Działania Fryderyka Wielkiego na polach bitew charakteryzowało zamiłowanie do śmiałych manewrów. Obchodzenie jednego z wrogich skrzydeł i nagła zmiana frontu stały się niemal znakiem rozpoznawczym strategii pruskiego króla.

Sukcesy te nie byłyby jednak możliwe, gdyby nie doskonałe wyszkolenie jego armii. W ówczesnej Europie służba wojskowa z punktu widzenia szeregowego żołnierza nie była powodem do dumy. Dla przeciętnego chłopa czy mieszczanina życie w wojsku było marne, a awanse na stopnie oficerskie praktycznie nieosiągalne. Trafienie w tryby pruskiej maszyny wojskowej stanowiło, jak to określił żyjący w epoce Fryderyka II niemiecki historyk Christian von Dohm, „największe nieszczęście, jakie człowiekowi mającemu wykształcenie i nieco uczucia wydarzyć się mogło”. Większość rekrutów służyła wbrew własnej woli, co wymagało od dowódców utrzymania żelaznej dyscypliny w szeregach. Żołnierze byli poddawani nieludzkiej wręcz tresurze.

Strach utrzymywany za pomocą kija i bata łamał wszelki opór i powodował wręcz mechaniczne wykonywanie rozkazów. Dla ówczesnego sposobu prowadzenia walki był to element niezwykle istotny. Od walczącej w długich i sztywnych liniach piechoty wymagano precyzji działania. Pod tym względem armia pruska nie miała sobie równych w Europie. Szybkość manewru oraz miarowy i spokojny krok pruskiego żołnierza pod ogniem przeciwnika robiły wrażenie na wszystkich wodzach kontynentu. Coroczne ćwiczenia pruskiej armii przyciągały obserwatorów jeszcze długo po zakończeniu wojen śląskich. Wśród gości Fryderyka można było odnaleźć m.in. bohaterów wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych: angielskiego lorda Cornvallisa i francuskiego gen. La Fayette’a. Nie zabrakło wśród nich także młodego księcia Józefa Poniatowskiego, bratanka polskiego króla Stanisława Augusta.