Przypominamy tekst, który ukazał się w "Rzeczpospolitej" 24 grudnia 2021 roku
Wyrwani ze swoich gospodarstw domowych ojcowie, bracia i synowie. Nieustannie obolali od odparzeń powstałych z brudu i wilgoci, nękani przez wszechobecne pchły i wszy, udręczeni częstą biegunką, odwodnieni, spodleni smrodem własnym i rozkładających się zwłok ich poległych towarzyszy. To nie była tylko linia frontu, ale ponure cmentarzysko ludzkości, największy upadek cywilizacji europejskiej, inferno wszelkiego humanizmu. Siedzieli w tych zaszczurzonych okopach w całkowitej ciemności, bojąc się nawet zapalić papierosa, którego światełko zachęciłoby wrogiego snajpera do oddania śmiertelnego strzału. Pociechą było niebo, jedyny nieskalany przemocą fragment krajobrazu, na którego gasnącym lazurze wkrótce miała się pojawić pierwsza gwiazda.