Dzieciństwo według cywilizacji Zachodu

Od początku wojny w Ukrainie zginęło co najmniej kilkaset dzieci, tysiące odniosło rany, a miliony musiały szukać schronienia poza granicami ojczyzny. W Afryce każdego dnia najmłodsi umierają z głodu i braku opieki medycznej. A przecież czas dzieciństwa jest najwyższą wartością, a dziecko to najcenniejszy uczestnik życia społecznego – przynajmniej w teorii.

Publikacja: 27.07.2023 21:00

Władysław Podkowiński, „Dzieci w ogrodzie” (1892 r.). Wizerunek dzieciństwa jako szczęśliwego etapu

Władysław Podkowiński, „Dzieci w ogrodzie” (1892 r.). Wizerunek dzieciństwa jako szczęśliwego etapu życia znajduje potwierdzenie we wszelkiej twórczości artystycznej, nie tylko w malarstwie

Foto: Ligier Piotr/Muzeum Narodowe

Współczesna kraina dzieciństwa to osobny świat – wykreowany na potrzeby dziecka, specjalnie z myślą o nim zaprojektowany i uregulowany obyczajem i przepisami prawnymi; wypełniony rzeczami codziennego użytku stworzonymi dla dzieci i różnymi od przedmiotów ludzi w wieku dojrzałym. Dziecko ma więc do dyspozycji swoje meble, ubrania, zabawki, przybory do zdobywania wiedzy i umiejętności, wydzielone dla niego przekazy medialne, których zawartość dobierana jest i kontrolowana przez specjalistów. Jako bezbronne jest w szczególny sposób strzeżone przed zagrożeniami przez opiekunów i instytucje, a każdy, kto je krzywdzi, zostaje potępiony społecznie w dwójnasób – krzywda wyrządzona dziecku jest nie tylko zbrodnią, jest zbrodnią odrażającą.

Wizerunek dzieciństwa jako wyodrębnionego szczęśliwego etapu życia znajduje potwierdzenie w kierunkach badań naukowych i wszelkich przejawach twórczości artystycznej, m.in. w literaturze XX-wiecznej, zwłaszcza powojennej. Jednym z istotnych motywów polskiej prozy – by szukać na rodzimym gruncie – są wspomnienia z lat dziecięcych, mitologizujące ten czas, ukazujące go najczęściej, niezależnie od opisywanych okoliczności historycznych, w wyidealizowanej postaci jako dobry, cenny, pełen marzeń i radości, niemal baśniowy, i jak baśnie z nim związane bezpowrotnie utracony. Oczywiście dziejowe dramaty mogły odebrać bohaterom literackim dzieciństwo, ale oznacza to, że zostali oni pozbawieni przypisanego im prawa do bycia dziećmi i do korzystania ze wszystkich wynikających z tego faktu przywilejów. A jednak nawet te obrazy wczesnej młodości, które w dziełach Czesława Miłosza czy Tadeusza Konwickiego konfrontowane były z narodowymi katastrofami, budzą nostalgię, tak jak w pamiętnikarskiej twórczości dzisiejszych 50-latków reminiscencje z niezbyt pociągających przecież dekad PRL.

Czytaj więcej

Życie codzienne w II RP

Mówiąc najogólniej, dzieciństwo i wyobrażenie o nim to obecnie istotny składnik kultury. Od społeczeństw uchodzących za najbardziej cywilizowane, przynajmniej z europejskiej perspektywy, oczekujemy nie tylko zaawansowania technologicznego i rozwiniętych procedur demokratycznych, ale i określonej postawy wobec najmłodszych. Postawa ta opiera się na przekonaniu, że czas dzieciństwa jest wartością, a dziecko to ważny uczestnik życia społecznego, niesamodzielny jeszcze wobec wielu mechanizmów decydujących o egzystencji ludzi dojrzałych, a zatem tym bardziej wymagający szacunku i zainteresowania ze strony całej zbiorowości, do której należy. Jeśli przyjmiemy, że zadaniem tej zbiorowości jest wychowywanie dzieci, oznacza to dzisiaj znacznie więcej niż tylko przyuczanie ich do ról, jakie będą odgrywać w kolejnych okresach swojego życia. Co więcej, taki stan rzeczy jesteśmy skłonni uważać za wynikający z naturalnego porządku i właściwie odwieczny. Założenie to jednak, jak to bywa z poglądami powszechnie uznawanymi za pewniki, jest błędne.

„Niedoskonałe miniatury dorosłych”

Epoką prawdziwie skoncentrowaną na dziecku i dzieciństwie był wiek XX. Nie miejsce tu na szczegółowy przegląd teorii naukowych dotyczących dziecka, ale warto odnotować, kiedy w ogóle problem ten znalazł się w centrum zainteresowania intelektualistów. Symboliczny początek nowoczesnych rozmyślań na temat naszych pociech wyznaczyło ukazanie się w 1900 r. książki szwedzkiej pisarki, feministki i pedagog Ellen Key, a zatytułowanej po prostu „Stulecie dziecka”. Autorka postulowała w niej odejście od modelu kształcenia polegającego na wytrenowaniu niedojrzałej jednostki w taki sposób, aby przeobraziła się w przyszłości w dorosłego obywatela odpowiadającego wymaganiom społeczeństwa, zamiast tego proponując wspieranie rozwoju indywidualnych predyspozycji dziecka i poczucia własnej wartości. Sugerowała, aby nie tyle, zgodnie ze znaną maksymą, „wychowywać dziecko na człowieka”, ile zwyczajnie dostrzec człowieka w dziecku. A przy tym pozwalać mu dorastać w jedynym środowisku, które może – jeśli tylko jest do tego dobrze przygotowane – obdarzać je miłością, czyli w rodzinie. Takie sformułowanie najważniejszego przesłania książki pozwalało się domyślać, że przynajmniej zdaniem szwedzkiej myślicielki podobne idee w nieodległej przeszłości nie były wcale popularne i propagowane.

Praca Ellen Key wywołała spore poruszenie i zainspirowała zarówno pedagogów, jak i rodziców, ale prawdziwą burzę sprowokował francuski historyk Philippe Ariès, przedstawiciel tzw. szkoły „Annales”. W słynnej „Historii dzieciństwa”, opublikowanej po raz pierwszy w 1960 r., postawił bowiem kontrowersyjną i podważaną do dzisiaj tezę, że dawne wieki zupełnie nie rozumiały tego pojęcia i nie traktowały dziecka na specjalnych zasadach. Nie posądzał przy tym ludzi z przeszłości o nieczułość czy brak rodzicielskich instynktów. Stwierdzał jedynie, że bardzo długo społeczeństwa europejskie widziały w dzieciach tylko „niedoskonałe miniatury dorosłych”, a brutalność życia codziennego, powszechność śmierci i bieda powodowały, że stosunku do najmłodszych nie można było nazwać przesadnie uczuciowym. Dopiero wraz z poprawą warunków życia i pojawieniem się nowego typu mentalności zaczęto myśleć o potomkach w kategoriach uprzywilejowania tej grupy wiekowej. Krótko mówiąc, dzieciństwo zostało „wynalezione” przez światłe umysły właściwie dopiero w dobie oświecenia, a powszechna akceptacja tego wynalazku trwała jeszcze długo i napotykała wiele przeszkód. Tezom francuskiego uczonego jego krytycy zarzucili nadmierny radykalizm, niemniej jednak do dziś uważane są za przełomowe i znajdują potwierdzenie w wielu zjawiskach historycznych, również tych należących do dziejów najnowszych.

Czytaj więcej

Ruski bunt. Nadzieja czy desperacja?

Powróćmy jeszcze raz na grunt rodzimej literatury: w kanonie polskiego piśmiennictwa XIX-wiecznego bohaterowie dziecięcy praktycznie się nie pojawiają. Nie odgrywają znaczącej roli w wielkich dziełach Mickiewicza i innych polskich romantyków, nie ma ich na kartach Sienkiewiczowskiej Trylogii – poza epizodami i scenkami rodzajowymi. A zatem dzieci w opinii mistrzów naszych szkolnych lektur oraz współczesnych im czytelników nie zasługiwały na pierwszoplanowe kreacje czy choćby na głębszą refleksję nad ich losem. Jeśli już się pojawiały, to głównie po to, by nas przekonać, że wywody Arièsa wciąż zasługują co najmniej na dyskusję. Sienkiewiczowski Janko Muzykant, chłopiec, który chciał grać na skrzypcach, nie może liczyć ani na zrozumienie, ani nawet na miłosierdzie ze strony społeczności, do której należy, nie ratują go przed śmiercią żadne prawa przysługujące jego wiekowi; Rozalka, siostra Antka z noweli Prusa, umiera na skutek prymitywnych zabiegów wiejskiej znachorki w obliczu przerażającej nas dzisiaj obojętności okazywanej nawet przez jej najbliższych. W domu Antka przychodzi w tym czasie na świat kolejne dziecko – cykl narodzin i śmierci zostaje zachowany, nikt z bohaterów nie buntuje się przeciwko temu naturalnemu porządkowi. A jeśli ktoś uznałby te przykłady za niereprezentatywne, bo przecież pisarze sięgnęli po tak drastyczne rozwiązania z premedytacją, by ukazać w jaskrawym świetle zacofanie wsi polskiej drugiej połowy XIX-stulecia, mam wszak pod ręką kolejny argument: wielu jest jeszcze wśród nas takich, którzy niestety znakomicie pamiętają czasy, kiedy wymierzanie kar cielesnych było wciąż jedną z podstawowych metod wychowawczych i nikt nie nazywał tego wówczas „stosowaniem przemocy”. W rezultacie trzeba stwierdzić, że obowiązującego teraz wyróżnionego statusu społecznego polskie dzieci doczekały się bardzo późno.

Dzieciństwo na Starym Kontynencie podlegało takim samym mechanizmom emancypacji, jak kobiecość czy mniejszości narodowe – były to powolne procesy uwarunkowane przez ewolucję poglądów, wzrost poziomu wykształcenia i zmiany w hierarchii tego, co uznawano za społecznie wartościowe. Współczesnych wyobrażeń o dziecku nie odziedziczyliśmy po odległych przodkach. Pojawiły się niedawno, a ich kształtowanie jeszcze się nie zakończyło. Szukając odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób dziecko zajęło tak wysoką pozycję wśród społecznych priorytetów, trzeba pokusić się o pobieżne chociaż naszkicowanie historii atrybutów dzieciństwa, które współtworzą zrozumiałą w otaczającej nas rzeczywistości definicję tej fazy życia ludzkiego.

Czym się bawić? W co się ubrać?

Inwencja rodziców i innych dorosłych bywa imponująca, gdy zmuszeni są wybrać prezent dla dziecka. Szukają zatem upominków najwłaściwszych, praktycznych, posiadających walory edukacyjne, użytecznych na co dzień i mogących się przydać w przyszłości. Dziecko zaś w swoich oczekiwaniach kieruje się znacznie mniej skomplikowaną listą kryteriów – chce dostać nową zabawkę. Zabawka to najbardziej ewidentny element otoczenia dziecka, przedmiot nieodparcie kojarzący się z dzieciństwem, świadczący o dziecięcej naturze osoby bawiącej się. Nawet kolekcjonerskie pasje dorosłych świadczą w opinii postronnych o ich niedojrzałości lub skrywanej tęsknocie za latami wczesnej młodości. Tym większe zaskoczenie budzi fakt, że zabawy i zabawki nie są historycznie przypisane do świata maluchów.

Jeśli sięgniemy głęboko w przeszłość, odkryjemy, że wiele najpopularniejszych rodzajów zabawek ma swój pierwowzór w wyrobach, które w ogóle nie służyły do zabawy. Wszelkiego typu miniatury, kopie postaci zwierzęcych i ludzkich, również istot fantastycznych służyły jako niezbędne instrumenty w praktykach magiczno-rytualnych. Pierwszych lalek używali kapłani i szamani, nie ich pociechy. Biorąc pod uwagę pierwotną funkcję lalki, ich spadkobierczynią w linii prostej jest obrzędowa laleczka wudu.

„Aniele, pójdę za Tobą” – obraz Jacka Malczewskiego z ok. 1901 r.

„Aniele, pójdę za Tobą” – obraz Jacka Malczewskiego z ok. 1901 r.

Muzeum Narodowe

Nawet kiedy zabawki stały się już zabawkami, a więc wytworami służącymi rozrywce, nadal korzystali z nich w pierwszej kolejności dorośli. Trzeba pamiętać, że zabawa i gra jeszcze kilkaset lat temu była formą spędzania wolnego czasu charakterystyczną właśnie dla nich. Dzieci dołączały do tych zabaw, naśladując zachowania swoich opiekunów i tym samym przygotowując się do odgrywania w przyszłości podobnych ról. Na obrazie Pietera Bruegla zatytułowanym „Zabawy dziecięce” (1560) – jedynym znanym z owej epoki dziele o takiej tematyce – dostrzec można bardzo wiele postaci oddających się zabawom z użyciem wielkiego asortymentu zabawek, ale nie sposób stwierdzić, czy przedstawieni tu ludzie to na pewno dzieci – rysy twarzy namalowanych nie ujawniają jednoznacznie ich wieku. Charakterystyczne są również same zabawki: to w większości przypadkowe przedmioty, odpadki ze zbioru rzeczy użytkowych zaadaptowane na potrzeby bawiących się.

Kiedy zabawki były już wytwarzane w tej właśnie funkcji, nie stały się automatycznie częścią „wyposażenia” dziecięcego. Eleganckie lalki umilały czas równie eleganckim damom dworu, żołnierzykom i modelom machin poświęcali swoją uwagę dostojni oficerowie i urzędnicy. Te prototypy zabawek były zbyt kosztowne, aby można je było powierzać lekkomyślnym kandydatom na dorosłych, dorośli zresztą uważali je za pożądane i świadczące o statusie społecznym dobra luksusowe.

Historia zabawek wytwarzanych z myślą o dzieciach jest jeszcze późniejsza. Były to najczęściej dostosowane do możliwości fizycznych najmłodszych odwzorowania tego, czego używali dorośli w swych poważnych zajęciach. Nie powinno zatem dziwić, że chłopcy i dziewczęta otrzymywali takie zabawki, które miały im pomagać w uczeniu się obowiązków właściwych dla danej płci. Przyszli wojownicy bawili się kopiami broni, przyszłe damy i gospodynie wprawiały się w pracach, które miały stać się podstawowymi zajęciami po osiągnięciu wieku dojrzałego. Należy tu zaznaczyć, że oczekiwano, iż wiek ten osiągną jak najszybciej – słabe i wymagające opieki dziecko postrzegane było jako istota niepełnowartościowa, a jednym z zadań zabawek było skrócenie tego „kłopotliwego” okresu życia do niezbędnego minimum. Dopiero kiedy postawa wobec dzieciństwa zmieniła się z oczekującej na sentymentalną, zabawki stały się wiernymi towarzyszami w szczęśliwych latach dorastania.

Czytaj więcej

O chłopie, co chciał zostać szlachcicem

Erą triumfu zabawek stał się wiek XVIII. W tym stuleciu rozkwitł na masową skalę przemysł zabawkarski, a wynalazcy prześcigali się w przedstawianiu nowych projektów. Potęgą zabawkarską stała się Anglia. Tam pojawiły się pierwsze puzzle i gry planszowe, maskotki i przytulanki, wózki i latawce, domki dla lalek i modele konstrukcyjne. W 1760 r. William Hamley otworzył w Londynie pierwszy na świecie sklep z zabawkami, który rozrósł się później w potężną sieć handlową. W kolejnym stuleciu wielcy kupcy i przemysłowcy zdali już sobie sprawę z tego, że zabawki to potencjalnie ogromny rynek, a dzieci zamożnych mieszczan szybko się nudzą, należy więc nieustannie aktualizować ofertę i kusić młodych klientów nowościami. Tym samym zabawki zostały ostatecznie przypisane do świata dziecięcego. Dzieci nie dziedziczyły zabawek swoich rodziców, ponieważ miały do wyboru nowsze (co znaczy dla milusińskich – lepsze). W XX w., a już zwłaszcza w XXI w. zmieniła się przede wszystkim skala tych procesów, a zabawki nabrały charakteru sezonowego.

Podobne były koleje losu odzieży dziecięcej. Europa średniowieczna, a generalnie również renesansowa, nie znała ubranek dla dzieci. Specjalnie wytworzone stroje zdobiły jedynie dzieci z rodzin panujących i domów warstwy uprzywilejowanej, później z takich udogodnień korzystało również dobrze sytuowane mieszczaństwo. Na wsi i w miasteczku, a zatem w przestrzeniach zamieszkanych przez przytłaczającą większość Europejczyków, ubierano dzieci w przerobione części garderoby dorosłych lub w niewielkich rozmiarów okrycia uniwersalne, np. koszule o bardzo prostym fasonie, przeznaczone zarówno dla dziewczynek, jak i dla chłopców. Nawet stroje wytwarzane z myślą o dzieciach z zamożnych rodzin naśladowały wzory odzieży dla dorosłych – o pojawieniu się mody dziecięcej można mówić nie wcześniej niż w odniesieniu do XIX w. Stroje, które miały równocześnie spełniać wymogi praktyczne, jak i zdobić najmłodszych, weszły na rynek odzieżowy dopiero wtedy, gdy znacznie większa grupa rodziców osiągnęła dochody na tyle wysokie, by po zaspokojeniu najbardziej podstawowych potrzeb rodziny pieniędzy wystarczało na dodatkowe zakupy.

Zakazane i nakazane: tabu i szkoła

Jak wszystkim wiadomo, istnieją sfery życia społecznego przeznaczone przede wszystkim dla dzieci oraz takie, przed którymi należy dzieci chronić, bo mogą negatywnie wpłynąć na ich rozwój i zdrowie psychiczne. Zacznijmy od tych drugich. W minionych stuleciach odizolowanie dzieci od obszarów rzeczywistości, które dzisiaj stanowią tabu, było po prostu niemożliwe. Dzieci uczestniczyły więc w krwawych widowiskach śmierci i przemocy na równi z dorosłymi, a nie mogąc liczyć na litość wrogów, zainteresowanych zdobyciem niewolników, jak podczas najazdów tatarskich lub tureckich na Rzeczpospolitą, ćwiczyły się przede wszystkim w sposobach uniknięcia śmierci lub niewoli, przyzwyczajając się do widoku makabry w codziennym doświadczeniu. Fakt, że dzieci za przyzwoleniem rodziców, a właściwie z ich woli, były widzami publicznych egzekucji czy podobnie drastycznych wydarzeń, nie świadczył o bezduszności opiekunów, ale o ich staraniach przekazania potomstwu wiedzy o realiach tego świata.

„Portret czworga dzieci artysty” – obraz Jana Matejki z 1879 r. Zgodnie z ówczesną modą potomstwo za

„Portret czworga dzieci artysty” – obraz Jana Matejki z 1879 r. Zgodnie z ówczesną modą potomstwo zamożnego malarza pozuje w strojach będących miniaturami ubrań dla dorosłych

Lwowska Galeria Sztuki

Te same zasady dotyczyły obszaru obwarowanego obecnie szczególnie gęstą siecią ograniczeń (ale żadna sieć nie jest z natury swojej szczelna), czyli życia seksualnego. W wiejskiej chacie najczęściej było miejsce na jedno łóżko, dzieci sypiały ściśnięte na tym jego skrawku, którego nie zajmowali rodzice. W tej sytuacji o zachowaniu intymności nie mogło być mowy. Czynności higieniczne i fizjologiczne też zresztą doczekały się wyodrębnionych przestrzeni znacznie później, a jeśli dodamy, że nagość stała się źródłem zawstydzenia dopiero w aglomeracjach miejskich doby odrodzenia, zrozumiałe jest, że dzieci miały kontakt z seksualnością praktycznie na co dzień. Nikogo to nie raziło, nie istniały bowiem jeszcze, przynajmniej jako zjawisko powszechne, formy ukrycia cielesności w każdej z jej postaci w wyraźnie wyznaczonych strefach życia prywatnego.

Nie istniały również miejsca przeznaczone specjalnie dla dzieci. Znany nam model szkoły pojawił się wraz z wprowadzeniem obowiązku, czyli tzw. przymusu szkolnego, nakazującego skierowanie dzieci do zarządzanych przez państwo instytucji edukacyjnych. Pierwsze regulacje prawne w tym zakresie pojawiły się w księstwach niemieckich i w Danii w XVIII w., a ich urzeczywistnienie przeciągało się w czasie, bo rodzice nie widzieli potrzeby posyłania swoich potomków, tak przydatnych w pracach gospodarskich, do szkół. W Polsce wprowadzono odpowiednie przepisy dopiero pod zaborami, jednak często pozostawały one martwą literą.

Dzieci przez wieki nie były ani odseparowane od wybranych typów ludzkiego doświadczenia, ani wyróżnione przygotowanymi tylko dla nich państwowymi substytutami domu rodzinnego. Dzieciństwo było okresem trudnym i bolesnym, a inicjacja do dorosłości była także oczekiwaną przez wszystkich chwilą uwolnienia się z tej społecznej „niepełnosprawności”. Współczesne dzieci domagają się dopuszczania ich do sfery doświadczeń ludzi dorosłych, ale wcale nie chcą rezygnować z przysługujących ich wiekowi praw. Zadaniem dorosłych – rodziców, opiekunów, nauczycieli, polityków – jest uczynienie wszystkiego, by każde z dzieci mogło po latach tęsknić za „krajem lat dziecinnych”.

Współczesna kraina dzieciństwa to osobny świat – wykreowany na potrzeby dziecka, specjalnie z myślą o nim zaprojektowany i uregulowany obyczajem i przepisami prawnymi; wypełniony rzeczami codziennego użytku stworzonymi dla dzieci i różnymi od przedmiotów ludzi w wieku dojrzałym. Dziecko ma więc do dyspozycji swoje meble, ubrania, zabawki, przybory do zdobywania wiedzy i umiejętności, wydzielone dla niego przekazy medialne, których zawartość dobierana jest i kontrolowana przez specjalistów. Jako bezbronne jest w szczególny sposób strzeżone przed zagrożeniami przez opiekunów i instytucje, a każdy, kto je krzywdzi, zostaje potępiony społecznie w dwójnasób – krzywda wyrządzona dziecku jest nie tylko zbrodnią, jest zbrodnią odrażającą.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia Polski
Tajemnicza beczka wyłowiona z Bałtyku i jej ofiary. Czas na działania Akademii Marynarki Wojennej i WAT
Historia Polski
Czy prof. Jerzy Bralczyk miał rację? Ostrożnie z tym uczłowieczaniem
Historia Polski
Zwiedzamy polskie zabytki techniki: Staropolski Okręg Przemysłowy
Historia Polski
Manifest PKWN: 22 lipca, dzień wielkiego kłamstwa
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Historia Polski
Oto kufer Else Ledermann. 80 lat temu zlikwidowano obóz na Majdanku