Krążowniki „pierwszej rangi”

Tragedia „Kurska” w 2000 roku była kolejną odsłoną „milczącej wojny” prowadzonej od dziesiątek lat pod powierzchnią mórz i oceanów. Rozpoczęła się ona wraz z wejściem do służby w siłach morskich USA i ZSRS jednostek z napędem nuklearnym i... trwa do dziś. Bezmiar oceanicznej toni przemierzają atomowe okręty podwodne uzbrojone w rakiety balistyczne, z za nimi podążają „myśliwcy” – wielozadaniowe atomowe okręty podwodne.

Publikacja: 26.11.2011 00:01

Rosyjski okręt podwodny w służbie rosyjskiej Floty Północnej

Rosyjski okręt podwodny w służbie rosyjskiej Floty Północnej

Foto: RIA NOVOSTI

„Kursk" (numer taktyczny K-141) to okręt sowieckiego projektu 949A (Anatiej, w kodzie NATO – Oscar II). Tworzą one trzecią generację sowieckich (rosyjskich) atomowych okrętów podwodnych uzbrojonych w ciężkie rakiety przeciwokrętowe. Głównym zadaniem oskarów było i pozostaje zwalczanie zespołów okrętów nawodnych, przede wszystkim lotniskowcowych grup uderzeniowych. Podczas  wojny miały one zapewnić przerwanie atlantyckiej komunikacji sojuszu zachodniego i uniemożliwienie przerzutu sił ze Stanów Zjednoczonych na europejski teatr wojenny.

Sprecyzowane przez sowiecką marynarkę wymagania techniczne Projektu 949 przekazano zespołowi konstrukcyjnemu kierowanemu przez Pawła Pustyncewa (w 1977 roku jego obowiązki przejął Igor Bazanow) w 1969 roku. Stępkę pod pierwszy okręt położono w 1977 lub 1978 roku, a do służby wszedł on 30 grudnia 1980 roku. Łącznie ukoń-czono 13 oskarów – wszystkie powstały w Siewierodwińsku, w stoczni nr 402. Obecnie służbę pełni dziewięć okrętów typu Oscar I i Oscar II. Oprócz utraconego „Kurska" dwa inne wycofano z eksploatacji z przyczyn technicznych.

Stępkę pod „Kursk" położono w 1992 roku, wodowanie kadłuba odbyło się dwa lata później. Służbę we flocie Federacji Rosyjskiej okręt rozpoczął 20 stycznia 1995 roku. Miał 13 400 t wyporności nawodnej i 18 tys. t wyporności podwodnej przy długości 154,0 m, szero-kości 18,2 m (20,1 m z rozłożonymi sterami głębokości), 9,0 m zanurzenia. Był to prawdziwy podwodny kolos odpowiadający wypornością ciężkim krążownikom z czasów drugiej wojny światowej. Stąd rosyjska klasyfikacja okrętu: atomowy krążownik podwodny pierwszej rangi. Instalację napędową tworzyły dwa reaktory (umieszczone szeregowo) chłodzone wodą typu OK-650b o mocy 190 MW, zasilające w parę dwie turbiny parowe typu OK-9 o mocy 98 tys. KM. Dwuwałowa siłownia zapewniała mu prędkość maksymalną 28 – 30 węzłów. Okręt był wyposażony w cztery wyrzutnie torpedowe kal. 533,4 mm (cztery torpedy w wyrzutniach, osiem na stelażach wewnątrz kadłuba), dwie wyrzutnie torpedowe kal. 650,4 mm (dwie w wyrzutniach, 14 w zapasie) oraz 24 wyrzutnie rakiet przeciwokrętowych kompleksu P-700 (Granit). Wyrzutnie rakiet (każda o długości 10,5 m) zgrupowane w dwie baterie po 12 znajdowały się po obu stronach kiosku. Umieszczono je w przestrzeni między kadłubem mocnym i lekkim, pochylając o 40 stopni w kierunku dziobu.

Granit – „zabójca lotniskowców"

Prace nad kompleksem rakietowym P-700 (w kodzie NATO SS-N-19 Shipwreck), pomyślanym jako „zabójca lotniskowców" rozpoczęto w 1969 roku. W latach 70. przeprowadzono próby w locie, a na początku następnej dekady wprowadzono go na okręty (nowy kompleks otrzymały m.in. krążowniki projektu 1144 Kirow. Masa rakiety wraz z silnikiem startowym wynosi ok. 7000 kg, masa głowicy bojowej (atomowej, odłamkowo-burzącej lub paliwowo-powietrznej) ok. 750 kg. Pocisk ma 10 m długości przy średnicy 0,85 m i rozpiętości skrzydeł w układzie delta 2,6 m. Napędza go silnik strumieniowy (lub turboodrzutowy), który uruchamia się po odrzuceniu silnika startowego. Wydaje się, że odpalenie nie może się odbywać z głębokości większej niż 30 metrów i przy prędkości przekraczającej 2 – 3 węzły. Minimalna odległość od celu musi przewyższać 20 km, zasięg maksymalny wynosi 550 km.

Zasięg uzbrojenia okrętu znacznie przewyższa zasięg jego środków obserwacji, dlatego wymaga otrzymania danych o celu z innych źródeł (brzegowego stanowiska dowodzenia, rozpoznania lotniczego lub kosmicznego, innych okrętów nawodnych lub podwodnych). Pocisk naprowadza na cel system inercyjny sprzężony z radiowysokościomierzami, możliwa jest też korekta toru lotu przez operatora.

Granit jest wyjątkowo niebezpieczny dla celów nawodnych nie tylko z uwagi na zasięg, ale również ze względu na znaczną prędkość przelotową wynoszącą 1,7 Macha i jeszcze wyższą, bo szacowaną na 2,5 Ma, prędkość ataku. Atakowana jednostka (zespół) ma więc bardzo mało czasu na przeciwdziałanie, zwłaszcza że radiolokacyjno-termiczne urządzenie samonaprowadzające pocisku jest odporne na zakłócenia (zapewne granity naprowadzają się też na pracujące urządzenia radarowe). W jednej salwie można wystrzelić do ośmiu rakiet, przy większej ilości może dojść do wzajemnego zakłócania ich urządzeń samonaprowadzających.

Katastrofa

„Kursk" zatonął 12 sierpnia 2000 roku ok. godz. 11.30 czasu lokalnego na Morzu Barentsa (prawdziwą datę podano dopiero 16 sierpnia, wcześniej służby prasowe rosyjskiej Floty Północnej utrzymywały, że katastrofa miała miejsce w godzinach porannych 13 sierpnia). Jednostka osiadła na dnie w punkcie o współrzędnych 69O49'N i 39O35'E – ok. 157 km na północny zachód od Siewieromorska. Niepewne były też informacje o liczbie ludzi znajdujących się na pokładzie „Kurska" – podawano, że od 107 do 130. Władze wojskowe stwierdziły, że załoga liczyła 116 oficerów i marynarzy, lecz po dwóch dniach zwiększono listę ofiar do 118 (w tym pięciu oficerów z dowództwa Floty Północnej z szefem sztabu adm. Władymirem Begriancem na czele).

Co interesujące, informacje o katastrofie strona rosyjska ujawniła dopiero wówczas, gdy doradca prezydenta USA do spraw bezpieczeństwa narodowego Samuel Berger poinformował sekretarza Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej Siergieja Iwanowa, iż US Navy wie, co się stało z „Kurskiem".

Dowodzony przez komandora (kapitana pierwszej rangi) Giennadija Liaczina „Kursk" brał udział w dużych ćwiczeniach Floty Północnej, swoistej próbie generalnej przed rejsem zespołu okrętów rosyjskich na Morze Śródziemne. W zamyśle kierownictwa politycznego Rosji miał to być symboliczny powrót bandery św. Andrzeja na ten akwen. Począwszy od lat 60. marynarka sowiecka utrzymywała na Morzu Śródziemnym stały zespół floty, który okresowo składał się nawet ze 100 okrętów i jednostek pomocniczych. Po upadku ZSRS obecność rosyjska skurczyła się do dwóch baz w Syrii i Libii. Koronnym dowodem słabości Rosji na morzu było to, że mimo  gromkich zapowiedzi wysłania grupy okrętów na Adriatyk w czasie działań NATO przeciwko Jugosławii popłynął tam tylko okręt rozpoznania radioelektronicznego.

Pierwszym sygnałem świadczącym o prawdopodobnej awarii na pokładzie „Kurska" był brak okresowego meldunku sytuacyjnego, który w trakcie rejsu szkoleniowego w okresie pokoju powinno się składać co dwie godziny. W dowództwie Floty Północnej uruchomiono przewidziane w takiej sytuacji procedury, nie rozpoczęto jednak akcji ratunkowej na pełną skalę. Kiedy nie odebrano następnego meldunku, okręt uznano za zaginiony i akcja wreszcie ruszyła. Niestety, załoga „Kurska" nie wezwała pomocy ani nie uwolniła boi ratunkowej z automatyczną

radiostacją (okazało się później, że dzio- bowa boja została zniszczona w chwili katastrofy). Takie boje połączone z okrętem bardzo ułatwiają określenie jego pozycji i zapewniają łączność telefoniczną między ratownikami a załogą (niektóre mają przewód umożliwiają-cy tłoczenie do wnętrza zatopionego okrętu powietrza i kabel energetyczny, dzięki któremu można podać zasilanie). Brak boi na powierzchni, a przede wszystkim brak kapsuły ratowniczej dowodzi, że wydarzenia na pokładzie odbywały się zbyt szybko, by załoga mogła zareagować na zagrożenie w sposób przewidziany procedurami, a w pierwszej fazie awarii zniszczeniu (zalaniu) uległ przedział wodoszczelny mieszczący główne stanowisko dowodzenia oraz wejście do kapsuły ratunkowej.

Chociaż tonący okręt nie zdołał uwolnić pławy, a na morzu szalał sztorm, „Kursk" został szybko zlokalizowany przez okręty nawodne (według danych rosyjskich wrak znalazł krążownik „Piotr Wielikij"). Głębokość morza w miejscu, w którym osiadł na dnie, waha się od 104 do 108 m. Temperatura wody na powierzchni wynosiła 8OC.

Akcja ratunkowa

Kierownictwo akcji ratunkowej objął dowódca Floty Północnej adm. Wiaczesław Popow. Według oficjalnych danych w skład Floty Północnej wchodziły: specjalistyczny ratowniczy okręt podwodny projektu 940 wyposażony w dwa głębinowe pojazdy podwodne, dwa pojazdy podwodne 1839.2, aparat głębinowy projektu 1855 (typ Mir), który brał m.in. udział w oględzinach wraku zatopionego atomowego okrętu podwodnego „Komsomolec", głębinowy pojazd podwodny projektu 1806, jeden lub dwa okręty ratownicze projektu 05360. Ale dwa najnowocześniejsze okręty ratownicze marynarki nie mogły uczestniczyć w akcji na Morzu Barentsa: „Alagiez" wchodził w skład Floty Oceanu Spokojnego, a „Elbrus" znajdował się na Morzu Czarnym. Trzecia jednostka „Ajudar" prawdopodobnie nie została ukończona, mimo że formalnie włączono ją do floty.

W rejonie katastrofy wśród kilkunastu jednostek manewrował okręt ratowniczy „Michaił Rudnickij", a pozycję nad wrakiem zajął „Piotr Wielikij". Po odnalezieniu wraku rosyjskie ekipy ratunkowe w pierwszej kolejności dokonały – za pomocą bezzałogowego, zdalnie sterowanego pojazdu podwodnego – oględzin zatopionej jednostki i pomiaru poziomu radiacji w wodzie. Nie odbiegał on od normy, co świadczyło o tym, że załoga „Kurska" zdołała wygasić reaktory lub że wyłączyły się one automatycznie, gdy na skutek przechyłu zaczął szwankować system chłodzenia rdzenia (późniejsze analizy potwierdziły drugi wariant przebiegu wydarzeń). Dowództwo Floty Północnej zapewniło też, że na okręcie nie było broni jądrowej: ani torped z głowicami nuklearnymi, ani rakiet (chociaż istnieje wersja pocisków Granit przenosząca głowę bojową o mocy 350 kt).

Następnie podjęto próby nawiązania łączności z uwięzionymi we wraku marynarzami. Ogólnikowość przekazywanych danych i brak informacji o sytuacji na pokładzie „Kurska" wskazują, że na tonącym okręcie nie zdołano uruchomić łączności podwodnej. Potwierdzili to ratownicy, stwierdzając, że tylko stuki dochodzące z wnętrza wraku świadczą o tym, iż ktoś ocalał z katastrofy. Równocześnie pojawiły się informacje powołujące się na anonimowych oficerów US Navy, że Rosjanie nawiązali jednak łączność z załogą.

Oszczędzanie akumulatorów?

Milczenie telefonu podwodnego i innych hydroakustycznych urządzeń łączności mogło też wynikać (pomijając śmierć całej załogi) z bardzo poważnych uszkodzeń doznanych przez okręt. W tym kontekście zaczęły się jednak pojawiać w prasie informacje (z początku głównie rosyjskiej), że wobec rozpaczliwego deficytu akumulatorów we flocie rosyjskiej postanowiono je oszczędzać przed jesiennym wyjściem na Morze Śródziemne i „Kursk" został ich pozbawiony. Z tego powodu zabrakło źródła awaryjnego zasilania środków łączności i systemów podtrzymywania życia. Rosyjskie źródła wojskowe nie ustosunkowały się do tych zarzutów.

Początkowo służby ratownicze były pewne, że nie tylko uda się uratować załogę „Kurska", ale również podnieść okręt z dna. Około 15 sierpnia z oficjalnych wypowiedzi zaczął przebijać pesymizm – mówiono już tylko o ewakuacji załogi. Można założyć, że kilkakrotnie usiłowano dotrzeć do wraku za pomocą dzwonu nurkowego, co zakończyło się fiaskiem z uwagi na szalejący na powierzchni sztorm oraz znaczny przechył wraku uniemożliwiający osadzenie pierścienia dzwonu na włazie zatopionej jednostki.

Niepowodzeniem zakończyły się też (co najmniej dwie) próby podejścia do wraku i osadzenia na włazach ratowniczych pojazdów podwodnych opuszczonych mimo sztormu (stan morza 5, siła wiatru 6 – 7, co oznacza prędkość wiatru 18 – 20 m/s) z „Michaiła Rudnickiego". Ratownikom przeszkadzał też silny prąd przydenny o prędkości przekraczającej 3 węzły. Aparaty podwodne nie mogły go pokonać, a zbliżając się z nurtem, precyzyjnie manewrować nad wrakiem. Ponoć okręt bazowy stracił na pewien czas łączność z batyskafem, co mogło się zakończyć kolejną tragedią.

Choroba kesonowa

Głębokość, na której leży wrak, w połączeniu ze sztormem i temperaturą wody praktycznie przekreślały szansę samodzielnego wydostania się na powierzchnię ocalałych członków załogi. Przy ewakuacji w kombinezonach ratowniczych największe zagrożenie stwarza choroba kesonowa (dekompresyjna) występująca podczas szybkiego wychodzenia na powierzchnię z głębokości poniżej 9 m. Powoduje pojawienie się w tkance tłuszczowej i naczyniach krwionośnych pęcherzyków gazu, głównie azotu, tworzących zatory, co prowadzi do paraliżu, poważnych obrażeń wewnętrznych, a nawet śmierci. Chorobie kesonowej zapobiega się poprzez powolne wyciąganie nurka na powierzchnię (wówczas pęcherzyki gazowe się rozpuszczają) – bezpieczne wyjście z głębokości 60 m winno trwać minimum 30 minut z trzema przystankami. W razie szybkiego wyjścia na powierzchnię nurka umieszcza się w komorze dekompresyjnej o takim samym ciśnieniu, w jakim przebywał przed wynurzeniem. To jednak półśrodek.

Sztorm nie pozwolił na próbę podniesienia rufowej części okrętu na powierzchnię za pomocą specjalnych pontonów. Gdyby „Kursk" dziobem opierał się o dno, a jego rufa znajdowała się ponad powierzchnią, to kadłub byłby nachylony pod kątem ok. 45O. Wówczas ekipy ratownicze mogłyby dotrzeć do wnętrza przez otwór wycięty w poszyciu. Niestety, oprócz warunków atmosferycznych przeciwko takiemu rozwiązaniu przemawiała groźba przełamania kadłuba obciążonego wodą w zalanych przedziałach – przy braku szczegółowych informacji o rozmiarach uszkodzeń nie można było wykonać odpowiednich obliczeń.

Agonia w mroku i zimnie

Szanse na uratowanie rozbitków zmniejszały się z każdą godziną, gdyż ulegał wyczerpaniu zapas tlenu w kadłubie. Na ludzi oddziaływał też panujący we wnętrzu „Kurska" chłód (2 – 3OC). Do mediów przenikały informacje, że w rzeczywistości na okręcie zalaniu uległy cztery (lub nawet pięć, wedle źródeł zbliżonych do US Navy), a nie dwa, przedziały wodoszczelne.

W takiej sytuacji Rosjanie zdecydowali się 16 sierpnia przyjąć – oferowaną od chwili ujawnienia zatonięcia „Kurska" – pomoc państw zachodnich. Do Kwatery Głównej NATO udał się zastępca szefa sztabu Marynarki Wojennej adm. Pobożij z grupą ekspertów. Odbyła się również telekonferencja specjalistów rosyjskich i ekspertów zachodnich zgromadzonych w brytyjskiej bazie morskiej Northwood. Trzeba podkreślić, że blokowanie zachodniej pomocy mogło mieć zasadnicze znaczenie dla losu załogi okrętu. Spływające do Moskwy propozycje obejmowały m.in. ściągnięcie na Morze Barentsa amerykańskiego głębinowego pojazdu ratowniczego DSRV, szwedzkiego pojazdu ratowniczego URF, a nawet norweskiej platformy wiertniczej, która mogła zapewnić stabilną płaszczyznę działań ratowniczych.

W następstwie deklaracji władz Rosji jeszcze tego samego dnia do norwe-skiego portu Trondheim odleciał z Glasgow na pokładzie rosyjskiego transportowca brytyjski pojazd ratowniczy LR5 z 12-osobowym personelem. Następnie został załadowany na pokład wyposażonego w dźwignicę bramową statku „Norman Pioneer" i skierowany w odległy o 1500 mil morskich rejon katastrofy. Brytyjczyków wsparli nurkowie norwescy. W związku z rejsem jednostki ratowniczej z Trondheim pojawiło się pytanie, dlaczego LR5 nie został od razu przerzucony do Siewieromorska. Wydaje się, że ta decyzja była zdeterminowana brakiem we Flocie Północnej jednostki zdolnej do współpracy z brytyjskim pojazdem.

17 sierpnia, gdy morze się uspokoiło (prędkość wiatru spadła do 6 m/s, wysokość fali nie przekraczała 1,3 m), w akcji ratowniczej uczestniczyły cztery rosyjskie pojazdy podwodne. Żaden nie zdołał jednak połączyć się z rufowym włazem ewakuacyjnym (dziobowy właz został zniszczony) „Kurska". W godzinach popołudniowych Rosjanie zdementowali pogłoskę, jakoby ratownicy ponownie usłyszeli dźwięki dochodzące z wnętrza kadłuba. Według oficjalnych informacji załoga nie dała więc znaku życia od co najmniej 48 godzin.

18 sierpnia silne prądy przydenne w połączeniu z przechyłem uniemożliwiły posadowienie pojazdu ratowniczego na kadłubie „Kurska", mimo że według kierownictwa akcji podjęto aż dziesięć prób. Raz pojazd przywarł do włazu ratowniczego, ale ze względu na jego uszkodzenie (lub według innej wersji wyczerpanie akumulatorów batyskafu) nie udało się wypompować wody ze śluzy łączącej obie jednostki.

Odkryto, że uszkodzenia okrętu były znacznie rozleglejsze, niż sądzono. Załogi pojazdów podwodnych zameldowały o rozległym przebiciu kadłuba mocnego w części dziobowej i na śródokręciu prawej burty oraz uszkodzeniach kiosku.

Eksplozja

na pokładzie?

Natychmiast po zlokalizowaniu wraku pojawiło się kilka hipotez dotyczących przyczyn tragedii. Pierwsza zakładała niesprawność systemu zamykania wewnętrznych pokryw wyrzutni torpedowych, w wyniku czego miało dojść do zalania dziobowych przedziałów i utraty przez okręt pływalności. Eksperci stwierdzili, że jest mało prawdopodobne, aby taka niesprawność wywołała katastrofalne następstwa na jednostce o tak dużej wyporności.

W mediach rosyjskich sugerowano też, że „Kursk" padł ofiarą kolizji z niezidentyfikowanym okrętem podwodnym (najpewniej ame- rykańskim) monitorującym ćwiczenia rosyjskiej Floty Północnej. Odwoływano się do zdarzenia sprzed ośmiu lat, gdy 11 lutego 1992 roku na tym samym akwenie zderzyły się atomowe okręty podwodne: rosyjski K-276 (projekt 670M, oznaczenie kodowe NATO Charlie) i amerykański „Baton Rouge" (SSN 689, typ Los Angeles). Amerykanie i Brytyjczycy stanowczo zaprzeczyli. Twierdzono też, że „Kursk" uderzył w dno podczas wykonywania gwałtownego manewru zwiększenia zanurzenia z głębokości peryskopowej wykonywanego w celu uniknięcia zderzenia z własną jednostką nawodną; zatonął bowiem z podniesionym peryskopem. Nie wydaje się jednak, by uderzenie o dno mogło spowodować uszkodzenia o takich rozmiarach.

Pojawiły się wreszcie informacje, że przyczyną zatonięcia  była wewnętrzna eksplozja. Norweskie laboratorium sejsmograficzne NORSAR ujawniło, że jego przyrządy odnotowały dwie eksplozje podwodne w rejonie katastrofy (wcześniej wspominała o tym prasa, powołując się na US Navy). Pierwsza odpowiadała siłą wybuchowi 1– 2 t trotylu. 75 sekund później nastąpił kolejny wybuch o jeszcze większej sile. Ich niszcząca moc tłumaczyłaby natychmiastowe niemal zatonięcie okrętu oraz brak na powierzchni boi i kapsuły ratunkowej.

Za późno

21 sierpnia Norwegowie dostali się przez właz ewakuacyjny do wnętrza wraku. Stwierdzili, że cały kadłub wypełniony jest wodą i nikt z załogi nie przeżył. Akcję ratowniczą przerwano.

Nurkowie dostarczyli jednak informacji, że część marynarzy (później okazało się, że 23) przetrwała katastrofę i zgromadziła się w – wtedy jeszcze suchym – dziewiątym przedziale, daremnie oczekując na ratunek. Nie wiadomo, jak długo żyli uwięzieni ludzie: według niektórych teorii zginęli bardzo szybko, według innych przetrwali kilka dni, o czym mogły świadczyć odnalezione przy zwłokach po wydobyciu wraku chemiczne zestawy do oczyszczania powietrza z dwutlenku węgla i wzbogacania go w tlen. Prawdopodobnie pożar wywołany zamoczeniem takiego zestawu stał się ostateczną przyczyną śmierci ocalałych z wybuchu.

Spekulacje i krytyka postępowania dowództwa floty oraz władz Rosji (prezydent Putin dopiero po pięciu dniach pod presją opinii publicznej przerwał urlop w Soczi) zepchnęły na drugi plan ludzki wymiar katastrofy „Kurska".

W Rosji niewiele mówiono o ciągnących na Daleką Północ rodzinach marynarzy, którym skąpiono informacji o losie najbliższych, o oczekiwaniu na skrawek prawdy pod bramą siewieromorskiej bazy. Paradoksalnie, więcej informacji można było uzyskać z zachodnich mediów niż od służb prasowych floty.

Sekret wraku

W 2001 roku wrak „Kurska" został przecięty. Jego większą część, poza dziobem zawierającym przedział torpedowy, wydobyła z dna za pomocą specjalnego pontonu holenderska firma Mammoet. Brytyjska barka „Gigant-4" przetransportowała wrak do stoczni w Roslakowie koło Siewieromorska, dokąd dotarł w październiku 2001 roku. Fragmenty części dziobowej wydobyto 20 czerwca 2002 roku. Według oficjalnej wersji przedstawionej przez rosyjską komisję rządową przyczyną utraty okrętu był wybuch torpedy. Spowodował go wyciek nadtlenku wodoru napędzającego torpedę typu 298A PV, który wywołał pożar i wybuch w wyrzutni, a następnie eksplozję pozostałego uzbrojenia w dziobowym przedziale torpedowym.

Część ekspertów przypuszcza, że „Kursk" zatonął wskutek wybuchu torpedy Szkwał, którą zamierzano przetestować podczas ćwiczeń. Obawa przed ujawnieniem sekretów tej nowoczesnej (podobno kilkakrotnie szybszej od tradycyjnych torped) broni logicznie tłumaczyłaby niechęć władz rosyjskich wobec przyjęcia zagranicznej pomocy. W ZSRS i Rosji tajemnica wojskowa była i jest znacznie więcej warta niż ludzkie życie.

—Krzysztof  Kubiak

Rosyjskie pojazdy ratownicze

Ratowniczy pojazd podwodny projektu 1837 K – wprowadzony do służby w 1980 roku, wyporność podwodna 46 t, długość 12 m, szerokość 3,49 m, wysokość 4,87 m, zanurzenie 3,9 m, prędkość maksy- malna 3,5 węzła, maksymalna głębokość zanurzenia 550 m, czas pracy pod wodą 8 godz., załoga trzyosobowa, mógł uratować 18 – 20 ludzi. Ratowniczy pojazd podwodny projektu 1839 (1839.2) – wszedł do służby w 1985 roku, wyporność podwodna 47 t, długość 13,6 m, szerokość 3,4 m, wysokość 5,06 m, zanurzenie 2,9 m, prędkość maksymalna 3,9 węzła, maksymalna głębokość zanurzenia 550 m, czas pracy pod wodą 8 – 10 godzin, załoga trzyosobowa, mógł uratować 16 – 18 rozbitków. Ratowniczy pojazd podwodny projektu 1855 – wszedł do służby w 1986 roku, wyporność podwodna 55 t, długość 13,5 m, szerokość 3,8 m, wysokość 4,1 m, zanurzenie 3,9 m, prędkość maksymalna 3,3 węzła, maksymalna głębokość zanurzenia 1000 m, czas pracy pod wodą 10 godz., załoga czteroosobowa, mógł uratować 20 ludzi. Ratowniczy pojazd podwodny projektu 1832 Poisk-2 – wszedł do służby w 1975 roku, wyporność podwodna 65 t, długość 16,33 m, szerokość 2,5 m, wysokość 5,1 m, zanurzenie 3,3 m, prędkość maksymalna 3 węzły, maksymalna głębokość zanurzenia 2000 m, czas pracy pod wodą 8 – 10 godz., załoga trzyosobowa, mógł uratować 16 – 18 rozbitków. —k.k.

Pojazd ratowniczy LR5

Zbudowany w 1978 roku przez brytyjski koncern Cable & Wireless Marine. Początkowo pełnił funkcję aparatu oceanotechnicznego, przeznaczonego do osadzania na dnie platform wydobywczych oraz dozorowania podwodnych części tych konstrukcji. Następnie został zaadaptowany do zadań ratowniczych. Jednostka ma ok. 50 t wyporności przy długości 9,8 m. Jej maksymalna głębokość robocza to 550 m. Prędkość wynosi 5 węzłów, a czas samodzielnego poruszania się z prędkością 2 węzłów szacuje się na 8 godzin. Dzięki kilku pędnikom horyzontalnym i wertykalnym oraz specjalnym akumulatorom może operować z przechyłem wynoszącym nawet 60O. Załoga składa się z dwóch pilotów i inżyniera pokładowego. Jednorazowo pojazd może zabrać 16 rozbitków. Jest przystosowany do współpracy z bezzałogowym, sterowanym zdalnie pojazdem podwodnym wyposażonym w manipulatory, który może np. oczyścić właz zatopionego okrętu podwodnego. —k.k.

Zapiski zza grobu

Po wyciągnięciu wraku „Kurska" na powierzchnię w dziewiątym przedziale, który na krótko stał się schronieniem dla 23 marynarzy, znaleziono i odczytano zapiski. Oficer Dymitr Kolesnikow, dowódca załogi siódmego przedziału obsługującej turbinę napędową, zanotował 12 sierpnia o godz. 13.15, dwie godziny po wypadku: „Cała załoga 6., 7. i 8. przedziału przeszła do 9. Jest tu 23 ludzi. Podjęliśmy tę decyzję w wyniku wypadku. Nikt z nas nie może wyjść na powierzchnię". Oto jego ostatnie, jakże przejmujące, słowa zapisane dwie godziny później: „Jest zbyt ciemno, ale spróbuję pisać po omacku. Chyba nie ma szans, 10 – 20 procent. Mamy nadzieję, że ktoś to jednak przeczyta. Poniżej jest lista ludzi z załogi innych przedziałów, którzy zgromadzili się w dziewiątym i będą próbowali wyjść. Pozdrowienia dla wszystkich, nie trzeba rozpaczać. Kolesnikow". —b.k.

„Kursk" (numer taktyczny K-141) to okręt sowieckiego projektu 949A (Anatiej, w kodzie NATO – Oscar II). Tworzą one trzecią generację sowieckich (rosyjskich) atomowych okrętów podwodnych uzbrojonych w ciężkie rakiety przeciwokrętowe. Głównym zadaniem oskarów było i pozostaje zwalczanie zespołów okrętów nawodnych, przede wszystkim lotniskowcowych grup uderzeniowych. Podczas  wojny miały one zapewnić przerwanie atlantyckiej komunikacji sojuszu zachodniego i uniemożliwienie przerzutu sił ze Stanów Zjednoczonych na europejski teatr wojenny.

Sprecyzowane przez sowiecką marynarkę wymagania techniczne Projektu 949 przekazano zespołowi konstrukcyjnemu kierowanemu przez Pawła Pustyncewa (w 1977 roku jego obowiązki przejął Igor Bazanow) w 1969 roku. Stępkę pod pierwszy okręt położono w 1977 lub 1978 roku, a do służby wszedł on 30 grudnia 1980 roku. Łącznie ukoń-czono 13 oskarów – wszystkie powstały w Siewierodwińsku, w stoczni nr 402. Obecnie służbę pełni dziewięć okrętów typu Oscar I i Oscar II. Oprócz utraconego „Kurska" dwa inne wycofano z eksploatacji z przyczyn technicznych.

Stępkę pod „Kursk" położono w 1992 roku, wodowanie kadłuba odbyło się dwa lata później. Służbę we flocie Federacji Rosyjskiej okręt rozpoczął 20 stycznia 1995 roku. Miał 13 400 t wyporności nawodnej i 18 tys. t wyporności podwodnej przy długości 154,0 m, szero-kości 18,2 m (20,1 m z rozłożonymi sterami głębokości), 9,0 m zanurzenia. Był to prawdziwy podwodny kolos odpowiadający wypornością ciężkim krążownikom z czasów drugiej wojny światowej. Stąd rosyjska klasyfikacja okrętu: atomowy krążownik podwodny pierwszej rangi. Instalację napędową tworzyły dwa reaktory (umieszczone szeregowo) chłodzone wodą typu OK-650b o mocy 190 MW, zasilające w parę dwie turbiny parowe typu OK-9 o mocy 98 tys. KM. Dwuwałowa siłownia zapewniała mu prędkość maksymalną 28 – 30 węzłów. Okręt był wyposażony w cztery wyrzutnie torpedowe kal. 533,4 mm (cztery torpedy w wyrzutniach, osiem na stelażach wewnątrz kadłuba), dwie wyrzutnie torpedowe kal. 650,4 mm (dwie w wyrzutniach, 14 w zapasie) oraz 24 wyrzutnie rakiet przeciwokrętowych kompleksu P-700 (Granit). Wyrzutnie rakiet (każda o długości 10,5 m) zgrupowane w dwie baterie po 12 znajdowały się po obu stronach kiosku. Umieszczono je w przestrzeni między kadłubem mocnym i lekkim, pochylając o 40 stopni w kierunku dziobu.

Pozostało 90% artykułu
Historia
Klub Polaczków. Schalke 04 ma 120 lat
Historia
Kiedy Bułgaria wyjaśni, co się stało na pokładzie samolotu w 1978 r.
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił