Nie jest do końca prawdą, że Japonia od początku swojej historii ściśle izolowała się od wpływów z kontynentu azjatyckiego. Obyczajowość, religia, a nawet sposób odżywiania wskazują na silne więzi ekonomiczne i kulturowe Japonii z Chinami i Koreą. Jednak pod koniec XII w. te kontakty zostały zerwane przez Japończyków. Wśród wyspiarzy istniało przekonanie, że izolacja polityczna zapewni ochronę przed potencjalną inwazją „barbarzyńców” z kontynentu. W pewnym stopniu mieli rację. W 1271 r. wnuk Temudżyna Kubiłaj-chan został pierwszym cesarzem Chin z mongolskiej dynastii Yuan. Oznaczało to, że mongolscy koczownicy przeobrażają się w społeczeństwo osiadłe oraz mogą planować inwazję na Japonię.
Mongołowie nie mieli jednak w podbojach morskich najmniejszego doświadczenia. Ograniczona powierzchnia okrętu wojennego była niezgodna z naturą jeźdźców pokonujących dziesiątki kilometrów na swoich niewielkich i zwinnych koniach. Kubiłaj musiał zatem sięgnąć po doświadczenie narodu znającego doskonale tajniki żeglugi i dalekich wypraw morskich. Inwazja na Japonię mogła się odbyć jedynie z południowych portów koreańskich. Zaopatrzenie gigantycznej armii inwazyjnej wymagało wysiłku całego imperium. Kłopoty sprawiała nie tylko aprowizacja wojska, ale także opracowanie strategii samej inwazji. Topografia Japonii była prawie nieznana. Mongołowie nie mieli pojęcia o liczebności wojsk japońskich, ich sposobie walki, uzbrojeniu, taktyce i dowodzeniu. Zresztą początkowo uważali, że Japonia jest tylko jedną wyspą, którą nazywali Zipangu.
Czytaj więcej
Koczownicze kultury azjatyckiego Wielkiego Stepu i rozwinięte cywilizacje zachodniej Europy od zawsze cechowało wzajemne niezrozumienie, przeradzające się we wrogość.
Sprzeczne opinie o Japończykach
W Chinach oraz Korei krążyły legendy o Japończykach. Przeciwnik był oceniany jedynie przez zachowane wspomnienia z czasów, kiedy na dworze chińskiej dynastii Tang przebywał ambasador Japonii Fujiwara no Kiyokawa. Oficjalna kronika dynastii Sui opisywała Japończyków jako ludzi względnie spokojnych, rzadko trudniących się bandytyzmem, z natury szczerych i o bardzo wytwornych manierach. Ocena ta powstała zapewne na podstawie zachowania przybywających do Chin japońskich mnichów buddyjskich, uczniów i emisariuszy. Te „wykwintne maniery” wzbudzały wielkie zainteresowanie wśród chińskich elit, ale nie robiły wrażenia na nowych mongolskich zarządcach. Kubiłaj-chan wziął je pod uwagę, ale na swój specyficzny sposób. Wysyłał do Japonii poselstwa, których zadaniem było uprzejme, aczkolwiek stanowcze przekonanie Japończyków do uznania jego zwierzchności.
Posłowie udali się najpierw na dwór króla Korei, od którego oczekiwano, że zapewni im bezpieczną podróż na wyspy. W przeciwieństwie do opinii krążących wśród elit chińskich Koreańczycy ostrzegali emisariuszy wielkiego chana, że Japończycy są ludźmi bezwzględnymi, całkowicie pozbawionymi dobrego wychowania i bez poczucia ładu. W 1270 r. emisariusze mogli się już przekonać na własne oczy, czyja opinia jest bliższa prawdzie. Przewodniczący delegacji mongolskiej Zhao Liangbi powrócił na dwór Kubiłaj-chana po roku pobytu w Japonii. Był zniesmaczony tym, co zobaczył. „Żyłem w Japonii cały rok i widziałem tamtejsze obyczaje – zanotował w swoich zapiskach. – Przekonałem się, że Japończycy są brutalni i żądni krwi. Nie uznają związków między ojcem i synem ani ogólnie przyjętych zasad panujących między zwierzchnikami a podwładnymi”. Opinia Zhao Liangbi obaliła powszechnie panujący wśród chińskich elit wizerunek Japończyków jako ludzi o znakomitych manierach. Uderzała w samo serce filozofii konfucjańskiej – chińskiego, ale teraz także mongolskiego filozoficznego porządku świata.