Jeździliśmy w brudnych taratajkach, zaprzężonych w okropnego chabeta” – narzekał „Kurier Warszawski” w 1909 roku, zapowiadając zarazem początek epoki silnika. A rzecz była niebagatelna, gdyż jazda dorożką nie była jakąś specjalną uciechą. Przede wszystkim „silnik” śmierdział, sikał podczas jazdy, a czasami rżnął też na bruk, gdy zawiał wiatr... Tak więc nadzieja na czysty transport była niemała.
Ale nowoczesność walczyła z konserwą. W takim Londynie, gdzie każdego dnia zbierano z ulic dziesiątki ton odchodów, uznano, że motoryzacja pozwoli oczyścić powietrze. Jednak całą Europę obiegła zapowiedź markiza Queensberry, który zaopatrzył się w rewolwer i zapowiedział, że jak przed jego londyńskim pałacem przejadą „siusiające benzyną potwory”, będzie strzelał. W Warszawie, na szczęście, nie chciano strzelać; automobile wygrały. A wkrótce po pierwszych maszynach pojawiły się pojazdy zarobkowe, czyli taksówki.
Za 40 kopiejek
Reporter „Kurwara” relacjonował we wspomnianym 1909 roku – „Dowiadujemy się, że pp. Konopnicki i Cybulski założyli spółkę mającą na celu zaprowadzenie w Warszawie samochodowych karetek-dorożek”. Zamierzano sprowadzić je z brytyjskiej firmy Lotia Works, Starmay Motors Coventry. Ich „motor posiada siłę 16 koni angielskich” – donosiła gazeta. Do miasta miał przyjechać dyrektor tej firmy, by zbadać stołeczne bruki i wzmocnić zawieszenie. Przewidywano puszczenie na ulice 15 aut, począwszy od pierwszego stycznia roku następnego, a później jeszcze 85. Sprawa jest wielce zagadkowa, gdyż poważne katalogi dawnej motoryzacji nie odnotowały aut o takiej nazwie. Czy więc mieliśmy w mieście lotie?
Przy okazji natrafiliśmy na dwie informacje – po pierwsze: wozy miały mieć taksometry, dzięki czemu nie dochodziłoby do awantur z automobilowym dorożkarzem, a po drugie: chorągiewka biała oznaczała pojazd wolny, zaś niebieska zajęty.
Jeśli idzie o samą taksę, to jak informował „Kurwar” – „będzie ona następująca: 40 kopiejek zasadniczo i za pierwsze 1000 metrów, a następnie 10 kop. za każde dalsze 250 metrów przestrzeni. Od kolumny Zygmunta do placu Aleksandra (dziś Trzech Krzyży – przyp. red.) będzie tędy można odbyć podróż w landolecie samochodowym za 40 kop.”. Następna wiadomość pochodzi z sierpnia 1910 roku, kiedy to, jak podała „Nowa Gazeta”, było już „12 samochodów-taksometrów”. A we wrześniu drugi raz (!) obniżono opłatę. A więc wszystko wskazuje na to, że pierwsze taksówki pojawiły się w początkowych miesiącach tegoż roku. W 1913 roku mieliśmy ich już setkę, ale niestety zrabowane zostały w dwa lata później przez wycofujące się wojska rosyjskie.