Pod koniec lat 90. XX w. kończyłem zbierać materiały do nowej książki pt. „Czakram wawelski – wielka tajemnica wzgórza". Pragnąłem dotrzeć do wszelakich (rozproszonych) artykułów, wywiadów, luźnych wypowiedzi z całego stulecia, a nawet przełomu wieków poprzednich na temat tzw. wawelskiego świętego kamienia szczęśliwego. Uparłem się, aby odnaleźć ślady narodzin tej legendy, która – mając starożytny rodowód – odżyła ponownie u neoromantyków w czasach Młodej Polski. Wiele tropów prowadziło do lat 90. „pięknego wieku XIX".
W tym celu należało dotrzeć do publikacji ezoteryków z Wisły, którym ponad sto lat temu przewodził sławny dr Julian Ochorowicz (zm. 1917), a w latach międzywojennych Jan Hadyna – wydawca m.in. „Wiedzy Duchowej", „Hejnału" i „Lotosu". Zadanie okazało się niełatwe, gdyż II wojna zrobiła swoje, a zaraz po niej... rozkradziono wszystko, co pachniało nadzieją „wyższych lotów", czyli wiedzą tajemną vel duchową, którą karmiły się co najmniej trzy pokolenia. Kto uwierzy, że nawet moja umiłowana Biblioteka Jagiellońska nie posiada roczników „Lotosu" – najambitniejszego z pism, porównywalnego z prestiżem dzisiejszego „Nieznanego Świata". Nie zapomnę dnia – a świadkowała temu wydarzeniu Roma Habowska – gdy dorwałem się w Bibliotece Śląskiej (w Katowicach) do chronionego szczególnie (kustosz stał nam nad głowami!) egzemplarza „Lotosu" z... wierszem Henryka Sienkiewicza pt. „Lotos". Niżej podpisany polonista dyplomowany i wielbiciel autora Trylogii przyznaje, że z tym utworem swego autorytetu spotkałem się po raz pierwszy! Był to przedruk za pismem „Tęcza" (nr 4/1935) – ten przedziwny oraz zdumiewający wiersz Sienkiewicza odnalazł w archiwum Pawlikowskich w Medyce krewniak pisarza – wielki polonista prof. Ignacy Chrzanowski. Rozszyfrowano także, komu był dedykowany w prywatnym albumie MW (jego drugiej żonie Marii Wołodkowiczównie) i nosił – uwaga – datę roku 1892. Ponieważ od lat penetrowałem biblioteki i archiwa w sprawie „kamienia wawelskiego" – znałem kody tamtej epoki. Po kilkakroć przeczytałem ten wiersz, przecierałem oczy ze zdumienia i w duchu krzyczałem: „Eureka". Moim odkryciem było potwierdzenie, iż autor wiersza miał już wtedy dużą wiedzę ezoteryczną, a lotos dlań był nie tylko pięknym kwiatem, ale przede wszystkim odwiecznym symbolem wiedzy tajemnej, czyli duchowej Wschodu, głównie Indii.
Czy i jak dalece Sienkiewicz był wtajemniczony?
Dzieła Sienkiewicza, jak i on sam – zostały przebadane przez legiony sienkiewiczologów. Dlaczego dotąd nikt nie zastanawiał się nad ezoteryzmem Mistrza? Czyżby na przeszkodzie stała tzw. racjonalistyczna postawa humanistów, którzy nad jego dorobkiem się pochylali? Jego utwory ewidentnie ezoteryczne pakowano do zbiorów baśni i legend, a wielki uczony Julian Krzyżanowski nawet cudem odnaleziony sienkiewiczowski „Lotos" przedrukował (w roku 1951) w „Dziełach" w tomiku „Wiersze i inne drobne utwory". I nigdzie nie znalazłem próby komentarza ani odnalezienia klucza do tych szczególnych zainteresowań niezwykłościami filozofii i religii zwłaszcza indyjskimi, ale również egipskimi oraz starożytnych krajów: Grecji i Rzymu.
Pamiętam z wykładów uniwersyteckich barwne opisy podróży wszelakiej maści artystów krakowskich do ówczesnych kulturalnych stolic Europy, zwłaszcza Paryża, Rzymu, Monachium i Berlina. Jeździli do pracowni mistrzów, do szkół malarskich, rzeźbiarskich, muzycznych czy literackich i – oprócz dzieł własnych i cudzych – przywozili do Krakowa całe walizy dzieł w wielu językach, dotyczących właśnie filozofii i religii Wschodu, zwłaszcza Indii. To była nie tylko powszechna moda, ale wręcz szał, godny pędzla Podkowińskiego! Ezoteryka wszelkiej maści stała się wręcz codziennością, tematem kawiarnianych rozmów, ale i uniwersyteckich dociekań. Sienkiewicz, zrażony do wielu kolegów po piórze, warszawskich dziennikarzy i pisarzy, którzy nie mogli wybaczyć mu światowej już sławy, najlepiej od lat czuł się w atmosferze krakowskiej cyganerii, ale przede wszystkim uczonych z kręgów Akademii Umiejętności i Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ten nie-magister (zaborca uniemożliwił mu zwieńczenie studiów) był wielkim autorytetem i kolegą krakowskich uczonych i artystów. Przyjeżdżał specjalnie, by pooddychać wspaniałą, twórczą atmosferą starej stolicy Piastów i Jagiellonów – i zawsze tu na dłużej wstępował jadąc do i z Zakopanego. Szczególnie ukochał wawelskie wzgórze.
Pozytywiści polscy poszukiwali już „prastarej mądrości Indii". Prof. Tadeusz Bujnicki zwrócił moją uwagę na szerzej nieznaną pracę Wiesława Olkusza („Poszukiwanie »nowej Golkondy piękna« i »prastarej mądrości Indii«, czyli pozytywiści polscy wobec kultury Orientu"), wydaną przez WSP w Opolu (1992) w nakładzie 300 egzemplarzy! Jej współrecenzentem był właśnie Tadeusz Bujnicki. Ta niełatwa w lekturze publikacja uzmysławia, skąd u organiczników i racjonalistów taki ogrom zainteresowania dla wiedzy starych Hindusów, czerpanej z wed. W konkluzji Wiesław Olkusz stwierdza jednoznacznie: „Istniejący naprawdę orientalizm pozytywistyczny był zatem nie tylko mniej lub bardziej udanym powielaniem orientalizmu romantycznego, ale także – zwłaszcza w zakresie nawiązań do filozofii indyjskiej – propozycją tematyczną i emocjonalną dla młodopolan, z której pokolenie to skorzysta nader ochoczo w bardzo szerokim zakresie".