Opisywana wielokrotnie miłość Polaków do Napoleona uzasadniała stawianie monumentów, ale kiedy zajrzeć do pamiętników z epoki, nie wszystko jest już takie oczywiste. Można zaryzykować twierdzenie, że szczególnie w Warszawie było to podlizywanie się, za które niewiele dostaliśmy, a i koszty tego „niewiele” były wysokie.
Wazelina oraz kariatydy
Napoleon przybył do naszego miasta w grudniu 1806 roku, a „Gazeta Warszawska” dała popis niebywałego wazeliniarstwa, pisząc, że przyjechał „pogromca uciemiężycielów i Podziw całego świata NAPOLEON Wielki”. Nikt wcześniej ani później nie nazywał go tak, ale mieliśmy nadzieję na odbudowanie ojczyzny. Więc nic dziwnego, że wystawiono „dwa arki (łuki – przyp. red.) tryumfalne – pierwszy przy rogatkach Wolskich, drugi przed Zamkiem”. Cesarz wyciął numer, gdyż jak podawała prasa, „przyjechał o północy konno z jednym tylko Mamelukiem, nikt o jego przyjeździe nie był uprzedzony (...) czekał na odwachu na otwarcie pokoi”. Dopiero następnego dnia odbyła się wielka feta, a potem liczne bale, rauty i popisy lizusostwa. Wszędzie słychać było okrzyki: – Niech żyje Cesarz! Zapanowała „Napoleonmania, która u wielu, mianowicie wojskowych, przeszła w stan chroniczny”.
Nasze uwielbienie nie zdało się na wiele, bo dostaliśmy ledwie kawałek dawnej Polski nazwany Księstwem Warszawskim. A do tego pod obcym monarchą i z olbrzymimi obciążeniami. Uwielbienie powoli mijało.
Julian Falkowski w „Obrazach z życia kilku dawnych pokoleń w Polsce”, będących fragmentami różnych pamiętników – książce wydanej w XIX wieku – przytoczył liczne rozczarowujące opinie. Otóż reszta rozebranego kraju miała pojęcie, co się w stolicy dzieje. Mianowicie na Litwie „wiedzieli, że tam (czyli w Księstwie – przyp. red.) okropna bieda w skutku systematu kontynentalnego (wojny handlowej z Anglią – przyp. red.), podatki nad siłę kraju, ogromne pobory dla wojska. Administracya na sposób francuski”.
Ciągle jednak byli tacy, którzy sądzili, że coś uda się jeszcze dostać. Kiedy cesarz wybierał się na Moskwę, w Warszawie postanowiono postawić mu pomnik w Sali Senatorskiej Zamku Królewskiego. Miała to być tablica z marmuru kararyjskiego „z literami z bronzu złoconego, obok dwie kariatydy greckie wielkości naturalnej”, a wszystko to ozdobione modnymi wówczas toporami, włóczniami, a także herbami Litwy oraz Korony. Wykonanie zlecono słynnemu twórcy Bertelowi Thorvaldsenowi, przebywającemu we Włoszech, dlatego też umowa opiewała na 2 000 skudów. Napoleon poszedł na Moskwę, Thorvaldsen wykonał jedną gipsową kariatydę, a cesarz w międzyczasie przegrał kampanię...