Krystyna Feldman przez większość życia mieszkała sama, ale to nie znaczy, że unikała ludzi; chętnie też udzielała wywiadów. Nie „gwiazdorzyła" i naprawdę niewiele potrzebowała, by cieszyć się każdym dniem. W tym sensie przypominała Nikifora Krynickiego – on był szczęśliwy, gdy mógł malować, ona – gdy mogła grać, nawet jeśli były to epizody. Jak bowiem uczyła ją matka: „nie ma małych ról, są tylko mali aktorzy" (za: „Rzeczpospolita", 25.09.2004). Przez niemal trzy ostatnie dekady swojego życia skromnie mieszkała w bloku z wielkiej płyty na Ratajach w Poznaniu. Nie miała tam pralki, lodówki i garnków – nie dlatego, że nie było jej stać, po prostu nie traciła czasu na prace domowe. Na ścianach wisiały portrety rodziców, ale też dwóch cenionych przez nią wybitnych Polaków: Jana Pawła II i Józefa Piłsudskiego. Była osobą wierzącą i praktykującą, a zawdzięczała to matce, która „wpoiła [jej], iż w niedziele i święta trzeba chodzić do kościoła", co aktorka przyznała w grudniu 2006 r. w wywiadzie dla „Głosu Wielkopolskiego" (Stefan Drajewski, „To mi zostało", www.e-teatr.pl). Natomiast w listopadzie roku 2005 w rozmowie z Łukaszem Maciejewskim („W grobie się wiercę", w: „Aktorki. Spotkania", Świat Książki 2012) zapytana o Piłsudskiego z mocą podkreśliła: „To był wspaniały, mądry pan. Kontrowersyjny, jak wszystkie wielkie postacie. Miał własną wizję polityki i był patriotą". Patriotką, której dzieciństwo i wczesna młodość upłynęły w II Rzeczypospolitej, była także Krystyna Feldman – świadectwo poświęcenia dla ojczyzny złożyła w czasie wojny, gdy jako łączniczka Armii Krajowej przenosiła nie tylko meldunki, lecz także broń.