William Bullitt, szara eminencja amerykańskiej dyplomacji (ambasador w Moskwie w latach 1933–1936 i w Paryżu w latach 1936–1940), wspominał, jakie wrażenie robiła na nim Europa widziana z okien samolotu w 1939 r. Patrzył na Stary Kontynent i nie mógł się nadziwić, że jest na nim tyle „małych, śmiesznych kraików", które za chwilę rzucą się sobie do gardeł. Myślał wówczas, że dużo efektywniej byłoby połączyć wszystkie te kraje w jeden wielki rynek, zarządzany w stylu rooseveltowskiego New Deal i szeroko otwarty dla amerykańskich korporacji. Okazja do wprowadzenia tego planu w życie nadarzyła się dopiero po 1945 r. Amerykanie dyktowali wówczas warunki zniszczonej, zadłużonej i straumatyzowanej Europie Zachodniej. By wprowadzić swój plan w życie, potrzebowali jednak europejskich podwykonawców. Polityków, z których dałoby się zrobić „ojców zjednoczonej Europy".
Follow the money
Proces jednoczenia się Europy miał w pierwszych dwóch dekadach dyskretne, ale bardzo wymierne wsparcie Waszyngtonu. Udzielano go m.in. poprzez Amerykański Komitet na rzecz Zjednoczonej Europy (ACUE). Ta założona w 1948 r. organizacja była dzieckiem CIA. Kierował nią pułkownik William Donovan, w czasie II wojny światowej szef OSS, czyli amerykańskiego wywiadu cywilnego. W zarządzie zasiadali m.in. późniejsi szefowie CIA Allen Dulles i gen. Walter Bedell Smith. W końcówce lat 50. szefem ACUE został zaś Paul G. Hoffman, były funkcjonariusz OSS, były szef Fundacji Forda i zarazem człowiek, który w latach 1948–1950 kierował Administracją Współpracy Gospodarczej nadzorującą wdrażanie planu Marshalla. Z dokumentów odtajnionych w 2000 r. wynika, że ACUE była kuźnią koncepcji politycznych dla integracji europejskiej. Amerykanie podpowiadali Europejczykom, jak mają się integrować. Jedno z memorandów tej organizacji, podpisane przez pułkownika Donovana i datowane na 26 lipca 1950 r., omawia projekt kampanii na rzecz stworzenia Parlamentu Europejskiego. Z ACUE mocno współpracował amerykański Departament Stanu. Jeden z dokumentów jego sekcji europejskiej z 1965 r. zawierał wytyczne dla wiceprzewodniczącego Komisji Wspólnot Europejskich Roberta Marjolina, by „za pomocą podstępu" stopniowo dążyć do zbudowania unii walutowej.
ACUE mógł wydawać wytyczne europejskim politykom, bo wielu z nich finansował. Z zachowanej dokumentacji wynika m.in., że w 1958 r. ACUE pokrywał 53,5 proc. budżetu Ruchu Europejskiego, czyli głównej organizacji promującej głęboką integrację europejską. Gdy formalnie kierujący Ruchem Europejskim Józef Retinger (szara eminencja, m.in. najbliższy doradca generała Władysława Sikorskiego) zaczął się skarżyć na stopień amerykańskiej kontroli nad organizacją i planował zbierać większość funduszy na jej działanie od europejskich sponsorów, dostał reprymendę. Wiadomo również, że ACUE przekazywał pieniądze Paulowi-Henriemu Spaakowi, jednemu z „ojców zjednoczonej Europy". Ten socjalistyczny polityk był trzykrotnym belgijskim premierem, długoletnim ministrem spraw zagranicznych oraz sekretarzem generalnym NATO. Spaak miał również pomagać CIA w jednej z tajnych operacji. Oficjalnie pomysły mówiące o budowie wspólnego europejskiego rynku miały być pomysłami zgłaszanymi przez samych Europejczyków. Gdy były brytyjski premier, pół-Amerykanin Winston Churchill wezwał do budowy „Stanów Zjednoczonych Europy", wielu polityków z kontynentu przyjęło jego deklarację z dużą podejrzliwością. Szczególnie nieufnie została ona potraktowana przez Francuzów – naród przekonany o swojej wyższości kulturowej nad Anglosasami. Warunkiem odniesienia sukcesu przez ideę integracji europejskiej było więc wykreowanie frankofońskiego polityka w roli „ojca założyciela". Aby takiego polityka wykreować, trzeba było najpierw mieć sprawnego „załatwiacza", który doskonale zna francuskie elity, a zarazem jest przyjazny wobec Waszyngtonu. Do tej roli nie było lepszego człowieka niż Jean Monnet.
Handlarz koniakiem
Monnet jest obecnie nazywany „ojcem Europy". Ten tytuł przylgnął do niego w uznaniu zasług, jakie położył dla procesu integracji europejskiej w latach 40. i 50. Jest uznawany m.in. za twórcę Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, pierwszej ze wspólnot europejskich (w oczywisty sposób wzorowanej na podobnych ciałach powstałych w USA w czasach New Deal). O poglądach „ojca Europy" dużo mówi choćby to, że na pierwszym posiedzeniu władz Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali demonstracyjnie podarł swój francuski paszport i ogłosił, że już go nie potrzebuje, bo jest obywatelem Zjednoczonej Europy.
Zanim Monnet stał się spiritus movens integracji europejskiej, był przede wszystkim biznesmenem. Zaczynał karierę w rodzinnej firmie produkującej koniak. Reprezentował ją w Londynie. Dzięki jego obrotności i urokowi osobistemu koniak produkowany przez Monnetów trafiał do domów przedstawicieli brytyjskich elit finansowych. Walory trunku Monneta dostrzegli również amerykańscy bankierzy. Obrotny handlowiec tak im się spodobał, że zaoferowali mu pracę lobbysty. W czasie I wojny światowej namawiał rząd Francji do koordynowania z Wielką Brytanią zamówień zbrojeniowych w USA. Bankierzy zza oceanu finansowali zbrojenia ententy, amerykański przemysł przeżywał boom, bankierzy się bogacili, pośrednicy, tacy jak Monnet, dostawali swoją dolę, a państwa Europy zostały z górami długów, ruin i trupów. Działalność Monneta nieco irytowała francuskiego premiera Georges'a Clemenceau. Niezłomny „Tygrys" polecił wszcząć dochodzenie, czy przyszły „ojciec Europy" nie miga się czasem od wojska, wykorzystując kupione zwolnienie lekarskie. Włos z głowy Monnetowi jednak wówczas nie spadł, a po wojnie rządy Wielkiej Brytanii i Francji mianowały tego obrotnego handlarza koniakiem zastępcą sekretarza Ligi Narodów...