Ujrzałem zorganizowaną przemoc...

Poseł Zygmunt Żuławski o wyborach 1947 roku. Przemówienie sejmowe (fragmenty)

Aktualizacja: 12.11.2007 17:33 Publikacja: 12.11.2007 14:26

Ujrzałem zorganizowaną przemoc...

Foto: Rzeczpospolita

To, co zobaczyłem, przekroczyło wszystkie moje oczekiwania i obawy. To nie były swobodne wybory, to w ogóle nie były wybory, lecz zorganizowana przemoc nad wyborcą i jego sumieniem.

Marszałek: Obywatelu pośle, przywołuję obywatela do rzeczy.Poseł Żuławski: Nie chcę powoływać się na żadne zobowiązania: jałtańskie, moskiewskie czy poczdamskie, bo uważam, że każde wybory powinny być swobodne, uczciwe i czyste, gdyż inaczej nie ma potrzeby, by je przeprowadzać i stwarzać fikcję demokracji „kierowanej” czy tzw. ludowej. Na ogół nie będę też mówił o tych strasznych wyborach. Przytoczę tylko parę szczegółów, na które sam patrzyłem. W Krakowie skreślono z list wyborców tysiące i tysiące ludzi pod pozorem, że współpracowali z Niemcami lub z „podziemiem”. Skreślono między innymi mego syna, który przesiedział trzy lata w Oświęcimiu i Buchenwaldzie, i przywrócono mu prawo głosu, dopiero gdy zagroził skargą o oszczerstwo. Mej synowej kazano podpisać, że będzie głosowała na trójkę, a mojej siostrzenicy, mieszkającej razem ze mną, zagrożono konsekwencjami utraty mieszkania, posady, a nawet aresztem, nie licząc się z najprymitywniejszymi nawet względami przyzwoitości. Pełnomocnika mej listy i moich współkandydatów zaaresztowano po to tylko, by ich sterroryzować.

Nie pozwolono mi wydać ani jednej odezwy, a tygodnikowi „Piast”, organowi PSL, który współpracował ze mną, drukarnia wstrzymała druk mimo obowiązującej umowy. Wszystkie prywatne auta i autobusy milicja zarekwirowała na rzecz agitacji za Blokiem. (Przerywanie).

W dniu wyborów kazano zebrać się wszystkim odnośnym pracownikom i tam pod kontrolą ustalonego kierownika przeprowadzono ich do „manifestacyjnego” głosowania na trójkę, nie bacząc, że artykuł obowiązującej konstytucji postanawia, że „Sejm składa się z posłów wybranych w głosowaniu powszechnym i tajnym”. Mimo to milicjanci publicznie wywoływali, pytając, kto chce głosować na trójkę – i tych wpuszczano natychmiast, a gdy się okazało, że jest takich tylko dwóch lub trzech w korytarzu, komisja wyborcza zastosowała wobec innych sabotaż. Nie można było znaleźć wyborców na liście, nie wpuszczono ich do sali głosowania, na skutek czego zrobiły się ogromne zatory, a o godz. 7 zamknięto głosowanie, pozbawiając w ten sposób setki i tysiące wyborców prawa głosu.

Rozpoczęły się wtedy dzikie sceny, zwłaszcza na przedmieściach; ludzie przeklinali, wykrzykiwali: „złodzieje”, „oszuści”, obrzucając komisje wyborcze i rząd ostatnimi słowami. A robiła to nie reakcja, lecz lud pracujący – proletariat krakowski. (Przerywanie).

I ciekawe, iż mimo że nie dopuszczono do głosowania ogromnej masy ludzi – procent głosujących był bardzo wysoki, co można sobie wytłumaczyć tylko brakiem jakiejkolwiek kontroli rzetelności wyborów i brakiem mężów zaufania opozycji. Wszelkie akty publiczne, a zwłaszcza wybory, nie mogą polegać na dobrej wierze w uczciwość, lecz zawsze muszą być kontrolowane publicznie, toteż obecne wybory, niekontrolowane przez nikogo, nie mają w społeczeństwie żadnego znaczenia.

Tak wybrano w Krakowie. (Wrzawa).

Poza Krakowem kandydowałem jeszcze w okręgu chrzanowskim, gdzie unieważniono mi listę pod pozorem, że sterroryzowałem wyborców do jej podpisania. I dziwna rzecz, że to jest już trzeci raz w tym okręgu, gdzie miałem największe wpływy i najwięcej przyjaciół, pozbawiła mnie mandatu władza wbrew woli wyborców. Raz zrobiła to konserwatywna Rada Narodowa w roku 1911, potem Piłsudski w roku 1930, a teraz Blok Demokratyczny, którego lista pozostawała w ten sposób faktycznie jedyna.

Mimo to trzeba było do głosowania na nią zmuszać ludzi aż groźbami i strachem. Opowiadał mi jeden z moich przyjaciół – niemal ze łzami w oczach – jak ustawiony w szeregu musiał manifestacyjnie głosować na trójkę, mówiąc, że nabierał sam wstrętu do siebie i wstydu, że dał się złamać moralnie. (...) Za to wy jesteście winni: winni, że łamiecie czy chcecie łamać ludzi, by potem na ich karkach budować swoją własną władzę.

Zwyciężyliście.

Zwyciężał jednak i Piłsudski w roku 1930, i płk Sławek w roku 1935, gdy oszukańczo narzucił narodowi nową konstytucję, i tak jak oni urządzacie uroczystości swojego zwycięstwa.

Ja od możliwości udziału w tym zwycięstwie usunąłem się z całą świadomością, chociaż zapraszano mnie do niego. Wolałem zgłosić własną listę niezależną, chociaż wiedziałem przecież, że będzie pokonana, nie mogłem się jednak przełamać, by stanąć po stronie tego, przeciwko czemu walczyłem przez całe życie. Twierdzicie jednak, że nowemu rządowi, że Blokowi przyświecają najpiękniejsze ideały sprawiedliwości społecznej i wolności. Może być, nie wiem.

Ale to wszystko, co mówicie i deklarujecie, nie ma dla mnie ani dla społeczeństwa żadnego znaczenia tak długo, jak długo nie pozwolicie na swobodną dyskusję i na wolność słowa. (...) Wasze argumenty są też zawsze „nieodparte”, ale tylko dlatego, że ich nie wolno odpierać. To jest tak, jak rozmowa z gramofonem czy z radiem.

(...) Wolność słowa zagwarantował przecie jeszcze Lipcowy Manifest i program PPR i PPS, i Blok w swej ostatniej odezwie wyborczej.Wbrew temu jednak słowo i myśl skrępowano tak, jak jeszcze nigdy w Polsce. Można mówić tylko to, co aprobuje rząd, on ma zawsze rację, choć przecie nie ma prawa wyłączności i patentu na słuszność.Myślałem, że gdy przystąpię do was, gdy przystąpię do PPS, będę mógł mówić i szerzyć swoje własne poglądy o wolności i sprawiedliwości społecznej, tym bardziej że mi to oficjalnie zagwarantowano. Nie dotrzymano obietnic. Skneblowano mi usta tak, że nie wolno mi było napisać niemal nic. A posyłałem artykuły do „Naprzód” i do „Robotnika” – o WRN, o współpracy z PPR, o Bloku, o rasizmie – ale to wszystko uważano za „niebłagonadiożne”. Dziś znowu wszystkie moje artykuły, które przesyłam do „Gazety Ludowej” czy do „Piasta” – nawet te, które były tylko odpowiedzią na ataki na moją osobę – skreśliła Kontrola Prasy, tak jednak, by nikt nie wiedział, że w Polsce szaleje ołówek cenzora.

W czasie okupacji napisałem rozprawkę: „Bogactwo, wolność i moralność”. Poszła do cenzora może w czerwcu czy w lipcu 1946 r., gdzie skreślono mi cały szereg zdań i powiedzeń, między innymi, że „Bolesław Chrobry nakreślił granice państwa od Miśni aż po Dniepr”. Cenzor słowo „Dniepr” poprawił na „Bug” i w żaden sposób nie mogłem mu wytłumaczyć, że Kijów leży nie nad Bugiem, lecz nad Dnieprem (wesołość). No, ale to były śmieszne drobnostki. Po wielkim mozole otrzymałem wreszcie klauzulę: „Wojewódzki Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Zezwala się na drukowanie. Dnia 28.8.1946”.

Myślałem, że sprawa skończona. Ale gdzie tam! Złożoną książkę zatrzymano ze względu na zbliżające się wybory, w których miałem odwagę wysunąć odrębną, niezależną kandydaturę do Sejmu. A potem, mimo klauzuli: „Zezwala się drukować”, żądano ode mnie nowych skreśleń (...).

Narzekaliśmy ustawicznie – i słusznie – na cenzurę sanacji. Ale była ona niczym w porównaniu do obecnego skrępowania słowa i prasy. Że tak jest we wszystkich totalistycznych państwach, bez względu na ich nazwę, dla mnie nie było to żadną niespodzianką.

Ale ogarnęło mnie największe zdziwienie, gdy usłyszałem, jak polski literat wygłosił prelekcję przez radio, sławiąc obecną wolność słowa w Polsce.

Tłumaczono mi, że to skrępowanie prasy jest konieczne ze względu na naszą politykę zagraniczną. A mnie się zdaje, że jest wręcz przeciwnie, ta skrępowana u nas wolność prasy, ten sposób przeprowadzania swobodnych wyborów dyskryminuje nas tylko(...). Powiedziałem już raz w Moskwie, na bankiecie na Kremlu, wobec pana Stalina, że moim szczerym dążeniem jest przyjaźń ze Związkiem Republik Sowieckich.

Ale nie dopomagają do tej przyjaźni ci, którzy chcą ją osiągnąć przez jakiekolwiek skrępowanie naszego narodu i narzucanie mu czy urządzenie rządu, którego on nie chce.

I powiem z żalem, że nie przyczynia się do tej przyjaźni twierdzenie, że racja polska – legalna i nielegalna – wytężyła wszystkie siły, by wygrać wybory, ale naród, świadomy swych celów, nie dał się sterroryzować.Marszałek: Obywatelu pośle, minął czas.Poseł Żuławski: Zaraz kończę.

Reakcja polska – to Mikołajczyk i ja!

I można szargać sprawę prezesa Mikołajczyka, można rozbić nawet PSL, a jednak nazwisko Mikołajczyka jest dziś w duszy chłopskiej – tej największej warstwy naszego narodu – symbolem, zupełnie tak, jak swego czasu było nim nazwisko Bojki czy Witosa. I może pan Mikołajczyk paść pod ciosami, ale przez swój protest przeciwko przemocy, podniesiony przez PSL i chłopów – uratował honor naszego narodu.

Ja zaś chcę bronić socjalizmu i jego czystości i być wyrzutem sumienia tych wszystkich, którzy wbrew przyrzeczeniom, obietnicom, słowom i nawet własnym przekonaniom – nie oparli się pokusie uczestniczenia we władzy. I może pan premier Osóbka przedstawiać mnie wobec zagranicznych dziennikarzy jako zgrzybiałego starca, na pół poczytalnego, może pan doktor Drobner, cierpiący na ciężką, nieuleczalną megalomanię, kłaść mnie już za życia w trumnie, w której bym bezsprzecznie wolał leżeć, niż żyć w niesławie, żem sprzeniewierzył się moim ideałom; ja się nie obrażam ani na nich, ani na historię...

I dlatego, chcąc spełnić tę skromną rolę, którą mi ona wyznaczyła, powtórzę słowa Daszyńskiego, które rzucił swego czasu do sanacyjnych waletów:

„Nie wiem, jak długo mi jeszcze żyć wypadnie, ale póki będę żył, będę siekł... oszustów i gwałcicieli wyborczych, karierowiczów, pasożytów, waletów, co się dorwali... do władzy... rozpaczą ogromnej większości pracującego ludu w Polsce”.

(Oklaski na ławach PSL. Cała reszta sali siedzi w milczeniu).

Wytłuszczonym drukiem podano fragmenty usunięte przez cenzurę ze stenogramu sejmowego.

Zygmunt Żuławski

(1880-1949), wybitny działacz Polskiej Partii Socjalistycznej, poseł na sejm 1919-1939, poseł KRN 1946-1947 i Sejmu Ustawodawczego od 1947 r. (z listy PSL). Po wojnie wsławił się nieugiętą postawą wobec komunistów, czego jednym ze świadectw jest przemówienie sejmowe z lutego 1947 roku. Był przeciwnikiem ulegania, a następnie połączenia PPS z PPR, czyli oportunistycznej linii Józefa Cyrankiewicza. Pozostał ucieleśnieniem godności i tożsamości polskiego socjalizmu.

Tekst publikujemy za: Wojciech Giełżyński „Prywatna historia XX wieku”. Wyd. Rosner i wspólnicy, Warszawa 2005

To, co zobaczyłem, przekroczyło wszystkie moje oczekiwania i obawy. To nie były swobodne wybory, to w ogóle nie były wybory, lecz zorganizowana przemoc nad wyborcą i jego sumieniem.

Marszałek: Obywatelu pośle, przywołuję obywatela do rzeczy.Poseł Żuławski: Nie chcę powoływać się na żadne zobowiązania: jałtańskie, moskiewskie czy poczdamskie, bo uważam, że każde wybory powinny być swobodne, uczciwe i czyste, gdyż inaczej nie ma potrzeby, by je przeprowadzać i stwarzać fikcję demokracji „kierowanej” czy tzw. ludowej. Na ogół nie będę też mówił o tych strasznych wyborach. Przytoczę tylko parę szczegółów, na które sam patrzyłem. W Krakowie skreślono z list wyborców tysiące i tysiące ludzi pod pozorem, że współpracowali z Niemcami lub z „podziemiem”. Skreślono między innymi mego syna, który przesiedział trzy lata w Oświęcimiu i Buchenwaldzie, i przywrócono mu prawo głosu, dopiero gdy zagroził skargą o oszczerstwo. Mej synowej kazano podpisać, że będzie głosowała na trójkę, a mojej siostrzenicy, mieszkającej razem ze mną, zagrożono konsekwencjami utraty mieszkania, posady, a nawet aresztem, nie licząc się z najprymitywniejszymi nawet względami przyzwoitości. Pełnomocnika mej listy i moich współkandydatów zaaresztowano po to tylko, by ich sterroryzować.

Pozostało 88% artykułu
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Historia
Archeologia rozboju i kontrabandy