Książę, mając auxilia przyrzeczone od najjaśniejszego króla szwedzkiego, spodziewał się nie mieszkając na nieprzyjaciela pod Wilno ruszyć i popioły tamtejsze jeszcze nie ostygłe pomścić. Toż waszmości musi być wiadomo, że dziś Wilna w Wilnie trzeba szukać, bo się siedemnaście dni paliło. Powiadają, że wśród gruzów jeno jamy piwnic czernieją, z których ciągle się jeszcze dymi” – tak w pierwszej części „Potopu” Andrzej Kmicic mówi do miecznika rosieńskiego Tomasza Billewicza. Wcześniej chorąży orszański przyjechał z rozkazu Radziwiłła właśnie do Billewicza, aby Oleńkę i jej stryja sprowadzić do Kiejdan. Miecznik chciał pokazać swoją gościnność, więc przy kielichu rozpoczął rozmowę o polityce. Sienkiewicz umiejętnie włożył w usta Kmicica zdania o pożarze Wilna. Kmicic mówi bowiem o tym w taki sposób, że nie wiadomo, kto tego spalenia dokonał. Sienkiewicz pisał te słowa pod zaborem, w czasach carskiej cenzury, która mogłaby zablokować publikację, gdyby była mowa o prawdziwych sprawcach.