojenia ententy, amerykański przemysł przeżywał boom, bankierzy się bogacili, pośrednicy, tacy jak Monnet, dostawali swoją dolę, a państwa Europy zostały z górami długów, ruin i trupów. Działalność Monneta nieco irytowała francuskiego premiera Georges'a Clemenceau. Niezłomny „Tygrys" polecił wszcząć dochodzenie, czy przyszły „ojciec Europy" nie miga się czasem od wojska, wykorzystując kupione zwolnienie lekarskie. Włos z głowy Monnetowi jednak wówczas nie spadł, a po wojnie rządy Wielkiej Brytanii i Francji mianowały tego obrotnego handlarza koniakiem zastępcą sekretarza Ligi Narodów...

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

De Gaulle nie był sprzymierzeńcem Stalina

Po kilku latach Monnet wraca do pracy w finansach. W 1927 r. pomaga nawet ustabilizować kurs złotego. W USA zakłada bank Transamerica, ale to przedsięwzięcie upada w trakcie Wielkiego Kryzysu. Wyjeżdża więc do Chin doradzać rządowi Czang Kaj-szeka. W międzyczasie wplątuje się w aferę obyczajową. Ma romans z żoną przyjaciela – włoskiego bankiera – który nie chce dać małżonce rozwodu. Z pomocą przychodzi wówczas ambasador Bullitt: załatwia kobiecie obywatelstwo... sowieckie. To pozwala jej na łatwy rozwód i ślub cywilny z Monnetem. Ślub i huczne wesele odbywają się w 1934 r. w Moskwie. W 1935 r. „ojciec Europy" zakłada kolejny bank w Nowym Jorku: Monnet, Murnane & Co. Jego wspólnikiem jest John Foster Dulles – późniejszy amerykański sekretarz stanu w administracji Eisenhowera i zarazem brat Allena Dullesa, późniejszego szefa CIA. Bracia Dulles pracują wówczas w kancelarii Sullivan & Cromwell, obsługującej m.in. amerykańskie koncerny inwestujące w ZSRR i III Rzeszy. W 1938 r. FBI podejrzewa bank Monneta o pranie pieniędzy dla nazistowskich tajnych służb.

Monnet utrzymuje w tym czasie również szerokie kontakty z europejskimi politykami. Jednym z nich jest Édouard Daladier, francuski premier z lat 1933–1934 i 1938–1940, minister obrony z lat 1936–1940. Monnet trafnie postrzega go jako miernotę i charakteryzuje w jednym z listów jako „byka z rogami ślimaka". Nie przeszkadza mu to jednak w przedstawieniu Daladierowi projektu przeniesienia francuskiego przemysłu lotniczego do USA.

W czasie II wojny światowej Monnet znów negocjuje zamówienia zbrojeniowe dla Francji i Wielkiej Brytanii w amerykańskich fabrykach. W 1940 r. przedstawia Churchillowi plan złączenia obu krajów w jedno państwo. Jednocześnie mocno miesza we francuskiej polityce. W 1940 r. próbuje zapobiec wygłoszeniu na antenie BBC przez pułkownika de Gaulle'a słynnego apelu do narodu francuskiego. Jako wysłannik prezydenta Roosevelta nieustannie knuje przeciwko przywódcy Wolnej Francji i stara się go zastąpić kimś innym. Na przykład generałem Henrim Giraudem. Pisze do swoich zwierzchników o konieczności „eliminacji" de Gaulle'a. Dziwnym trafem samolot francuskiego przywódcy 21 kwietnia 1943 r. w wyniku sabotażu niemal rozbija się przy starcie. Mimo otwartej wrogości wobec de Gaulle'a Monnet dostaje w 1943 r. tekę ministra ds. uzbrojenia we Francuskim Komitecie Wyzwolenia Narodowego. W roku 1945 negocjuje restrukturyzację francuskich długów zaciągniętych w USA. A w latach późniejszych wdraża plany integracji europejskiej „z tylnego siedzenia". Zatrudnia u siebie wielu urzędników z dawnej administracji Vichy, wyszkolonych w petainowskiej szkole politruków w Uriage. Patronuje karierze politycznej innego „ojca Europy" – Roberta Schumana.

Pan Nikt

Gdy w październiku 1925 r. podpisano traktaty lokarneńskie (gwarantujące m.in. granicę Francji i Belgii z Niemcami, ale dające Niemcom furtkę do rewizji granic z Polską i Czechosłowacją), uczyniono wielki krok ku kolejnej wojnie światowej. Wówczas jednak we francuskim parlamencie przyjmowano ten traktat jako zapowiedź wieczystego pokoju. Po wystąpieniu ministra spraw zagranicznych Aristide'a Brianda deputowani wstali z miejsc i nagrodzili go gorącymi brawami. W aplauzie tym uczestniczył też Robert Schuman. – Zdobycze Locarno muszą przetrwać, nawet bez udziału Niemiec, nawet wbrew Niemcom! – krzyczał z mównicy podczas debaty. Schuman zachował wiarę w wieczny pokój z Niemcami niemal aż do 1939 r. Gdy niemieckie wojska wkraczały do Nadrenii, mówił w parlamencie: „Nie chcemy żadnej polityki awanturniczej i nie żywimy żadnej wrogości wobec Niemiec".

Być może na jego naiwne poglądy wpłynęło to, że czuł się człowiekiem pogranicza, bez mocno sprecyzowanej tożsamości narodowej. Urodził się w Luksemburgu, jego matka była mieszkanką tego księstwa, a pierwszym językiem, jakim się posługiwał, był luksemburski. Wiele lat przeżył jako poddany niemieckiego kajzera. Angażował się wówczas w chrześcijański pacyfizm, skupiający się głównie na postulatach rozbrojenia Francji. Mimo pacyfistycznych poglądów został wcielony w czasie I wojny światowej do armii niemieckiej, gdzie parę miesięcy odsłużył jako urzędnik na zapleczu. Dopiero w 1919 r. został obywatelem Francji i szybko dostał się do parlamentu.

Reklama
Reklama

W 1940 r. wydawało mu się, że osiągnął szczyt kariery politycznej: został ministrem ds. uchodźców. I jako minister opowiedział się za utworzeniem rządu przez marszałka Pétaina oraz za kapitulacją Francji. Różne źródła podają, że rząd Vichy „trzymał go w areszcie domowym", ale tak naprawdę ten rząd proponował mu pozostanie na stanowisku ministra. Schuman wolał jednak pojechać do rodzinnej Lotaryngii, którą przyłączono do III Rzeszy. Tam go aresztowało Gestapo, które podejrzewało go o niszczenie osobistej korespondencji z byłym niemieckim kanclerzem Heinrichem Brüningiem (od 1934 r. emigrantem w USA). Ktoś jednak broni Schumana przed wywózką do Dachau. Zostaje na dwa lata umieszczony w „areszcie domowym", podczas którego może swobodnie spacerować po swoim mieście, przyjmować gości, podróżować po Rzeszy. Straszliwi nazistowscy oprawcy założyli mu nawet kartę biblioteczną. Po wizycie gauleitera Josefa Bürckla Schuman swobodnie wyjeżdża z Lotaryngii i ukrywa się we francuskich klasztorach. Nie wiadomo jednak przed kim, bo Niemcy go nie szukają. W 1944 r., po wyzwoleniu, udaje się do sztabu marszałka Jeana de Lattre'a de Tassigny'ego i przedstawia jako wielki bojownik przeciwko nazizmowi. Gaullistowski oficer mówi jednak marszałkowi, że Schuman współtworzył Francję Vichy i że „całą wojnę spędził w zakrystii". Komisja weryfikacyjna uznaje później, że Schuman co prawda nie angażował się w opór przeciwko Niemcom, ale też nie zwalczał Resistance. A ponieważ podczas wojny nie robił nic szczególnego, to może wrócić do polityki.

W 1948 r. zostaje nawet premierem na kilka miesięcy, a w latach 1948–1953 jest francuskim ministrem spraw zagranicznych. I jako minister ogłasza 9 maja 1950 r. wiekopomną Deklarację Schumana, inicjującą powstanie Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali. Deklaracja ta została jednak de facto napisana przez amerykańskiego dyplomatę i bankiera George'a Balla, na polecenie Departamentu Stanu USA. Jej francuski tekst zredagowali współpracownicy Jeana Monneta. Amerykanie zapewnili jej przepchnięcie, szantażując Francuzów, że jeśli nie zgodzą się na pojednanie z Niemcami, to odetną im fundusze z planu Marshalla.

Obecnie wielu prawicowych autorów pokazuje Schumana jako zwolennika „Europy ojczyzn", czyli luźnej europejskiej konfederacji, mocno trzymającej się chrześcijańskich korzeni. Zapominają jednak, że w Deklaracji Schumana wyraźnie było wskazane, że jest ona pierwszym krokiem ku budowie Federacji Europejskiej. Federalistyczne poglądy Schumana zostały później przesłonięte przez jego wykreowany wizerunek „chrześcijańskiego męża stanu". Były francuski premier jest obecnie sługą bożym Kościoła katolickiego. Jego proces beatyfikacyjny ciągnie się od wielu lat i nie może skończyć...

Reedukacja

W odróżnieniu od Schumana i Monneta generał de Gaulle do końca sceptycznie patrzył na proces integracji europejskiej. Dostrzegał w nim ideę zaszczepioną w Europie przez Anglosasów. Z tego powodu robił, co mógł, by nie dopuścić do przystąpienia Wielkiej Brytanii do Wspólnot Europejskich. Irytowały go też instytucje, takie jak Komisja Wspólnot Europejskich (późniejsza Komisja Europejska). W proteście przeciwko polityce jej przewodniczącego Waltera Hallsteina Francja bojkotowała w latach 1966–1967 posiedzenia Rady Europejskiej, co zostało nazwane „kryzysem pustego krzesła". De Gaulle się skarżył, że Hallstein „zachowuje się jak głowa państwa" i nawet nie ukrywa tego, że chce zamienić Wspólnoty Europejskie w jeden wielki organizm państwowy.

Czytaj więcej

Unia Europejska stoi wetem. Dlaczego Polsce ono nie przystoi?

Kim był człowiek, który tak irytował de Gaulle'a? Pierwszym w historii przewodniczącym Komisji Wspólnot Europejskich (w latach 1958–1967), doradcą niemieckiego kanclerza Konrada Adenauera, prawnikiem i dyplomatą. Przede wszystkim był jednak człowiekiem reedukowanym przez Amerykanów. Zanim Hallstein został współtwórcą integracji europejskiej, był wschodzącą gwiazdą niemieckich nauk prawnych. W 1930 r., w wieku 29 lat, był już profesorem. W 1936 r. został dziekanem wydziału prawa Uniwersytetu w Rostocku, a w 1941 r. – szefem instytutu na Uniwersytecie Frankfurckim. Należał do czterech organizacji narodowosocjalistycznych, był w 1938 r. na konferencji poświęconej prawu nazistowskiemu i faszystowskiemu w Rzymie i głosił cały czas „mainstreamowe" poglądy. „Stworzenie Wielkiej Niemieckiej Rzeszy nie jest jedynie faktem politycznym, nie jest jedynie aktem Führera o zasięgu uniwersalnym, lecz jest jednym z tych aktów, które zmieniają mapę Europy i stanowią odpowiedź na odwieczne pragnienie ludów i narodów" – mówił w styczniu 1939 r.

Reklama
Reklama

W 1944 r. został narodowosocjalistycznym oficerem przywódczym, czyli politrukiem pilnującym ortodoksji ideowej oficerów i żołnierzy. Służył w pułku artylerii we Francji i dostał się do niewoli amerykańskiej po kapitulacji Cherbourga. W obozie jenieckim Lake Como w stanie Missisipi dostrzeżono jego inteligencję i wysłano go do specjalnego obozu w Fort Getty na Rhode Island. Był to obóz realizujący program „Sunflower". Inicjator tego programu, John McCloy, finansista i zarazem doradca wszystkich prezydentów – od Roosevelta po Reagana – uważał, że da się reedukować zatwardziałych nazistów i wyłowić spośród nich ludzi, którzy będą rządzić powojennymi Niemcami. Wystarczyło ich tylko przekonać do dobrodziejstw demokracji i wolnego rynku. Jeńcy w Fort Getty spędzali więc czas na czytaniu książek i rozmowach z amerykańskimi profesorami. Hallstein stał się w ten sposób entuzjastą Ameryki. Pozwolono mu więc wygłosić przemówienie kończące program reedukacji, a po wojnie zaproszono do pracy na Uniwersytecie Georgetown. W 1948 r. poznał tam George'a Balla, który zwrócił uwagę kanclerzowi Adenauerowi, że potrzebuje on dobrego prawnika. Prośbę poparł Wilhelm Röpke, stypendysta Fundacji Rockefellera, będący twórcą ideologii ordoliberalizmu. Hallstein dostał więc pracę w niemieckim rządzie, a później został pierwszym przewodniczącym Komisji Wspólnot Europejskich. Starał się tam wdrażać ideę Zjednoczonej Europy będącej demokratyczną wspólnotą opartą na „rządach prawa". Nie ukrywał, że chce budowy Europy federalnej, której ustrój byłby wzorowany na USA czy RFN. Nazywany przez bawarskiego premiera Franza Josepha Straussa „ostatnim Prusakiem", traktował niemiecką tożsamość narodową za formę pośrednią. Suwerenność narodową uważał bowiem za „ideę z przeszłości".

Koncepcje sformułowane przez Hallsteina również dzisiaj stanowią rdzeń niemieckiego programu pogłębiania integracji europejskiej. Pomimo wielkich zasług, jakie położył dla integracji, nie nazwano jego imieniem ulic, placów czy wielkich gmachów w Brukseli. Zapewne zaważyła jego wojenna przeszłość. Jest jedynie Sala im. Waltera Hallsteina w gmachu Berlaymont, będącym siedzibą Komisji Europejskiej.

Historia świata
Pierwszy sobór Kościoła
Historia świata
Zabytkowy złom sprzed 114 lat
Historia świata
Zabójcza londyńska mgła
Historia świata
Czesi, Polacy i Słowacy w retrospekcji historii
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Historia świata
(Nie) Krótka historia sztucznej inteligencji
Materiał Promocyjny
Jak rozwiązać problem rosnącej góry ubrań
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama