Współczesna historiografia amerykańska uczyniła z 16. prezydenta Stanów Zjednoczonych nieskazitelnego bojownika o zniesienie niewolnictwa i zachowanie jedności amerykańskiej Unii. W literaturze amerykańskiej tylko Jerzy Waszyngton i Thomas Jefferson są stawiani na równi z Abrahamem Lincolnem. O ich historycznym kulcie świadczą trzy pomniki wybudowane w centrum amerykańskiej stolicy. Naprzeciwko wzgórza kapitolińskiego, na którym ma swoją siedzibę amerykański Kongres, oraz białego obelisku upamiętniającego pierwszego prezydenta Stanów Zjednoczonych, zbudowano na wzór starożytnej greckiej świątyni mauzoleum Abrahama Lincolna. Za 36 kolumnami zewnętrznymi, symbolizującymi liczbę stanów Unii w dniu śmierci tego prezydenta, znajduje się wysoki na 5,8 metra posąg Lincolna dłuta Daniela Chestera Frencha. Zadumany prezydent zasiada na fotelu przypominającym tron gromowładnego Zeusa, a nad jego głową znajduje się napis: „W tej świątyni tak jak w sercach ludzi, dla których ocalił Unię, pamięć o Abrahamie Lincolnie zawsze będzie święta". Warto pamiętać, że ta inskrypcja, podobnie jak całe mauzoleum, powstała dopiero 57 lat po śmierci Abrahama Lincolna, kiedy ostygły spory na temat roli, jaką odegrał ten człowiek w amerykańskiej historii.
Mieszkańcy południowych stanów USA, które, działając zgodnie z konstytucją, dokonały secesji i tworzyły w latach 1861–1865 własne państwo, jakim były Skonfederowane Stany Ameryki (ang. Confederate States of America, CSA), mają często całkowicie odmienną opinię na temat rządów 16. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Do dzisiaj w wielu środowiskach patriotycznych amerykańskiego Południa Lincoln jest jednoznacznie utożsamiany z dyktatorem, który nie tylko nie uszanował prawa do secesji wolnych stanów, ale który wręcz siłowo narzucił rolniczemu Południu abolicję niewolników – głównej siły roboczej tego regionu – oraz wprowadził na ich terytorium wojska okupacyjne, które dokonały największych zniszczeń infrastruktury w historii niepodległej Ameryki.
W historiografii jankeskiej wojna secesyjna jest przedstawiana jako patriotyczna próba utrzymania jedności Ameryki i uwolnienia czterech milionów niewolników spod okrutnej władzy południowych plantatorów. Z kolei dla południowców wejście wojsk unii na ich plantacje i do ich miast oznaczało zniszczenie ich kultury i własności. Do dzisiaj wśród mieszkańców Richmond, byłej stolicy Skonfederowanych Stanów Ameryki, żywa jest pamięć o zniszczeniach i barbarzyństwie wojsk Unii. Szczególnie, że w ataku na stolicę konfederacji wziął udział 25. Pułk Piechoty, złożony głównie z byłych murzyńskich niewolników zmobilizowanych do Kolorowych Oddziałów Stanów Zjednoczonych (USCT). A przecież Richmond było miastem szczególnym. To tutaj w kościele episkopalnym św. Jana wielki amerykański patriota, adwokat i orator Patrick Henry po raz pierwszy wezwał w 1775 r. zgromadzonych słuchaczy do walki o niepodległość słowami: „Daj mi wolność lub daj mi śmierć". Jego słuchaczami tego dnia byli dwaj obywatele Wirginii – pułkownik Jerzy Waszyngton i jego przyjaciel, wybitny prawnik i architekt Thomas Jefferson. Ten ostatni, jeszcze jako gubernator Wirginii, zaprojektował razem z Jamesem Madisonem kilka centralnych budynków Richmond, które zostały zniszczone przez wojska Unii w 1865 r. Południowcy zdają się nie pamiętać, że na początku kwietnia 1865 r. to wojska konfederackie zaminowały i częściowo podpaliły Richmond, nie chcąc, aby miasto stało się bazą zaopatrzeniową dla wojsk Północy.
Przystojny fanatyk
3 kwietnia 1865 r., kiedy Abraham Lincoln przechadzał się w zadumie po zrujnowanych ulicach Richmond, jego przyszły zabójca John Wilkes Booth wyjechał z kochanką do Newport – najpopularniejszego wówczas wśród mieszkańców Północy kurortu nadmorskiego w stanie Connecticut. Do dzisiaj Newport jest miastem wyższych sfer, ludzi bajecznie bogatych i mających ogromny wpływ na politykę państwa. John Wilkes Booth był wtedy niezwykle popularnym aktorem, który mógł sobie pozwolić na drogie wyjazdy do Newport. Finansowo wspierała go także narzeczona – piękna Lucy Lambert Hale, córka potężnego i zamożnego senatora Johna Parkera Hale'a z New Hampshire – osobistego przyjaciela prezydenta Abrahama Lincolna. W Waszyngtonie ciemnowłosa piękność nie afiszowała się znajomością z przystojnym aktorem. W wyższych kręgach towarzyskich stolicy była raczej postrzegana jako przyszła żona Roberta Todda Lincolna, dwudziestojednoletniego syna prezydenta. Podobnie jak jej ojciec, dziewczyna była znana z fanatycznego uwielbienia dla Lincolna. Nie tylko podzielała koncepcję powszechnej abolicji niewolników, ale też brała aktywny udział we wszystkich akcjach wspierających wojska Unii. W jaki sposób nawiązał się tak burzliwy romans między zwolenniczką polityki Lincolna i fanatycznym secesjonistą z Południa i jaki miał on związek z późniejszym zamachem na prezydenta Lincolna?
Prawdopodobnie obydwoje połączyła rzadka w tamtych czasach skłonność do swobody obyczajowej. Wspólne miłosne wypady Johna Wilkesa Bootha i panny Lucy Hale do Newport, słynącego z hulaszczego charakteru, były jak na tamte czasy dowodem wyjątkowo liberalnego podejścia do życia seksualnego. Jednocześnie byli ludźmi o skrajnie odmiennym światopoglądzie. Świadczyć może o tym choćby ich reakcja na uchwalenie przez Kongres w 1865 r. XIII poprawki do konstytucji, która całkowicie znosiła niewolnictwo na terenie wszystkich 36 stanów USA. John pogrążył się w rozpaczy, natomiast Lucy radośnie świętowała to wydarzenie wraz z innymi mieszkańcami Waszyngtonu. Ich znajomość rozpadła się definitywnie dopiero 3 kwietnia 1865 r., kiedy na ulicach Newport rozeszła się wieść o zdobyciu przez wojska Unii Richmond i ucieczce prezydenta CSA Jeffersona Davisa.