Każdy wie, że głównym paliwem Wielkiej Rewolucji Francuskiej był dramatyczny brak chleba. Istotnie, problem z żywnością był u kresu pierwszej monarchii prawdziwy – przeciwnie do bajki o ciastkach przypisanej królowej małżonce, czyli Marii Antoninie. Trudniej wyjaśnić, jak światowe mocarstwo mogło wraz z końcem oświeconego wieku pogrążyć się w powszechnym głodzie.
Moralność tyranii
Najprościej uznać, że Ludwik XVI był złym i nieroztropnym władcą, Maria Antonina zepsutą trzpiotką, a despotyzm nie sprostał wyzwaniom czasu. To jednak nic nie tłumaczy – zwłaszcza niedoboru żywności.
Ostatnio publicystyka łączy wszystko z klimatem, ku czemu ma pretekst. Otóż pogoda w dwóch latach i zimie wprost poprzedzających szturm na Bastylię była faktycznie katastrofalna, wywołując powszechny nieurodzaj, a dodatkowo do kresu małej epoki lodowej dołożyła się erupcja wulkanu, dusząc Europę tlenkami siarki. Prorocy klimatycznego armagedonu pomijają niezręczny szczegół, że Francja nurzała się w buntach o chleb znacznie wcześniej, gdy trudno wskazać kataklizmy atmosferyczne. Żywy jest mit spisku elit, by ograniczyć biednym dostęp do chleba. Legenda przetrwała Burbonów i ma się świetnie po rewolucji, zresztą nie bez powodu, gdyż nowy porządek spotęgował problemy.
Szkopuł tkwi głębiej – Francja rodziła się w głodzie, co kształtowało świadomość przez wieki. Pomijając erę tzw. wielkiego głodu po 1315 r., z masową depopulacją, rzeziami i aktami kanibalizmu, strasznym piętnem zapisała się wojna stuletnia, morząc głodem kilka pokoleń, z czego przetrwały egzotyczne relikty kuchni – dziś uchodzą za ekskluzywny przysmak, choć ślimaki i żaby trafiły na talerz z rozpaczy.
Groźnym memento był rok 1529, gdy brak chleba po nieurodzaju mieszkańcy Lyonu uznali za spekulację. W efekcie zamieszek Grande Rebeyne zostały zrabowane spichlerze, sklepy i klasztor, nie uniknięto także morderstw. Bunt uśmierzyło 11 szubienic pod miastem, jednak państwo nie przeoczyło lekcji. Chleb stał się racją stanu monarchii, gwarancją ładu i stabilności państwa. Koncept nieoryginalny, bo sprawdzony od starożytności w Egipcie i Rzymie, gdzie tani chleb – z dozą rozrywki w amfiteatrach – trzymał w ryzach porządek społeczny. Przy czym – cokolwiek mówią o wyrafinowaniu kuchni francuskiej – chleb nie był nad Loarą metaforą żywności, lecz istotą przetrwania: mniej zamożni Francuzi (w praktyce większość) niczego innego nie jedli.