Archiwum akt nowych

Kapuś to ścierwo. Kojarzy się z marnością najmarniejszą. Najchętniej widzi się szczurzą, odpychającą twarz, rozbiegane oczy i mokry, śliski uścisk wiecznie spoconej dłoni.

Publikacja: 10.03.2008 17:55

Taki stereotyp daje pełnię satysfakcji. Lecz pełnia rzadko się zdarza. Opowiadał C., były milicjant, który służbę opuścił w randze majora, o pewnym przypadku nader interesującym dla badaczy problemów zdrady, donosicielstwa, agentury i kamuflażu.

Czasy były jeszcze peerelowskie, kiedy C. przeszedł na rentę. Mężczyzna był młody, energiczny. W tych organach wcześnie przechodziło się w stan spoczynku, toteż podjął pracę w biurze turystyki zagranicznej. Miał tam znajomych, kolegów rencistów z milicyjnego resortu i oni przyjęli go z otwartymi rękoma. Po kilku latach zaczął myśleć o własnym interesie. Wtedy już PRL zamienił się w III RP. W pasażu pawilonów handlowych znalazł podupadający sklep z artykułami elektronicznymi. Właściciel, człowiek stary i schorowany, za niewysoką cenę odstąpił mu lokal i były major zadebiutował w handlu.

Pasaż handlowy w centrum miasta stanowił doskonałe miejsce i miał widoki na znaczne powodzenie przedsięwzięcia.

C. postanowił zająć się konfekcją damską i przystąpił do urządzania sklepu. Jednak od razu napotkał poważne trudności. Społeczność handlowców w pasażu zbojkotowała nowego właściciela sklepu.

Było to bardzo dokuczliwe. Kłopoty z dostawcami, sprawa podłączenia do wspólnej sieci wodociągowej, w ogóle odmowa jakiejkolwiek pomocy ze strony sąsiadów. Nawet wyraźne szykany.

Ktoś mu zamazał szyld nad drzwiami. Wybili szybę wystawową. Obraźliwy napis na murze sugerujący, że jako oficer milicji C. był zaprzańcem i pachołkiem Moskwy. Przez kilka tygodni znosił te dokuczliwości cierpliwie. Ale do czasu tylko. Postanowił rzecz całą rozstrzygnąć swoimi sposobami.

Spotkał się z dwoma najbardziej szanowanymi kupcami w pasażu. Były to tuzy w branży handlowej, najbardziej tutaj zasiedzieli; przetrwali kilkadziesiąt lat PRL jako prywatna inicjatywa.

Starszy z nich miał reputację nieprzejednanego patrioty, prawdziwego Polaka z krwi i kości. Zawsze wygarniał wprost, co myśli o komunie, i dawał znaczne sumy na „Solidarność”. Teraz, w czasie renesansu kapitalizmu, jest prezesem kupców swojej gildii, wybrany do władz centralnych.

C. spotkał się z każdym osobno. Rozmowy były krótkie i rzeczowe. Znał doskonale ich teczki. Byli to informatorzy o wieloletnim stażu, mieli pseudonimy, swoich prowadzących oficerów i C., pracując w Wydziale Przestępczości Gospodarczej Komendy Stołecznej, nieraz korzystał z ich cennych donosów. Prawdopodobnie jeden z nich pracował też dla pionu politycznego, czyli bezpieki.

Powiedział im o tym bez ogródek i dodał perfidnie, że choć obowiązuje go w tej materii zachowanie tajemnicy służbowej, to jednak potrafi informację o nich tak umiejętnie rozpowszechnić, że stracą swoją świetną reputację i znajdą się na samym dnie moralnego upadku.

Słuchali w grobowym milczeniu. Nie odzywali się słowem. Starszy kupiec rozpłakał się. Drugi próbował go całować po rękach.

– Dogadaliśmy się? – zapytał jednego, potem drugiego.Pokiwali spiesznie głowami.

W jego sytuacji nastąpiła radykalna zmiana. Właściwie z dnia na dzień. Stajały lody i został jednym z nich. Przyjęty z otwartymi rękami.

Teraz jego współżycie ze społecznością kupców w pasażu rozwija się harmonijnie i bez zakłóceń. Odwiedzają się w domach, pamiętają o swoich urodzinach, imieninach. Były major milicji mówi o tym z pewnym wstrętem i rezygnacją.

– Gdybym nie wykonał tego ruchu, to zostałbym zrujnowany i wdeptany w ziemię jak robak.

Taki stereotyp daje pełnię satysfakcji. Lecz pełnia rzadko się zdarza. Opowiadał C., były milicjant, który służbę opuścił w randze majora, o pewnym przypadku nader interesującym dla badaczy problemów zdrady, donosicielstwa, agentury i kamuflażu.

Czasy były jeszcze peerelowskie, kiedy C. przeszedł na rentę. Mężczyzna był młody, energiczny. W tych organach wcześnie przechodziło się w stan spoczynku, toteż podjął pracę w biurze turystyki zagranicznej. Miał tam znajomych, kolegów rencistów z milicyjnego resortu i oni przyjęli go z otwartymi rękoma. Po kilku latach zaczął myśleć o własnym interesie. Wtedy już PRL zamienił się w III RP. W pasażu pawilonów handlowych znalazł podupadający sklep z artykułami elektronicznymi. Właściciel, człowiek stary i schorowany, za niewysoką cenę odstąpił mu lokal i były major zadebiutował w handlu.

Historia
Telefony komórkowe - techniczne arcydzieło dla każdego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem