Uciekliśmy na wagary. Garstka dzieci żołnierzy Armii Krajowej. Chodziliśmy do szkoły noszącej dumne imię Adama Mickiewicza w Piastowie pod Warszawą. Tym samym, w którym Druh Aleksander Kamiński pisał swe „Kamienie na szaniec”, o czym wówczas nie mieliśmy pojęcia, na kartach tej niewielkiej książeczki szukając odpowiedzi, jak mamy żyć.
Było szaro, buro, beznadziejnie. Każdy samochód stający przed domem przejmował grozą – może już idą po Rodziców, którzy się nie ujawnili...Na wagary pomknęliśmy ku Pęcicom i w kojącym cieniu drzew nagle pojawił się kamienny orzeł wznoszący skrzydła do lotu na kamiennym półkolu nad czarnym napisem „Polegli na polu chwały 2 VIII 1944”. Nazwiska. Pseudonimy. Lata poległych. Bogusław, Orzeł, Jowisz, Gryf, Soplica, Zajączek... Lat 18, 17, 14! Tyle, ile mieliśmy wówczas. Takie było nasze pierwsze spotkanie z harcerzami 2. Plutonu 3. Kompanii Batalionu „Zośka”.– Oni wiedzieli, za co giną i dlaczego żyją! – powiedział twardo Stefan, dowódca naszej gromadki. – A my?
Od tamtego dnia staliśmy się strażnikami grobów w Pęcicach.
Ojciec Stefana walczył w Powstaniu, z więzienia po wojnie wyszedł z gruźlicą, umierał... Z moim ojczymem – porucznikiem „Nirwanem” słuchaliśmy procesów generała Fieldorfa, Krzyżanowskiego, Tatara...
Był w naszej grupie Hugon – wrażliwy muzyk, i mały Ryś, który zwinnie na dziecinnej drukarence wybijał ulotki: „Żądamy sprawiedliwości dla żołnierzy Armii Krajowej!”. Wpadkę spowodowały problemy z ortografią. Konspirator, który miał tenże długawy napis umieścić w tunelu kolejowym (bo jeśli Alek pod nosem Szwabów mógł napisać na murach Muzeum Narodowego: „Ludu Warszawy! Jam tu – Kiliński Jan”, to my nie możemy być gorsi!) – stał, biedota, z kubełkiem farby i ociekającym pędzlem i dumał, gdzie „ż”, a gdzie „rz”, w tych „żołnierzach”! Tak go zdybano.13– i 15-letni skazańcy wylądowali w kazamatach UB we Włochach.Podczas rewizji ubek potrząsnął zdobnym w monogram widelcem ocalonym z wyprawy mojej Babuni, Anny Kuleszanki: – O! „AK” to nawet na widelcu mają!