Tekst z archiwum Rzeczpospolitej
"Przypuszczam, że wątpię”, „Znakiem tego”, „Niech ja skonam” – najbardziej znane spośród zwrotów używanych z upodobaniem przez bohaterów tekstów „Wiecha” – to znak rozpoznawczy prozy tego autora, który zebrał na swoim koncie kilkanaście tomów felietonów i opowiadań, dwie powieści oraz książkę wspomnieniową „Piąte przez dziesiąte”.
Podsłuchane na Kercelaku
Powiedzonka oraz fonetyczne błędy językowe charakterystyczne dla gwar dzielnicowych, zawodowych, a także gwary żydowskiej oraz więziennej grypsery (części składowych gwary warszawskiej) zadomowiły się w literaturze polskiej. Operowali nimi m.in. Leopold Tyrmand, Stanisław Grzesiuk, Marek Hłasko, Marek Nowakowski, ale też współcześni piosenkarze – Kazik Staszewski czy Muniek Staszczyk. Język ten, który nadał dynamiki i lokalnego charakteru literackiej polszczyźnie, wprowadził na salony właśnie Wiechecki.
Pisarz podsłuchiwał warszawskich cwaniaków najpierw na Kercelaku, blisko którego mieszkał, później na Targówku i Szmulowiźnie. Uważne nasłuchiwanie miejscowego języka oraz obserwacja barwnych typów zaludniających ulice pozwoliły mu stworzyć galerię stałych bohaterów z Teofilem Piecykiem i Walerym Wątróbką na czele. Zabawne historie opowiadane przez bohaterów „Wiecha” okazały się strzałem w dziesiątkę. Zwykli czytelnicy odbierali ich język i ich przygody jako swoje, inteligenci zaś zachwycali się nieznaną im „egzotyką”.
Teksty „Wiecha”, „pełne humoru niefrasobliwego, pozbawionego tendencji społecznych”, jak sam je określał, podbiły serca warszawiaków. Po „Express Wieczorny” publikujący jego felietony ustawiały się kolejki. Peany na cześć pisarza wygłaszali Julian Tuwim, Jan Lechoń czy Maria Pawlikowska-Jasnorzewska. Wśród językowych purystów znaleźli się też przeciwnicy mieszania gwary z mową wysoką, jednak historia osądziła ich surowo. Obecnie „Wiech” uznawany jest za klasyka, najbardziej warszawskiego autora.