– Widzisz, nawet węgiel wiedział, gdzie kopać. Bo ci poprzedni, to jak gdzie pracowali, to albo w Donbasie, albo w Kownasie; i tak na okrągło. A ty lepiej popatrz, jak na Gierku leżą garnitury, bo na Gomułce to wisiały jak na wieszaku.
– Bo krawcowi lepiej płaci, Edżogerek jeden.
Uwielbienie babci Stasi dla I sekretarza KC PZPR rosło przez cały 1971 rok w takim tempie, że obawiałem się, iż na najbliższe święta Bożego Narodzenia zażąda, by powiesić go na choince. Oczywiście, nie dosłownie, ale w postaci fotografii, jak to uczynił ojciec mojego kolegi Zbyszka na fali pogrudniowej euforii.
Zacząłem podejrzewać, że babcia sympatyzuje z Gierkiem z racji zbieżności imienia z jego małżonką – obywatelką Stanisławą Gierek, jak ją tytułowano. Nie miałem racji. Babci nie przeszkadzała wprawdzie jedyna w swoim rodzaju elegancja Stanisławy Gierek, ale była zdania, że jak na żonę Pana (!) Edwarda jest może nie dość reprezentacyjna. I tak po Zosi Gomułkowej – wydymała kpiąco usta – nie ma o czym mówić.
Co prawda, to prawda. O towarzyszce Gomułkowej, gdy po wojnie kierowała w Warszawie kadrami PPR, mówiono, że ma zwyczaj komentowania zgłaszających się do pracy komunistów żydowskiego pochodzenia: – Wygląd jeszcze jak cię mogę, ale to nazwisko! Rewanżowano się, obgadując ją po kątach: – Nazwisko jeszcze możliwe, ale ten wygląd! A urody była mizernej, za to wybitnie semickiej.
Kiedyś Wolna Europa podała informację, że Gierek przez jakiś czas był w ambasadzie polskiej w Brukseli... odźwiernym czy windziarzem. Babcia Stasia nie słuchała odtąd „Warszawy IV”, jak popularnie nazywano RWE. Po latach, gdy w Warszawie miała miejsce seria tajemniczych pożarów, z najbardziej spektakularnym pożarem Smyka na czele, a babcia bardzo się tym przejmowała, mało śmiesznie żartowałem, że przede wszystkim boi się o Sztygara.