Ojciec postanowił dać mu szansę zasłużenia na taki przydomek i pod strażą odesłał z pola bitwy. Prawdopodobnie młodzieniec, krew z krwi i kość z kości wojowniczych przodków, rwał się do boju, widząc, jak początkowe zwycięstwo zamienia się w porażkę. Ale prawdopodobnie zobaczył też, jak trudnym przeciwnikiem są Krzyżacy.
Przypomnijmy, że Władysław Łokietek zaskoczył ariergardę krzyżacką pod Radziejowicami, pobił jej wojska, i nawet wziął do niewoli dowódcę.
Ale w pościgu nadział się pod Płowcami na potężną kontrę wroga. Mimo męstwa i zaciekłości polskich rycerzy, mimo iż wśród ponad czterech tysięcy poległych większość stanowili bracia zakonni i ich knechci, to nasi ustąpili z pola.
Królewicz musiał widzieć świetne uzbrojenie i organizację armii krzyżackiej, jej doskonałe wyćwiczenie i nieustępliwość. Widział też i w tym roku i w następnym, że nasze wojska nie potrafią ani zdobywać wrogich zamków, ani wznosić podobnie mocnych własnych, co jest przyczyną utraty kolejnych ziem. Ujrzał po prostu, że Polska jest nieprzygotowana do próby sił z tak potężnym przeciwnikiem.
Dwa lata po Płowcach sam został królem. Oręż zamienił na rozejmy, sądy, arbitraże i układy, co pomogło mu odzyskać przynajmniej część ziem. Do swego królestwa przyłączył też nowe, ale nade wszystko starał się, by – używając języka z niedawnej epoki – „Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej". Z tym, że w przeciwieństwie do I sekretarza KC PZPR ostatniemu z Piastów udało się owo hasło urzeczywistnić. Wzniósł niemal sto murowanych zamków i miast, sprowadził tysiące pracowitych osadników, chronił prostych ludzi, szanował inne nacje i wyznania, ujednolicił prawo i monetę, zreformował wojsko...