Gdy zbliża się 13 grudnia, co roku wracają publicystyczne spory o generała Wojciecha Jaruzelskiego i wprowadzony przez niego stan wojenny w Polsce. Po 41 latach od tamtych wydarzeń naród jest w ich ocenie zagubiony. Są bowiem ludzie, którzy nieustannie przekonują, że ci wszyscy Jaruzelscy, Kiszczakowie, Siwiccy i Tuczapscy oraz ich podwładni wykazali się patriotyzmem i bohaterstwem, dokonując zamachu stanu sprzecznego z prawem PRL. Czy bohaterstwem było strzelanie do górników w kopalni Wujek, demonstrantów w Lubinie i Nowej Hucie, katowanie ludzi na komisariatach milicji oraz mordowanie księży przez resortowych „nieznanych sprawców”? Czy patriotyzmem było zarżnięcie gospodarki, wpędzenie milionów Polaków w nędzę i wypchnięcie rzesz młodych zdolnych ludzi na emigrację? Apologeci Jaruzelskiego porównują go często do margrabiego Wielopolskiego, a nawet do marszałka Piłsudskiego, twierdząc, że po prostu inaczej nie mógł. Jeśli on „nie wziąłby warcholskich Polaczków za ryj”, to zrobiliby to Sowieci, a wówczas ofiar byłoby znacznie więcej. Stan wojenny miał uchronić Polskę przed wojskową inwazją ZSRR, NRD i Czechosłowacji. Głosiciele tej teorii oczywiście udają, że nie ma – wszak znanych od trzech dekad – dokumentów pokazujących, że Jaruzelski wręcz prosił decydentów z Kremla o „bratnią pomoc”, obawiając się, że sam sobie nie poradzi ze spacyfikowaniem Polaków. Pomijają również to, że byli w 1981 r. ludzie bliscy centrum władzy w PRL, którzy postrzegali stan wojenny jednoznacznie jako zło, a Jaruzelskiego jako zdrajcę. Widząc, do czego zmierza wojskowa junta, zdecydowali się na przejście na stronę wolnego świata.
Gry wojenne
„Panie Generale, wydając rozkaz użycia Wojska Polskiego przeciwko polskiemu narodowi, zapewnił Pan sobie miejsce w naszej krwawej historii jako oprawca tegoż narodu. Gorzej nawet, bo nie tylko jako oprawca, ale także jako cynik i kłamca, a nawet komediant, który śmie szargać słowa naszego hymnu narodowego przy ogłaszaniu stanu wojennego! Wystąpił Pan, Generale, nie w imieniu obrony interesów naszego narodu, ale w imieniu obrony interesów imperializmu sowieckiego. Jako żołnierz polski podniósł Pan rękę, Generale, nie na obcych agresorów, przed którymi Pańskim świętym obowiązkiem jest bronić Ojczyzny, ale na swój własny naród! (…) Czyżby Pan, Generale, był tak naiwny, że nie zdaje sobie sprawy z faktu, komu Pan służy? Czy też jest Pan, Generale, zwykłym tchórzem, któremu łatwiej mordować bezbronnych górników, niż walczyć przeciwko obcej agresji? (…) Od dziś Pan, Generale, ma we mnie wroga na śmierć i życie. Niech Pan będzie pewny, że nie cofnę się przed nikim i niczym w walce z Panem, zdrajcami Pańskiego pokroju i Pańskimi kremlowskimi mocodawcami. Całe swoje doświadczenie, wiedzę, zdrowie i życie poświęcam odtąd bezpardonowej walce z imperializmem sowieckim i jego agenturą w Polsce i w całym świecie” – pisał 23 grudnia 1981 r., w liście otwartym do Jaruzelskiego, Zdzisław Rurarz, ambasador PRL w Tokio. Po zostawieniu tego listu w polskiej placówce dyplomatycznej Rurarz udał się do ambasady USA i poprosił o azyl polityczny.
Ambasador PRL Zdzisław Rurarz wraz z małżonką składają Dmitrijowi Polanskiemu gratulacje z okazji objęcia przez niego stanowiska ambasadora ZSRR w Japonii. Tokio, 1981 r. Zdzisław Rurarz 23 grudnia 1981 r. napisał słynny list, w którym otwarcie oskarżył gen. Jaruzelskiego o zdradę Polski
Szok wywołany listem i „dezercją” ambasadora Rurarza musiał być w Warszawie duży. W 1982 r. peerelowski sąd skazał go więc na karę śmierci in absentia oraz konfiskatę majątku. MSW oceniało wówczas, że Rurarz mógł wyrządzić PRL ogromne szkody, dzieląc się swoją wiedzą o kulisach funkcjonowania reżimu i jego tajnych służb z Japończykami i Amerykanami, a także przekazując część tej wiedzy zachodniej opinii publicznej.
Rurarz był wcześniej funkcjonariuszem systemu uznawanym za zaufanego i lojalnego. Jak później tłumaczył, w młodości uznał, że Polska nie ma szans na wyzwolenie się spod sowieckiej okupacji. Stawianie jawnego oporu komunistom nie miało dla niego sensu. Wolał dołączyć do systemu i próbować zmieniać go od środka, w oczekiwaniu na lepsze czasy. Do PPR wstąpił już w 1946 r. W latach 1953–1954 r. był członkiem Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych w Korei. Robił później karierę w Ministerstwie Handlu Zagranicznego, w ramach której pozwolono mu przebywać m.in. na stypendium ONZ w Genewie. W latach 1962–1966 był attaché handlowym w Waszyngtonie. Tak jak wielu komunistycznych dyplomatów był na „podwójnym etacie”, służąc również w Zarządzie II Sztabu Generalnego WP, czyli w wywiadzie wojskowym PRL. W latach 1971–1972 był jednym z doradców ekonomicznych Edwarda Gierka. Ambasadorem w Tokio (akredytowanym również w Manili) był od 6 lutego 1981 r., co oznaczało, że ekipa, która obaliła Gierka, również darzyła go dużym zaufaniem.