Od kilkunastu lat pojawiają się postulaty, by za miejsce rozpoczęcia II wojny światowej uznać Wieluń, który w pierwszym jej dniu został niemal doszczętnie zniszczony przez Luftwaffe.
To fundamentalne nieporozumienie. Przekonująco udowodnił to w ubiegłym roku na łamach pisma „Arcana” Grzegorz Bębnik, historyk z katowickiego oddziału IPN. Zwolennicy tezy o początku wojny w Wieluniu twierdzą, że pierwsze bomby spadły na miasto o godz. 4.40 – pięć minut przed atakiem pancernika „Schleswig-Holstein” na Westerplatte. Bębnik pokazuje, że brak na to dowodów, a rzecz jest nieporozumieniem.
Z dziennika bojowego I Dywizjonu 76. Pułku Bombowców Nurkujących (I./St. G. 76) wynika, że samoloty wysłane nad Wieluń wystartowały o 5.05, a cel osiągnęły o 5.40. Inne dzienniki bojowe niemieckiej armii wyraźnie mówią, że działania bojowe przeciw Polsce rozpoczęto o 4.45 od ataku na Westerplatte. Jedynie w przemówieniu Hitlera z 1 września pada sformułowanie „Seit 5.45 wird jetzt zurueckgeschossen!” (Teraz od 5.45 odpowiemy ogniem). Ale uważa się to za przejęzyczenie lub manipulację. Zwolennicy tezy o pierwszeństwie Wielunia nie negują godzin nalotu podanych w dokumentach dywizjonu. Mówią jednak, że w Niemczech obowiązywał wtedy inny niż w Polsce czas letni, zatem zaatakowali wcześniej. To nieprawda. Stosowanie czasu letniego w Niemczech zostało zniesione 16 września 1918 r., a przywrócone dopiero 1 kwietnia 1940 r.
Obalenie mitu, że to na Wieluń spadły pierwsze bomby II wojny światowej, nie zmienia faktu, że nalot na bezbronne miasteczko był barbarzyństwem – jednym z wielu, jakich wtedy dopuścili się Niemcy.