Lecz decyzje już podjęte, machina wojny budowana skrycie przez wiele miesięcy – ruszyła. Siedzę u siebie w pokoju i czytam teleksy, które mają iść do kolejnego – ostatniego – numeru. Czytam publicystykę i fragmenty kroniki. Sobota i niedziela są dla nas – kierownictwa redakcji i dziennikarzy piszących aktualia – bardzo pracowitymi dniami. W niedzielę często opuszczamy lokal o drugiej w nocy. Za oknem biało. Drzewa na Polu Mokotowskim ustrojone już gwiazdkowo – śniegiem. Z kącików okiennych szyb pną się wzdłuż ram lodowe języki. Przechodnie lekko przygarbieni, głowy ciążą do ramion, twarze pochylone ku piersiom. Mróz tnie po uszach. Byle pod jakiś dach, byle do ciepła. A Boże Narodzenie może być piękne.