Bogusław Chrabota: Strumyk i magia pomnika

Trudno to sobie dziś wyobrazić, ale przedwojenna granica II Rzeczypospolitej z Niemcami przebiegała na swoim zabrzańskim odcinku wzdłuż absolutnie niepozornej, maleńkiej i wiecznie brudnej rzeczki Czarniawki.

Publikacja: 28.12.2023 21:00

Nieistniejący pomnik gen. Karola Świerczewskiego w Zabrzu

Nieistniejący pomnik gen. Karola Świerczewskiego w Zabrzu

Foto: Tomasz Górny (Nemo5576)/CC BY-SA 4.0

Czarniawką nazwano ją dopiero po wojnie. Za Niemca rzeczka nosiła dumne miano Schwarzwasser, a jej mitycznym dorzeczem były hałdy okolicznych kopalni. To właśnie ze strumyków żłobiących zbocza hałd brała się woda i kolor granicznej rzeczki. Nieraz jako dziecko wyobrażałem sobie wczesne godziny pierwszego dnia września 1939 r., kiedy tysiące obutych w ciężkie buciory hitlerowskich najeźdźców przeskakują metrowej szerokości koryto Czarniawki i pędzą na podbój sanacyjnej Polski. W istocie świetnie byliśmy zabezpieczeni przed rzeszą barbarzyńców Adolfa Hitlera. Strategiczną rolę granicy Czarniawka przestała pełnić dokładnie pięć lat później, kiedy granicę przesunięto kilkaset kilometrów dalej na zachód.

Strumyk Czarniawka stał się więc całkiem neutralny, za to na potęgę wyrósł rozrastający się na brzegach dawnej granicznej „rzeki” park. Przed wojną były to raczej chaszcze. Za to po wojnie, czy to za sprawą przypadku, czy okrutnego żartu komunistów, pośrodku poniemieckich terenów zielonych postawiono kamienny pomnik ze spiżowym torsem, a całemu parkowi nadano imię generała Karola „Waltera” Świerczewskiego. Żeby było jeszcze godniej, na straży parku postawiono dwa odlane z brązu lwy, sieroty po zburzonym przez Sowietów gigantycznym pałacu w Świerklańcu. Strzegły więc teraz pamięci zamordowanego przez bandytów z UPA polskiego generała i stanowiły ulubione tło dla fotografujących się nowych mieszkańców dawnego Hindenburga.

Czytaj więcej

Wojna domowa w Hiszpanii: Pomocnicy spod czerwonej gwiazdy

Nie pamiętam, kiedy spojrzałem na pomnik generała „Waltera” po raz pierwszy, ale musiały to być głębokie lata 60. XX w. Zapewne jeszcze z głębi jakiegoś przedpotopowego wózka albo wysokości karku niosącego mnie „na barana” dziadka. Co zobaczyłem, zaglądając w spiżowe oczy bohatera komunistycznej Polski? Hart ducha? Siłę woli? Proletariacką niezłomność? Ano nie. Z późniejszej legendy wynika, że najbardziej interesowały mnie ptaki siadające na łysinie bohatera hiszpańskiej wojny domowej. W istocie generał „Walter” miał wielkie powodzenie u lokalnych gołębi. Nie darowały mu ani jednego popołudnia, czego zresztą ślady nosił godnie na głowie przez całe moje dzieciństwo, każąc zadawać coraz bardziej niewygodne pytania.

„A czy ktoś to sprząta?” – pytałem.

„Niestety, trzeba czekać na deszcz…” – z zagadkowym uśmiechem odpowiadał mój dziadek.

Do dziś intensywnie czuję dyskomfort generała Świerczewskiego, ten sam, który tak bardzo udzielał się również mojej skromnej osobie. Miałem poczucie nie tylko głębokiej niesprawiedliwości dziejowej: nie dość, że zabity przez UPA, to jeszcze dręczony przez gołębie; ale wchodząc w jego głowę, wyobrażałem sobie, jak głęboko pożąda oczyszczających strumieni deszczu. „A może założymy mu kapelusz?”, wymyśliłem któregoś dnia, kiedy wiedziałem już, do czego służą kapelusze. Dziadek nie wyraził zgody, rozstałem się więc z tą myślą i w ogóle z troską o samopoczucie generała „Waltera” na zawsze. Sprawa przepadłaby pewnie w mojej pamięci, gdyby nie pewien zbieg okoliczności, do którego doszło niemal pół wieku później.

Oto spacerowałem którejś jesieni po wojskowych Powązkach z moimi dziećmi lub znajomymi. Takie spacery mają swój urok, a towarzyszy im zwykle rytuał przybliżania gościom postaci zacnych nieboszczyków. Przypadkiem trafiliśmy na grobowiec Karola Świerczewskiego, legendarnego „Waltera”. Wspomniałem więc o pomniku mojej młodości ze śląskiego parku.

W naszych, już słusznych czasach spiżowe popiersie Świerczewskiego z Zabrza skutecznie ewakuowano

„A dlaczego tu nie ma popiersia?” – ktoś spytał.

„Z litości!” – odpowiedziałem odruchowo, choć chwilę później przyszło mi na myśl, że za wszystkie bezeceństwa Świerczewskiego, za liczne zdrady, pijaństwa, marnowanie życia ludzkiego taki wiecznie obsrywany przez ptaki pomnik byłby ledwie marną odpłatą. Generał „Walter” zasłużył sobie na więcej. Ale cóż, niech odpoczywa w spokoju.

À propos! W naszych, już słusznych czasach spiżowe popiersie Świerczewskiego w Zabrzu skutecznie ewakuowano z parku jego imienia. Dziś park upamiętnia postać rotmistrza Witolda Pileckiego. Kamienny cokół stoi, jak stał (lwy również są), ale popiersia Pileckiego na wszelki wypadek nie postawiono.

A gdzie jest popiersie Świerczewskiego? Przez długi czas była to dla mnie zagadka. Odnalazł się w Muzeum PRL-u w Rudzie Śląskiej – ledwie 2, może 3 kilometry od parku im. Rotmistrza Pileckiego. Muzeum prowadzi zacna para moich przyjaciół. Szczerze polecam. Zrobiłem sobie nawet zdjęcie z popiersiem Świerczewskiego. Czy jest piękniejszy niż przed laty? Niespecjalnie.

Czarniawką nazwano ją dopiero po wojnie. Za Niemca rzeczka nosiła dumne miano Schwarzwasser, a jej mitycznym dorzeczem były hałdy okolicznych kopalni. To właśnie ze strumyków żłobiących zbocza hałd brała się woda i kolor granicznej rzeczki. Nieraz jako dziecko wyobrażałem sobie wczesne godziny pierwszego dnia września 1939 r., kiedy tysiące obutych w ciężkie buciory hitlerowskich najeźdźców przeskakują metrowej szerokości koryto Czarniawki i pędzą na podbój sanacyjnej Polski. W istocie świetnie byliśmy zabezpieczeni przed rzeszą barbarzyńców Adolfa Hitlera. Strategiczną rolę granicy Czarniawka przestała pełnić dokładnie pięć lat później, kiedy granicę przesunięto kilkaset kilometrów dalej na zachód.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia Polski
Tajemnicza beczka wyłowiona z Bałtyku i jej ofiary. Czas na działania Akademii Marynarki Wojennej i WAT
Historia Polski
Czy prof. Jerzy Bralczyk miał rację? Ostrożnie z tym uczłowieczaniem
Historia Polski
Zwiedzamy polskie zabytki techniki: Staropolski Okręg Przemysłowy
Historia Polski
Manifest PKWN: 22 lipca, dzień wielkiego kłamstwa
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Historia Polski
Oto kufer Else Ledermann. 80 lat temu zlikwidowano obóz na Majdanku