Pani przygoda z powieściami historycznymi osnutymi wokół życia silnych kobiet rozpoczęła się wraz z wydaną w 2021 r. bestsellerową „Narzeczoną nazisty”. Prawa do ekranizacji tej powieści zostały już kupione. Przedstawia pani w niej wątek miłosny pomiędzy polską patriotką a niemieckim żołnierzem. Czy wpływ, jaki kobiety mogą wywrzeć na zakochanych mężczyzn, stanowi jedną z ich największych „mocy”, będących w stanie zmienić bieg historii?
Owszem, znane są z kart historii świata takie sytuacje, w których miłość odgrywała znaczącą rolę i potrafiła zmienić bieg wydarzeń, ale są to przypadki mocno marginalne i też nie o to w „Narzeczonej nazisty” chodziło. Nie sądzę też, aby ta „broń” stanowiła największą siłę kobiet w dążeniu do zmiany historii, bo mają one znacznie więcej do zaoferowania. „Narzeczona nazisty” to przede wszystkim dramatyczna opowieść o dwojgu młodych ludzi, którzy nie chcieli i na pewno nie dążyli do tego, aby mieć jakikolwiek wpływ na historię. Wręcz pragnęli żyć spokojnie z dala od wojennej rzeczywistości, która ich dotknęła. To, że w tej okrutnej wojnie narzucono im wzajemną wrogość i nienawiść, a jedyną społecznie dopuszczalną oraz akceptowalną formą miłości stała się miłość do ojczyzny, okazało się ich osobistym dramatem. Oni jako narzeczeni mieli przecież zupełnie inny plan na życie. Nie chcieli ze sobą walczyć, ale tak im wówczas nakazywał honor. Takich ludzi jak Hania i Johann podczas II wojny światowej nie brakowało. Wystarczy zagłębić się we wspomnienia świadków, którzy tę wojnę przeżyli. Przez długie dekady historia bała się takich relacji, bo uważano je za niewygodne, wypaczające rzeczywistość, gloryfikujące „wroga”, bezczeszczące państwowe wartości. A ci ludzie często byli ofiarami brutalnej rzeczywistości, w dodatku przez długie dekady surowo i bezwzględnie osądzanymi jako osoby, które dopuściły się zdrady. A czasem ta ich zdrada polegała tylko na tym, że nie potrafili wyrzec się miłości do człowieka stojącego po drugiej stronie barykady. Historia jest złożona, tak jak złożone są ludzkie losy, a relacje damsko-męskie, zwłaszcza te o zabarwieniu romantycznym, zawsze odgrywały ogromną rolę, i to wbrew powszechnie panującym zasadom.
Nie ulega wątpliwości, że sprawczość kobiet nie ogranicza się jedynie do sfery relacji damsko-męskich. Są one w stanie zupełnie indywidualnie kształtować swoją rzeczywistość. Jednak to, co obecnie jest dla nas standardem, nie było oczywiste jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Czy opisywanie procesu zdobywania przez kobiety władzy nad własnym życiem sprawia pani najwięcej satysfakcji? Które wydarzenia z przeszłości, odnoszące się do tego zagadnienia są pani najbliższe?
Oczywiście, że sprawczość kobiet nie zamyka się wyłącznie w sferze relacji damsko-męskich. Takie stwierdzenie byłoby wręcz ogromnym uproszczeniem. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu kobiety borykały się z nieporównywalnie większymi problemami niż my teraz. Były powszechnie poniżane, marginalizowane i zaniedbywane na każdym poziomie życia – społecznym, edukacyjnym, gospodarczym i prawnym. Kobiety nie miały praktycznie żadnych perspektyw, prócz prawa do bycia żoną i matką. Takie kobiety są bohaterkami niektórych moich powieści, jak np. „Siła kobiet”, „Cena wolności” czy najnowszej książki – „Nigdy się nie poddam”. Pojawiły się jednak w tamtych czasach odważne i świadome emancypantki, jak chociażby polityczka oraz działaczka społeczna Zofia Moraczewska czy posłanka Maria Moczydłowska – a oprócz nich także wiele innych Polek – które nie bały się mówić głośno o prawach kobiet. I to one są dla mnie zarówno powodem do dumy, jak i przedmiotem podziwu. Naturalnie stały się więc pierwowzorem moich bohaterek. Bały się tak jak my, kochały tak jak my, miały pasje i marzenia jak my, ale żywiły też głęboką świadomość, że bez wolności to wszystko stanowi tylko namiastkę życia. Jest jedynie jego skrawkiem, fragmentem, a nierzadko po prostu udręką.
Uważam, że dwudziestolecie międzywojenne mogło okazać się w tej kwestii dla Polski kluczowe. Byliśmy młodym państwem na poziomie konstytuowania się wszelkiego prawa, mogliśmy zrobić naprawdę wiele w sprawie praw kobiet, mogliśmy stać się wzorem dla innych państw Europy i świata, a jednak potencjał mocnego głosu polskich kobiet został wówczas zmarnowany przez radykalne, mocno przestarzałe poglądy niedojrzałych polityków. Polacy nie mieli odwagi zmierzyć się z siłą i potencjałem swoich kobiet. To jest ten temat w naszej historii, który bardzo mnie interesuje. Nie bez znaczenia jest również fakt, że wiele z tego, co jednak udało się wówczas polskim kobietom osiągnąć, wojna zaprzepaściła, a komunizm z kolei utworzył własny model kobiety.