Czym Gabriel Narutowicz zawinił endecji?

Zamach na pierwszego prezydenta II RP i poprzedzająca go absurdalna kampania nienawiści były dowodami przede wszystkim na porażającą głupotę i warcholstwo przedstawicieli obozu narodowo-demokratycznego.

Publikacja: 14.12.2023 21:00

Roman Dmowski (1864–1939)

Roman Dmowski (1864–1939)

Foto: NAC

W 1921 r. endecja mocno przyczyniła się do powstania dwóch szkodliwych dla Polski dokumentów – traktatu ryskiego z Rosją Sowiecką i konstytucji marcowej. Owa konstytucja wprowadzała w Polsce „sejmokratyczny” ustrój, w którym prezydent był pozbawiony realnej władzy, a kolejne słabe rządy były zależne od bardzo niestabilnych układów politycznych w parlamencie. Konstytucję skrojono pod osobę marszałka Józefa Piłsudskiego – aby maksymalnie ograniczyć jego władzę, na wypadek gdyby chciał zostać prezydentem. Do wyborów miało dojść w grudniu 1922 r., już po zebraniu się nowego Sejmu. Za jedynego kandydata mającego szansę uznawano Piłsudskiego. Popierały go PPS, PSL Wyzwolenie, PSL-Piast i Narodowa Partia Robotnicza, dysponujące razem 212 głosami. „Prawica w tych warunkach porażkę swoją uważała za nieuniknioną, i to tak dalece, że nie szukała nawet własnego kontrkandydata, ograniczając się wyłącznie do negatywnej, a napastliwej jak zawsze kampanii przeciwko Piłsudskiemu” – pisał emigracyjny historyk Władysław Pobóg-Malinowski. Piłsudski zrobił jednak endecji niespodziankę i 4 grudnia 1922 r. ogłosił, że nie będzie kandydować na prezydenta. Zasugerował, że najlepszą kandydaturą byłby Wincenty Witos, przywódca PSL-Piast. To nie spodobało się jednak konkurującej z Piastem, bardziej lewicowej partii PSL-Wyzwolenie. Wymyśliła więc ona kandydaturę Gabriela Narutowicza, ministra spraw zagranicznych, a wcześniej ministra robót publicznych, człowieka powszechnie uważanego za apolitycznego fachowca i patriotę, który porzucił karierę w Szwajcarii, by służyć Polsce. To nie spodobało się ani Piłsudskiemu, ani Narutowiczowi. „Kiedym mu pierwszy raz zaproponował wystawienie jego kandydatury – przeraził się po prostu tej myśli” – wspominał Stanisław Thugutt, przywódca PSL-Wyzwolenie.

Psychologia tłumu

Piłsudski zaproponował kompromisową kandydaturę Stanisława Wojciechowskiego, na którą zgodziło się PSL-Piast. PPS wystawiła jako kandydata Ignacego Daszyńskiego, a blok mniejszości narodowych – językoznawcę Jana Baudouina de Courtenaya. W tym czasie endecja targowała się z Witosem i proponowała mu szereg kandydatur. Witos wszystkie je odrzucał, w nadziei, że endecy sami wysuną go na kandydata. Endecy postanowili jednak uparcie forsować kandydaturę Maurycego hr. Zamoyskiego, największego w kraju „obszarnika”, który był niechętnie nastawiony do reformy rolnej będącej głównym punktem programu ludowców.

Czytaj więcej

Morderstwo prezydenta Narutowicza. Trzy strzały nienawiści

Wybory odbyły się w Sejmie 9 grudnia 1922 r. Po dwóch turach głosowań odpadł Daszyński, a po trzeciej – Baudouin de Courtenay. W czwartej Zamoyski dostał 224 głosy, Wojciechowski – 146, a Narutowicz – 171. Poparcie dla Narutowicza rosło na skutek zakulisowych intryg endecji. W czwartej turze głosowało na niego czterech endeckich posłów. Zależało im na wyeliminowaniu z gry Wojciechowskiego, by postawić Witosa przed alternatywą: albo wybór endeckiego kandydata, albo osoby wystawionej przez znienawidzonych konkurentów z PSL-Wyzwolenie. Witos wyraźnie się jednak obraził na endeków – cały jego klub zagłosował w piątej turze za Narutowiczem, który dostał 289 głosów, podczas gdy Zamoyski miał ich 227. Wynik głosowania był raczej łatwy do przewidzenia, dla endeckich liderów był on jednak szokiem…

10 grudnia wszystkie endeckie gazety opublikowały oświadczenie podpisane przez: Stanisława Głąbińskiego, Stanisława Grabskiego, Mariana Seydę, Józefa Chacińskiego, Wojciecha Korfantego, Edwarda Dubanowicza i Stanisława Strońskiego, mówiące, że Narutowicz „narzucony został na prezydenta głosami obcych narodowości”, a naród polski „musi odczuć i odczuje taki wybór jako ciężką zniewagę” i „jako gwałt zadany myśli politycznej polskiej”. Wprawiono w ten sposób w ruch machinę propagandową rozsiewającą narrację mówiącą o tym, że nowy prezydent to marionetka w rękach Żydów i masonów, która doprowadzi Polskę do zguby.

Prezydent Narutowicz w otoczeniu polskich oficerów, 11 grudnia 1922 r.

Prezydent Narutowicz w otoczeniu polskich oficerów, 11 grudnia 1922 r.

Krzysztof Chojnacki / East News

„Gazeta Warszawska”, główny organ obozu narodowego, przekonywała więc czytelników, że Narutowicza z Polską „niemal nic nie łączy” i że „nie umie on nawet dobrze mówić po polsku”. Stanisław Stroński w artykule „Ich prezydent” w dzienniku „Rzeczpospolita” nazwał Narutowicza „politykiem-nieborakiem”, który „lżył Sprzymierzonych”, a teraz „narzuca się głosami żydowsko-niemiecko-ukraińskimi na przedstawiciela państwa polskiego wobec zagranicy”. Ks. Kazimierz Lutosławski pytał natomiast w „Gazecie Porannej 2 Grosze”: „Jak śmieli żydzi narzucić Polsce swojego prezydenta? Jak mógł Witos rzucić głosy polskie na żydowskiego kandydata?”. Ani Stroński, ani Lutosławski oczywiście nie wspominali w swoich tekstach, że ani Żydzi, ani inni posłowie Bloku Mniejszości Narodowych nie byliby w stanie sami „narzucić” jakiegokolwiek kandydata. To głosy PSL-Piast ostatecznie zadecydowały o wyborze Narutowicza, a endecy dobrze oceniali prezydenta-elekta w czasie, gdy był ministrem robót publicznych.

Karkołomna wolta narracyjna endeckich publicystów okazała się jednak zadziwiająco skuteczna. Przed Hotelem Europejskim, miejscem zamieszkania prezydenta-elekta, odbywały się nienawistne demonstracje. Narutowicz dostawał też anonimy pełne wyzwisk i gróźb. Pojawiły się także wezwania do insurekcji. Generał Józef Haller, przemawiając z balkonu pałacyku Dziewulskich, mówił, że „Polskę sponiewierano”, ale dał wyraz nadziei, że „o ile obecny odruch stolicy nie będzie słomianym ogniem – zwyciężymy!”. Im bliżej było zaprzysiężenia prezydenta, tym bardziej gęstniała atmosfera nienawiści.

11 grudnia, w dniu zaprzysiężenia, od rana gromadził się wielotysięczny tłum w okolicach Sejmu. Pobito dwóch lewicowych posłów, a posła Daszyńskiego i senatora Bolesława Limanowskiego zamknięto w bramie jednej z kamienic. W zamieszkach zginął jeden z działaczy PPS, a na ulicach ustawiano barykady z ławek, które usuwali szwoleżerowie torujący drogę powozowi z prezydentem elektem. „Tłum przywitał zatrzymanego Prezydenta wrogimi okrzykami, gwizdem, przekleństwami, wnet posypały się zabłocone, zbite na twardo grudy śniegu; kilka takich grud trafiło Prezydenta, paru zuchwalców z kijami wskoczyło na stopnie powozu; mocnym ruchem strącił ich towarzyszący Prezydentowi szef protokołu St. Przeździecki. Za powozem, gdy minął roztrąconą barykadę, pobiegł wrzeszczący tłum z podniesionymi kijami; z tyłu i z boków, z mijanych tłumów, sypały się wciąż grudy śniegu z błotem… W Sejmie znaczna część ław była pusta, prawica bowiem – zgodnie ze swym planem – odmówiła udziału w Zgromadzeniu, wysyłając na salę jednego tylko swojego przedstawiciela, który zdążył rzucić na Elekta tylko parę obelg, musiał bowiem natychmiast wycofać się pod naciskiem wzburzonych posłów lewicy. Elekt – blady, głęboko wstrząśnięty – przeczekać musiał i tę jeszcze wrzawę, po czym głosem mocnym i pewnym złożył przysięgę na hebanowy krucyfiks” – pisał Pobóg-Malinowski.

Czytaj więcej

Paweł Łepkowski: Krzyczmy nad tą trumną!

Zaprzysiężenie bynajmniej nie przerwało kampanii nienawiści. Endecja wzywała bowiem prezydenta do rezygnacji i snuła apokaliptyczne wizje. Stroński w „Rzeczpospolitej” nazwał Narutowicza „zawadą” postawioną przez Piłsudskiego na drodze ku pomyślności Polski. 12 grudnia w „Kurierze Warszawskim” Władysław Rabski snuł wizję „rudobrodego szatana”, który Polskę „niewolnicę powtórną związał i jak barana niesie na jarmark niemiecki”.

13 grudnia „Gazeta Poranna 2 Grosze” straszyła natomiast „rzekami krwi”, które popłyną, gdyż „ludność polska tej prowokacji nie zniesie”. Pojawiły się plotki o szykowanym zamachu na prezydenta. Do Belwederu docierały listy zawierające proszek z trucizną, a także anonimy precyzyjnie odliczające dni i godziny życia pozostające głowie państwa. W Warszawie oraz Poznaniu niektórzy nawet zbierali pieniądze na przeprowadzenie zamachu.

Kronika hipokryzji

Kampania nienawiści skierowana przeciwko Narutowiczowi była absurdalna i podszyta ogromną hipokryzją. Absurdalna dlatego, że prezydent, zgodnie z postanowieniami konstytucji marcowej, miał niewielkie pole do prowadzenia polityki. W praktyce jego działalność sprowadzała się jedynie do reprezentowania państwa i wypełniania formalności urzędowych. Gdyby więc nawet rzeczywiście Narutowicz był „marionetką żydowsko-niemiecko-ukraińską”, to i tak niewiele miałby okazji do szkodzenia krajowi. Oburzenie endecji na jego wybór było zupełnie nieproporcjonalne do znaczenia prezydenta w ułomnym ustroju wypichconym przez endeków.

14 grudnia 1922 r. podczas spotkania w Belwederze naczelnik państwa Józef Piłsudski oficjalnie przek

14 grudnia 1922 r. podczas spotkania w Belwederze naczelnik państwa Józef Piłsudski oficjalnie przekazał władzę w Polsce prezydentowi Gabrielowi Narutowiczowi

NAC

Absurdem i hipokryzją było również nieustanne wypominanie Narutowiczowi przez endeckich publicystów związków z masonerią i podejrzewanie go o ateizm. Ateistą był wszak wówczas przywódca endecji Roman Dmowski (który przeszedł na katolicyzm dopiero na łożu śmierci). Masonem był natomiast Stanisław Stroński, główny organizator nacechowanej antymasońskimi akcentami kampanii uderzającej w Narutowicza. Wśród innych „wybitnych” endeków można też było rozpoznać „fartuszkowych braci”. Masonem był choćby jeden z głównych ideologów ruchu narodowego Zygmunt Balicki. Co więcej, miewał on nawet lucyferiańskie ciągotki. W 1890 r. wysłał bowiem do emigracyjnego pisma „Jutrzenka” tekst zawierający następujący fragment: „Ale nie zamarł jeszcze stary okrzyk Wolnych Mularzy, którzy ze sztyletami, utkwionymi w niebo, wołają: Nekam Adonai! – Zemsta ci Boże! Kiedy godzina wybije i my podniesiemy ten krzyk na polskiej ziemi i my obejmiemy nim wszystko, co ten świat zawarł w sobie z łez i błota, ucisku i niedoli”.

Przejawem hipokryzji było również doszukiwanie się przez endeckich propagandzistów rzekomych żydowskich korzeni u prezydenta Narutowicza lub insynuowanie, że będzie on realizował „politykę żydowską”. Tak się bowiem składało, że żydowskie korzenie miał Stroński – główny dyrygent tej absurdalnej kampanii. Endecja była w swoim antysemityzmie bardzo niekonsekwentna. Owszem, w sferze werbalnej był on silny. Czasem przekształcał się w pałkarskie incydenty. Ale mając wpływ na sprawowanie rządów, endecja nigdy nie wprowadziła żadnych praw uderzających w interesy ekonomiczne mniejszości żydowskiej (prawa takie – ograniczenie uboju rytualnego i handlu w niedzielę – zostały wprowadzone dopiero przez późną sanację). Tymczasem, jak zauważył choćby przedwojenny publicysta Jan Emil Skiwski, w endeckich gazetach bardzo chętnie zamieszczali swoje reklamy żydowscy przedsiębiorcy. Ciekawe światło na tę sprawę rzucił Jan Pękosławski, prawicowiec, twórca Pogotowia Patriotów Polskich, wrobiony przez endecję w próbę zamachu stanu. „Będąc na jednym z wieców sprawozdawczych, słuchałem przemówienia kilku posłów. Słuchałem, jak dowodzili z zaciętością, że drożyzna u nas panowała z tego powodu, że rząd pozwalał wywozić zagranicę zboże, cukier, nabiał i t. p. artykuły spożywcze. Głównie jeden z nich dowodził, że my wszystko powinniśmy zachować dla siebie i że oni, t. j. posłowie, złożą w sejmie odpowiedni wniosek i nie dopuszczą do takiego rządzenia. Posłem tym był zajadły antysemita, zagorzały katolik i narodowiec. W parę tygodni potem, a było to w Wielki Poniedziałek, wybrałem się z wizytą do tego posła i zastałem u niego 3-ch żydów, z którymi omawiał sprawę wywozu cukru zagranicę” – wspominał Pękosławski.

„Ciszej nad tą trumną!”

16 grudnia w południe prezydent Narutowicz po wizycie u kardynała Kakowskiego udał się na wystawę do Zachęty. Gdy zatrzymał się przed jednym z obrazów, z tłumu padły trzy strzały. Prezydent dostał jedną kulę w kręgosłup, a drugą w serce. Nie było szans na jego uratowanie. Zmarł po kilku minutach. Zamachowca, artystę malarza Eligiusza Niewiadomskiego, schwytali adiutanci prezydenta. Już 29 grudnia, stając przed sądem, stwierdził, że przyznaje się do złamania prawa, ale nie do winy. „Zabójstwo Narutowicza było epizodem w walce o polskość, o naród; padł on z mojej ręki, jako ofiara machinacji, której areną był Sejm. Lewica nie chciała dopuścić na stanowisko prezydenta człowieka niezależnego, chciała takiego, który utrzyma w kraju anarchię, i przeforsowała takiego kandydata, połączywszy głosy swe z głosami żydostwa” – tłumaczył Niewiadomski.

Co bardziej przytomni endecy zaczęli się odcinać od Niewiadomskiego, wskazując, że był on człowiekiem chorym psychicznie. W endeckiej prasie ukazywały się artykuły potępiające „swary partyjne”. Stroński w „Rzeczpospolitej” zamieścił artykuł pt. „Ciszej nad tą trumną!”, w którym potępiał wykorzystywanie żałoby po prezydencie do celów politycznych. W pepeesowskim „Robotniku” odpowiedziano mu: „Nie – my nie zamilkniemy po jednym dniu i nie przejdziemy do innej »aktualności«… Będziemy wam powtarzali: jesteście winni zbrodni!”.

Krypta z sarkofagiem prezydenta RP Gabriela Narutowicza w katedrze św. Jana w Warszawie. Zdjęcie wyk

Krypta z sarkofagiem prezydenta RP Gabriela Narutowicza w katedrze św. Jana w Warszawie. Zdjęcie wykonano w 1928 r.

NAC

Pojawiła się groźba odwetu. PPS planowała już wcześniej wielką manifestację w Warszawie, podczas której miało dojść do blokady endeckich lokali partyjnych i redakcji gazet. Ten plan powstrzymał jednak Ignacy Daszyński. Wygłosił przemówienie do działaczy, w którym stwierdził, że endecja popełniła samobójstwo polityczne, a działania odwetowe mogłyby „wskrzesić trupa” i z morderców prezydenta zrobić męczenników. Daszyński skutecznie spacyfikował warszawską PPS, choć jej akcja miałaby dużą szansę powodzenia. Władza wówczas dosłownie leżała na ulicy. Pułkownik Bogusław Miedzieński wspominał po latach: „Gdy wieczorem zebraliśmy się w Sztabie Głównym u Matuszewskiego (o ile pamiętam – byli oprócz mnie i Matuszewskiego, Koc, Libicki, Włoskiewicz, Boerner, Stamirowski, Flojar-Rajchman i kilku innych) – stwierdziliśmy, po próbach porozumienia telefonicznego, że władze państwowe przestały funkcjonować. Nie było nikogo ani w MSZ, ani w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, ani w Głównej Komendzie Policji. Stwierdziliśmy, że nie zostały rozesłane żadne informacje ani instrukcje, ani do wojewodów, ani do placówek zagranicznych, ani do urzędowej Polskiej Agencji Telegraficznej. Rząd nie działał… Rozesłaliśmy oficerów do MSZ, Spraw Wewnętrznych, do Komendy Policji. Zasiedli oni przy telefonach, nawiązali łączność z wojewodami i z szefami placówek zagranicznych. Daliśmy wszędzie informacje o tym, co się stało, i zapewnienia o całkowitym opanowaniu sytuacji. Nikt nas nie pytał o uprawnienia – działania nasze przyjęto wszędzie jako naturalne”. Marszałek Piłsudski miał wówczas szansę na bezkrwawe przejęcie władzy i dokonanie „sanacji” ustroju Polski. Z szansy tej jednak nie skorzystał. Poradził za to Maciejowi Ratajowi, marszałkowi Sejmu pełniącemu obowiązki głowy państwa, by ten wyznaczył na premiera generała Władysława Sikorskiego. Nowy premier twardo oświadczył na Konwencie Seniorów, że jeśli w kraju nie będzie spokoju, nakaże użyć wojska i nie będzie rozróżniał „winnych od niewinnych”.

Czas pajacowania

Gdy opadły obawy przed zemstą, endecy zaczęli odzyskiwać pewność siebie i znów pajacować. O ile początkowo określano Niewiadomskiego w endeckiej prasie mianem „półgłówka”, o tyle w późniejszych relacjach z jego procesu przedstawiano go jako bohatera i męczennika. Domagano się jego ułaskawienia. Sam zamachowiec oświadczył jednak, że chce uczciwie zapłacić życiem własnym za życie odebrane prezydentowi i że w związku z tym nie uzna żadnej prośby o ułaskawienie. Rozstrzelano go na stokach Cytadeli 31 stycznia 1921 r. W jego pogrzebie na Starych Powązkach uczestniczyło 10 tys. osób. W prasie ukazały się liczne gloryfikujące go nekrologi, a w wielu kościołach odprawiono nabożeństwo żałobne. Wyraźnie zirytowało to Episkopat, który potępił kult endeckiego „męczennika”.

Czytaj więcej

Śmierć prezydenta. Tragiczny finał kampanii nienawiści

Przez kolejne lata endecy skutecznie przyczyniali się do kompromitowania demokracji w Polsce. Gdy więc doszło do zamachu majowego, niewielu ludzi było skłonnych bronić panującego koślawego ustroju. Jak zauważał Jan Pękosławski: „Pozostaje więc tylko prawica, ale cóż ta prawica warta? Z wielkim hałasem przywróciła do życia »Sokoła«, utworzyła Związek Hallerczyków, potem »Ku Chwale Ojczyzny« (?) Związek Dowborczyków, potem znów Związek Strzelca Kurkowego, który miał nam dostarczać pierwszorzędnych strzelców, wreszcie utworzyła Legję Obrony Konstytucji – jako kapitalne głupstwo, bo Legja miała bronić tego, co było przyczyną największego zła w państwie t. j. wadliwej Konstytucji – a na ostatku wiekopomne dzieło »Straż Narodową« i wszystkie te związki i organizacje, powiedzmy wyraźnie i otwarcie, były formowane przeciwko lewicy i przeciwko piłsudczyźnie, ale kiedy Piłsudczycy wyszli do boju na ulicę, to ani jednego z tych związków nie było. Gdyby tak wezwać ich do pełnego żłobu, to na pewno zbiegliby się wszyscy, ale do karabinu nie było i nigdy nie będzie ani jednego. Jak już mówiłem, przed komunistami zmiataliby na pewno tak samo, jak narodowcy w Rosji. (...) Prawica nasza stale kompromituje się swoją polityką i stale przemienia swoje szyldy i nazwy. Dawniej nazywała się Narodową Demokracją, później, po skompromitowaniu się, kiedy dążyła do autonomji i do jakiejś ugody z moskalami, przemianowała się na Związek Ludowo-Narodowy, kiedy znów ten Związek był u władzy i stale kompromitował się swojemi poczynaniami, to znów przezwała się Stronnictwem Narodowem, a ostatnio słyszymy, że urabia się grunt dla nowej nazwy, dla Obozu Wielkiej Polski. I tak zawsze będzie, bo wszędzie są ci sami ludzie, ten sam kierunek i ten sam marazm i niedołęstwo”. Tych gorzkich słów nie napisał bynajmniej socjalista czy mason, tylko twardy prawicowiec, były endek. Jeden z tych, którzy widząc „marazm i niedołęstwo” w swoim ruchu, uznał, że racja leży po stronie marszałka Piłsudskiego.

W 1921 r. endecja mocno przyczyniła się do powstania dwóch szkodliwych dla Polski dokumentów – traktatu ryskiego z Rosją Sowiecką i konstytucji marcowej. Owa konstytucja wprowadzała w Polsce „sejmokratyczny” ustrój, w którym prezydent był pozbawiony realnej władzy, a kolejne słabe rządy były zależne od bardzo niestabilnych układów politycznych w parlamencie. Konstytucję skrojono pod osobę marszałka Józefa Piłsudskiego – aby maksymalnie ograniczyć jego władzę, na wypadek gdyby chciał zostać prezydentem. Do wyborów miało dojść w grudniu 1922 r., już po zebraniu się nowego Sejmu. Za jedynego kandydata mającego szansę uznawano Piłsudskiego. Popierały go PPS, PSL Wyzwolenie, PSL-Piast i Narodowa Partia Robotnicza, dysponujące razem 212 głosami. „Prawica w tych warunkach porażkę swoją uważała za nieuniknioną, i to tak dalece, że nie szukała nawet własnego kontrkandydata, ograniczając się wyłącznie do negatywnej, a napastliwej jak zawsze kampanii przeciwko Piłsudskiemu” – pisał emigracyjny historyk Władysław Pobóg-Malinowski. Piłsudski zrobił jednak endecji niespodziankę i 4 grudnia 1922 r. ogłosił, że nie będzie kandydować na prezydenta. Zasugerował, że najlepszą kandydaturą byłby Wincenty Witos, przywódca PSL-Piast. To nie spodobało się jednak konkurującej z Piastem, bardziej lewicowej partii PSL-Wyzwolenie. Wymyśliła więc ona kandydaturę Gabriela Narutowicza, ministra spraw zagranicznych, a wcześniej ministra robót publicznych, człowieka powszechnie uważanego za apolitycznego fachowca i patriotę, który porzucił karierę w Szwajcarii, by służyć Polsce. To nie spodobało się ani Piłsudskiemu, ani Narutowiczowi. „Kiedym mu pierwszy raz zaproponował wystawienie jego kandydatury – przeraził się po prostu tej myśli” – wspominał Stanisław Thugutt, przywódca PSL-Wyzwolenie.

Pozostało 91% artykułu
0 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia Polski
Polska na światowej liście UNESCO. Podwójny cud w życiu Krzysztofa Pawłowskiego
Historia Polski
Zmarła "Niuśka", ostatnia "dziewczyna z Parasola", weteranka Powstania Warszawskiego
Historia Polski
Nie żyje Zofia Czekalska "Sosenka", bohaterka Powstania Warszawskiego
Historia Polski
Zygmunt II August – ostatni z Jagiellonów
Historia Polski
Przy stoliku w Czytelniku