Paweł Piotrowski
Demonstracja opozycji, krążący po mieście milicjanci strzelający do manifestantów i zwykłych przechodniów, w powietrzu gaz łzawiący – tak wyglądał 31 sierpnia 1982 r. w Lubinie.
Historia tzw. zbrodni lubińskiej, jednej z najtragiczniejszych podczas stanu wojennego – ma swój ciąg dalszy w wolnej Polsce. Toczące się wówczas procesy pokazały, jakie problemy ma system prawny państwa demokratycznego z osądzeniem komunistycznych zbrodni.
ZOMO z kałasznikowami
Gdy gen. Wojciech Jaruzelski ogłosił stan wojenny, w Lubinie zastrajkowały niemal wszystkie zakłady. By spacyfikować kopalnie, władze musiały wysłać duże siły Milicji Obywatelskiej i wojsko.
Skąd wzięły się tak buntownicze nastroje w mieście? Większość mieszkańców, która napłynęła w poszukiwaniu pracy z całej Polski, była zatrudniona w tutejszych kopalniach miedzi. W skupisku młodych pracowników wielkich zakładów idee Solidarności padły w 1980 r. na podatny grunt. Później, już w stanie wojennym, od samego początku rozwinęło się podziemie.