Sałtykow bardzo dobrze rozegrał bitwę, rozsądnie zarządzając swoimi siłami. Zdając sobie sprawę z talentów Fryderyka, ograniczył jego pole manewru i zmusił do walki w trudnym terenie.

Zrobił wszystko, aby nie dać się pobić, ale prawie nic, by wykorzystać wielkie zwycięstwo. Wkrótce mimo protestów Austriaków wycofał się do Wielkopolski, tłumacząc się brakiem zaopatrzenia. Zaskoczony takim obrotem spraw Fryderyk określił tę sytuację „cudem domu brandenburskiego” i z nową energią przystąpił do planowania kolejnego roku wojny. Kampania 1760 roku przyniosła dwie wielkie bitwy: pod Legnicą i Torgawą. Kolejne zwycięstwa Fryderyka nie mogły już jednak przesłonić tragicznej sytuacji Prus. Zasoby państwa były wyczerpane. W szóstym roku wojny (1761) król tylko markował walkę, unikając walnych bitew. Ale znowu miał szczęście. 5 stycznia 1762 roku zdarzył się kolejny „cud domu brandenburskiego”. Śmierć carycy Elżbiety, zaprzysięgłej przeciwniczki Fryderyka, spowodowała wycofanie się Rosji z wojny. Wkrótce w ślady Rosjan poszła Szwecja. Francja zmagająca się z Anglią nie stanowiła poważnego zagrożenia. Z liczących się przeciwników na placu boju pozostała już tylko Austria, w której poza Marią Teresą chyba nikt nie chciał kontynuować wojny. Ostatecznie 15 lutego 1763 roku podpisano pokój w Hubertsburgu, na mocy którego Śląsk pozostał w rękach Hohenzollernów. Fryderyk Wielki zrealizował zaś swój wielki cel – Prusy wywalczyły sobie miejsce w gronie europejskich mocarstw. Wkrótce boleśnie przekonała się o tym Rzeczpospolita.