Bonapartowie nie musieli kupować wina, bo sami je produkowali w swoich winnicach. Nie kupowali sera, bo hodowali owce i kozy. Nie kupowali oliwy, bo mieli własny gaj. Ale nigdy nie urodzili się książętami krwi, choć odchodzili z tego świata w blasku monarszej władzy. „Niektórzy genealodzy doszukują się początków mego rodu w czasach biblijnego potopu – powiedział kiedyś księciu Klemensowi von Metternichowi cesarz Napoleon Bonaparte – ale są i tacy, którzy twierdzą, jestem plebejuszem. Prawda leży pośrodku". Był to chyba jedyny raz, kiedy cesarz nie skłamał, mówiąc o swojej rodzinie. „Bonapartowie to dobry korsykański ród – kontynuował cesarz – mało znany, gdyż do tej pory prawie nie opuszczaliśmy naszej wyspy, ale znacznie lepszy od tych wszystkich bufonów, którzy wywyższają się, żeby nas oczernić". Rzeczywiście śródziemnomorska wyspa Korsyka miała burzliwą wielowiekową historię, w której swój udział mieli przodkowie cesarza Francuzów. W wyniku traktatów wersalskich w 1768 r. stała się własnością Francji i jej dwóch królów: Ludwika XV i Ludwika XVI.