Dzieci Głogowa. Heroiczna decyzja i jej straszliwa cena

24 sierpnia 1109 r. mieszkańcy piastowskiego grodu stanęli przed najtrudniejszym wyborem w swoim życiu. Podjęta wówczas heroiczna decyzja ocaliła ich domy przed barbarzyńskim najeźdźcą i zagwarantowała wiekuiste miejsce w panteonie narodowych bohaterów. Ale cena, jaką przyszło im za nią zapłacić, była straszliwa.

Publikacja: 18.07.2024 21:00

Fragment Pomnika Dzieci Głogowskich

Fragment Pomnika Dzieci Głogowskich

Foto: PAP/Maciej Kulczyński

Lato 1109 r. nie było spokojne. Z zachodu nadciągała na ziemie polskie armia Cesarstwa Rzymskiego pod dowództwem niemieckiego króla Henryka V Salickiego. Wojsko, liczące około 10 tys. rycerzy z Saksonii, Bawarii, Frankonii i Lotaryngii, wyruszyło z Erfurtu na początku sierpnia. Siły militarne Niemców zamierzał wesprzeć ich czeski sojusznik – książę Świętopełk Przemyślida.

Powody, dla których obaj władcy zdecydowali się najechać Polskę, leżały w genezie rodzinnego konfliktu o władzę, do którego doszło pomiędzy księciem Bolesławem Krzywoustym a jego bratem Zbigniewem. Zbigniew był starszym synem księcia Władysława I Hermana, ale pochodził z nieprawego łoża. Kiedy zatem na świat przyszedł jego młodszy brat Bolesław – jak pisał Gall Anonim: „urodził się Bolesław w uroczystość Św. Stefana króla (20 sierpnia 1086 r.), matka zaś jego zaniemógłszy następnie, umarła w noc Bożego Narodzenia” – Zbigniew został automatycznie wykluczony z grona potencjalnych kandydatów na prawowitego władcę i zgodnie z ówczesnym zwyczajem przeznaczony do stanu duchownego. Ambicje i plany Zbigniewa nie miały jednak wiele wspólnego z Królestwem Niebieskim, lecz dotyczyły przede wszystkim tego ziemskiego. Nie potrafił pogodzić się z utratą ojcowizny, dlatego wytrwale szukał sposobu, żeby odebrać bratu władzę zwierzchnią w Księstwie Polskim. Nie cofnął się nawet przed zdradą państwa.

Czytaj więcej

Naukowcy chcą poznać DNA polskich władców

Gdzie dwóch się bije...

Kiedy po przegranej bratobójczej wojnie z Bolesławem (1102–1107) został zmuszony do udania się na wygnanie do Niemiec, postanowił wykorzystać tę okoliczność w celu zawiązania spisku przeciwko polskiemu władcy. Zbigniew przekonał niemieckiego króla, że został bardzo skrzywdzony przez brata i pozbawiony należnych mu praw. Henryk przyjął te rewelacje z nieukrywaną satysfakcją. Wprawdzie niespecjalnie wzruszał go tragiczny los Zbigniewa, ale od dawna szukał pretekstu do najazdu na Polskę. Bolesław irytował go swoimi zakusami na tereny Pomorza, na które on również spoglądał łakomym wzrokiem.

Grzmiąc, że zamierza przywrócić polską władzę w prawowite ręce, monarcha rozpoczął przygotowania do wyprawy przeciwko księstwu Bolesława. Do przedsięwzięcia przyłączył się czeski książę, dyszący żądzą zemsty za polski najazd na Czechy w 1108 r. (spowodowany niewypełnieniem przez Świętopełka ciążącego na nim zobowiązania zwrotu Polsce zagarniętych na Śląsku grodów). Czesi mieli dołączyć do wyprawy w okolicy Krosna i Niemcy bardzo liczyli na ich obecność, gdyż ci znali lepiej topografię ziem polskich i mogli okazać się bardzo użyteczni podczas przeprawiania się przez rozległe puszcze oraz bagna.

Ostatnią szansą dla Bolesława na uniknięcie otwartego konfliktu zbrojnego stało się wypełnienie ultimatum niemieckiego władcy. Henryk ogłosił, że wycofa swoje wojsko, pod warunkiem jednak, że Bolesław odda połowę państwa Zbigniewowi, uzna zwierzchność cesarstwa oraz będzie regularnie płacił trybut wynoszący 300 grzywien bądź też odda do dyspozycji króla 300 rycerzy. Bolesław natychmiast odrzucił propozycję, hardo zapowiadając Henrykowi: „bacz zatem, komu grozisz, jeżeli chcesz wojować – znajdziesz wojnę”. Pomimo tej butnej i nieugiętej postawy Bolesław znajdował się wówczas w nieciekawym położeniu. W chwili gdy wróg wdzierał się coraz głębiej na tereny księstwa, zajęty był prowadzeniem batalii z Pomorzanami. Nie mógł odstąpić od tej kampanii i wyruszyć na południowy zachód, gdyż Pomorzanie mogliby z łatwością wykorzystać ten odwrót i wbić polskiemu władcy nóż w plecy, zajmując Wielkopolskę. Bolesław musiał więc pogodzić się z faktem, iż nie będzie miał możliwości osobistego dowodzenia obroną swojej ojcowizny. Wysłał jedynie kilka oddziałów konnicy, która zdołała dotrzeć pod Głogów tuż przed wojskiem nieprzyjaciela.

Czytaj więcej

Wkrótce remont nekropolii Piastów

Wróg u bram i... rozejm

Tymczasem Niemcy, chociaż nie doczekali się jeszcze zapowiadanego przyjazdu Czechów, przemieszczali się coraz dalej. Około 22 sierpnia przeprawili się przez Odrę w miejscu, w którym Polacy się nie spodziewali. Przeprawę ułatwiła im panująca tego lata susza i stosunkowo niski stan wody w rzece. Chociaż armia początkowo zamierzała maszerować wprost na Poznań, Henrykowi nie dawał spokoju relatywnie silny gród Głogów. Obawiając się, iż głogowianie od tyłu zaatakują posuwającą się armię, wsparci nadciągającymi z Pomorza posiłkami Bolesława, zarządził zdobycie grodu w pierwszej kolejności. Rano 24 sierpnia wojsko rozgromiło zbrojnych Bolesława stacjonujących pod umocnieniami Głogowa, rozbiło obóz, a następnie wysłało posłów mających negocjować dobrowolne poddanie grodu, bez rozlewu krwi. Prawdopodobnie Henryk był przekonany, że bez trudu przeforsuje swoją wolę. Zdradliwy Zbigniew zapewniał go, że polskie grody nie powinny stanowić dla jego armii poważnego wyzwania.

Głogowianie wykazali się jednak zdumiewającą lojalnością wobec swojego zwierzchnika. Oparli się pokusie spełnienia żądania najeźdźcy, który gwarantował im zachowanie życia i mienia w razie poddania grodu oraz zaproponowali Niemcom pięciodniowy rozejm, podczas którego zamierzali wysłać do Bolesława posłów z pytaniem o możliwość kapitulacji. Niemcy przystali na ten pomysł pod jednym warunkiem – głogowianie musieli wydać w ich ręce zakładników mających stanowić gwarancję dotrzymania zasad rozejmu. Henryk zaręczył przy tym, że zakładnicy wrócą do swoich rodzin cali i zdrowi, bez względu na treść decyzji Bolesława odnośnie do samego grodu: „Niezależnie od tego, czy pokój zostanie zawarty, czy odrzucony, odzyskacie swoich zakładników”. Głogowianie nie mieli innego wyboru niż uwierzyć w to zapewnienie. Do obozu nieprzyjaciela została zabrana nieznana liczba zakładników, wśród których znajdowali się krewni przedstawicieli starszyzny grodu, w tym syn samego komesa (zarządcy okręgu grodowego). Możliwe, że właśnie dlatego w polskim przekazie utrwaliło się przeświadczenie, iż zakładnicy byli dziećmi. Tak naprawdę nie mamy jednak żadnej informacji, w jakim wieku były te osoby.

Ocena Bolesława odnośnie do tej sytuacji nie pozostawiała złudzeń. „Lepiej będzie i zaszczytniej, jeśli zarówno mieszczanie, jak i zakładnicy zginą od miecza za ojczyznę, niż gdyby kupując zhańbiony żywot za cenę poddania grodu, mieli służyć obcym” – cytuje jego odpowiedź Gall Anonim w „Kronice polskiej”, dodając, iż władca zapowiedział, że jeśli głogowianie postanowią jednak poddać gród i nie zginą z rąk Niemców, to on sam każe ich powiesić. Jeżeli zaś wierzyć relacji Wincentego Kadłubka, podczas udzielania odpowiedzi nawiedził Bolesława prawdziwie poetycki nastrój: „Nad trutnia nic gnuśniejszego, nic łagodniejszego nad owada miododajnego. Oba jednak, ten od ula, tamten od gniazda, odganiają osojady. Raczej więc stracić zakładników niż wolność! Wszak pożyteczniej jest nie oszczędzić życia kilku ludzi niż z powodu małodusznego niedołęstwa wystawić wielu na niebezpieczeństwo”. Bez względu jednak na rzeczywistą formę, w jakiej książę wyraził swoją decyzję, jej przekaz nie budził wątpliwości: żadna kapitulacja nie wchodziła w grę. Niewykluczone, że tak radykalne stanowisko księcia podyktowane było uzasadnioną obawą, iż klęska Głogowa będzie równoznaczna z przegraniem całej wojny.

Głogowianie z pokorą przyjęli ten rozkaz do wiadomości i pozostały czas rozejmu wykorzystali na przygotowania do obrony oraz odparcia nieuniknionego już szturmu. Naprawiali ruszone zębem czasu miejsca w fortyfikacjach, gromadzili broń, szykowali zapasy wody i żywności. Nie próżnowali również oblegający, budując, wznosząc i montując katapulty i wieże oblężnicze. Jednocześnie głogowianie poprosili o zwrot zakładników. Henryk odmówił, stwierdzając, że zrobi to tylko w przypadku poddania grodu. Wówczas głogowianie zrozumieli, iż Niemcy nie zamierzają dotrzymać danego słowa, i że mieszkańcy muszą być gotowi na każdy, nawet najczarniejszy scenariusz.

Szturm na gród

Pomimo tej świadomości widok, jaki ujrzeli głogowianie dzień po zakończeniu rozejmu, musiał być dla nich szokujący. Do Głogowa powoli zbliżały się wysokie drewniane machiny oblężnicze, do których przywiązani byli zakładnicy. Król niemiecki sądził zapewne, że mieszkańcy nie odważą się strzelać do swoich bliskich, a on w ten sposób z łatwością zdobędzie gród. Szok i stupor mieszkańców Głogowa miał przerwać krzyk jednego z zakładników, który wzywał mieszkańców do walki. Pomimo rozpaczy i przerażenia głogowianie zmusili się do koncentracji na odparciu szturmu. Wiedzieli, że w razie zwycięstwa Niemcy nie tylko nie oszczędzą zakładników, ale również całej ludności grodu, i że w tej chwili nie mają już nic do stracenia.

Przebieg walk niezwykle plastycznie i barwnie opisał Gall Anonim: „Niemcy nakręcali kusze ręczne, Polacy zaś machiny z kuszami; Niemcy wypuszczali strzały, a Polacy strzały i inne pociski; Niemcy zataczali proce z kamieniami, a Polacy kamienie młyńskie i silnie zaostrzone pale. Gdy Niemcy zakryci przykrywami z desek usiłowali podejść pod mur, to Polacy sprawiali im łaźnię wrzącą wodą i smołą, zasypując płonącymi głowniami. Niemcy podprowadzali pod bramy żelazne tarany, Polacy zaś staczali na nich z góry koła, zbrojne stalowymi gwiazdami. Niemcy po wzniesionych drabinach pięli się pod górę, a Polacy, zaczepiając ich hakami żelaznymi, porywali ich w powietrze. Polacy wcale nie oszczędzali swoich synów i krewnych więcej niż Niemców”.

Czytaj więcej

Miecz i trucizna

Chociaż Henryk zrozumiał, że okrutny podstęp z zakładnikami nie powiódł się, nie zrezygnował z dalszych prób zdobycia niepokornej warowni. Następne dni sierpnia i września stały się świadkami kolejnych krwawych walk, które nie przynosiły jednak napastnikom żadnych rezultatów. Przeciwnie: liczba poległych po stronie niemieckiej gwałtownie rosła i nawet pojawienie się Świętopełka z posiłkami czeskimi, któremu z miesięcznym opóźnieniem udało się wreszcie w połowie września dotrzeć pod Głogów, nie poprawiła sytuacji. Ponadto Niemcy i Czesi musieli mierzyć się ze swoistą partyzantką Polaków, którzy próbowali prowadzić z nimi popularną w średniowieczu wojnę podjazdową. Polegała ona na tym, iż zamiast stawać do otwartej bitwy, Polacy atakowali i likwidowali mniejsze oddziały wroga oraz oddziały aprowizacyjne. Jak relacjonował Gall Anonim: „Do walki z wrogiem stanęło nie tylko rycerstwo, ale cała ludność. Zawzięci chłopi znosili drobniejsze oddziały niemieckie, nękali wroga po lasach i bagnach”. Król Henryk znajdował się w coraz bardziej kłopotliwym położeniu. Jego podwładni, sfrustrowani niepowodzeniami, zaczynali buntować się i domagać rezygnacji z dalszego oblężenia. W dodatku 21 września stracił sojusznika: książę Świętopełk został zamordowany przez jednego ze swoich rycerzy. Jak donosi czeski kronikarz Kosmas z Pragi, po tym incydencie pozbawione dowódcy wojsko czeskie postanowiło odstąpić od oblężenia.

Odwrót wojsk niemieckich

Do Henryka zaczęła docierać gorzka prawda: nie zdobędzie grodu. Szukał zatem sposobu, aby wycofać się, zachowując twarz. Ponownie zaproponował więc Bolesławowi zawarcie pokoju pod warunkiem otrzymania żądanego wcześniej trybutu. Ten nie zmienił jednak swojego stanowiska i zdecydowanie odmówił zawierania układów z wrogiem. Zrezygnowany Henryk zarządził odwrót spod Głogowa, zabierając ze sobą „trupy swoich rycerzy jako haracz”. Następnie według Galla Anonima Henryk „podstąpił pod miasto Wrocław, gdzie jednak nic więcej nie zyskał, jak trupy na miejsce żywych”. Doszło do krótkotrwałego oblężenia Wrocławia, w ramach którego miała odbyć się bitwa na Psim Polu. Współcześni historycy mają wątpliwości, czy to zdarzenie rzeczywiście zaistniało – kontrowersje budzi zwłaszcza fakt, że zazwyczaj wylewny i sumienny w swojej pracy Gall Anonim nie odnotował tak znaczącej potyczki. Śladów informacji o niej próżno szukać także w dziełach innych europejskich kronikarzy. Wyjątek stanowi tutaj relacja Wincentego Kadłubka, który żył niemal 100 lat później i słynął z tendencji do koloryzowania swoich opowieści. Również prowadzone w latach 70. XX w. badania archeologiczne w miejscu, w którym miała rozegrać się bitwa, nie potwierdziły wersji Kadłubka. Jeżeli jednak Psie Pole rzeczywiście należy tylko do legendy, to nie ulega wątpliwości, że samo oblężenie Wrocławia faktycznie miało miejsce i pochłonęło resztki militarnych sił niemieckiej potęgi.

Henryk V jak niepyszny musiał rejterować do kraju, nie osiągnąwszy żadnego ze swoich celów. Powtórzył los Henryka II, który – jak wspominał kronikarz Thietmar z Merseburga – w latach 1010 i 1017 również bezskutecznie przymierzał się do zdobycia Głogowa. Ponadto skompromitował się w oczach swoich europejskich sojuszników i musiał uznać nad sobą wyższość polskiego władcy, przed czym usilnie wzdragał się przez całe życie, pragnąc widzieć Bolesława w roli swojego wasala. Pewną pociechą musiał być dla niego fakt, że dwa lata później, w 1111 r., doczekał się wreszcie koronacji na cesarza rzymskiego. Jednak nigdy więcej nie próbował już ponownie atakować Polski ani też ingerować w jej sprawy wewnętrzne.

Te ostatnie postanowił za to naprawić sam książę Bolesław, który około Bożego Narodzenia 1112 r. uznał, że nadszedł czas na pojednanie z krnąbrnym bratem i wezwał do siebie Zbigniewa z Niemiec. Niestety, pojednanie nie wypadło tak, jak należałoby się tego spodziewać. Nie wiadomo tylko, czy Bolesław od początku miał zgoła inne plany wobec brata i sprowadził go do siebie pod fałszywym pretekstem, czy też rzeczywiście miał zamiar się z nim pojednać, a Zbigniew sprowokował go swoją hardą postawą. Jak bowiem donosił Gall Anonim: „Zbigniew, miast skruchę okazać, przybył do Bolesława jako władca – z kapelą i nagim mieczem niesionym dumnie przed sobą. Butnie też bratu odpowiadał, a po dworze chodziły słuchy, że wręcz połowy państwa zażądał”. Ostatecznie więc Zbigniew zamiast w ramiona wybaczającego brata trafił w ręce kata, który na rozkaz Bolesława wykuł mu oczy. Kiedy brat zmarł w wyniku komplikacji po „zabiegu”, Bolesławem targnęły wyrzuty sumienia. W ramach pokuty za swój okrutny czyn postanowił ufundować liczne obiekty sakralne, w tym kościoły, klasztory i relikwiarze. Przykładem sfinansowanego przez niego dzieła jest relikwiarz św. Wojciecha w Gnieźnie z 1113 r.

Nic dziwnego zatem, że straumatyzowany własnymi doświadczeniami Bolesław III Krzywousty pragnął, aby podobnych bratobójczych konfliktów uniknęli w przyszłości jego czterej synowie. W 1138 r., tuż przed swoją śmiercią, sporządził testament, w którym podzielił ziemie Księstwa Polskiego pomiędzy swoich dziedziców. Władysław II otrzymał księstwo śląskie, Bolesław IV – księstwo mazowieckie, Mieszko III – księstwo wielkopolskie, a Henryk – księstwo sandomierskie. Czy jednak uchroniło to potomków Bolesława przed konfliktami? Oczywiście, że nie. Czasy rozbicia dzielnicowego, do którego bezpośrednio doprowadził testament Krzywoustego, należą do najbardziej niespokojnych i trudnych w historii polskiej państwowości.

Lato 1109 r. nie było spokojne. Z zachodu nadciągała na ziemie polskie armia Cesarstwa Rzymskiego pod dowództwem niemieckiego króla Henryka V Salickiego. Wojsko, liczące około 10 tys. rycerzy z Saksonii, Bawarii, Frankonii i Lotaryngii, wyruszyło z Erfurtu na początku sierpnia. Siły militarne Niemców zamierzał wesprzeć ich czeski sojusznik – książę Świętopełk Przemyślida.

Powody, dla których obaj władcy zdecydowali się najechać Polskę, leżały w genezie rodzinnego konfliktu o władzę, do którego doszło pomiędzy księciem Bolesławem Krzywoustym a jego bratem Zbigniewem. Zbigniew był starszym synem księcia Władysława I Hermana, ale pochodził z nieprawego łoża. Kiedy zatem na świat przyszedł jego młodszy brat Bolesław – jak pisał Gall Anonim: „urodził się Bolesław w uroczystość Św. Stefana króla (20 sierpnia 1086 r.), matka zaś jego zaniemógłszy następnie, umarła w noc Bożego Narodzenia” – Zbigniew został automatycznie wykluczony z grona potencjalnych kandydatów na prawowitego władcę i zgodnie z ówczesnym zwyczajem przeznaczony do stanu duchownego. Ambicje i plany Zbigniewa nie miały jednak wiele wspólnego z Królestwem Niebieskim, lecz dotyczyły przede wszystkim tego ziemskiego. Nie potrafił pogodzić się z utratą ojcowizny, dlatego wytrwale szukał sposobu, żeby odebrać bratu władzę zwierzchnią w Księstwie Polskim. Nie cofnął się nawet przed zdradą państwa.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia Polski
Pochowają 700 ofiar z „doliny śmierci”
Materiał Promocyjny
Samochód jako atrakcyjny i motywujący dodatek do wynagrodzenia
Historia Polski
Bezprym, syn Bolesława Chrobrego - zapomniany władca Polski
Historia Polski
Zwiedzanie polskich zabytków techniki. Dzieje krakowskich mostów, część I
Historia Polski
Odnawiają mury, na których bronili się konfederaci barscy
Materiał Promocyjny
Aż 7,2% na koncie oszczędnościowym w Citi Handlowy
Historia Polski
Dlaczego prokurator IPN musi ponownie zbadać akcję „Wisła”
Materiał Promocyjny
Wiatr w żaglach wielkiej energetyki