Nikt ze skarżących Polaków nie akceptuje odmowy dostępu do części dokumentów trwającego 14 lat rosyjskiego śledztwa katyńskiego. Zajrzeć do nich mogli jedynie rosyjscy adwokaci: Anna Stawicka i Roman Karpiński, reprezentujący krewnych ofiar razem z polskimi prawnikami. Ale z powodu klauzuli tajemnicy państwowej, jaką nałożono na dokumenty, nie mogli ich wykorzystywać w procesie przed moskiewskimi sądami.
[srodtytul]Strach przed odszkodowaniem?[/srodtytul]
Rosyjska prokuratura wojskowa i tamtejsze sądy odmówiły uznania pomordowanych Polaków za ofiary represji politycznych. Zawiodły też nadzieje adwokatów, które dał Sąd Najwyższy w Moskwie, uznając za takie ofiary ostatniego cara i jego rodzinę, zamordowanych przez bolszewików.
Oficerom odmawia się też rehabilitacji. Zdaniem prawników Rosjanie obawiają się, iż takie orzeczenie umożliwiłoby krewnym ofiar ubieganie się o wysokie odszkodowania. Sprawa dotyczy ponad 22 tysięcy ofiar, roszczenia mogłyby być więc horrendalnie wysokie.
Witomiła Wołk-Jezierska dowiedziała się, że jej ojca nie można zrehabilitować, bo nie wiadomo, z jakiego artykułu sowieckiego kodeksu karnego z 1926 roku postawiono mu zarzuty. Według prokuratury wojskowej oficer nie podlega też przyjętej przez Federację Rosyjską w październiku 1991 roku ustawie umożliwiającej rehabilitację ofiar stalinowskich represji. A w dodatku rosyjska prokuratura nie ma pewności, czy polscy oficerowie w ogóle zostali w 1940 roku zabici.
Córka porucznika jest zawiedziona także instytucjami niepodległej Rzeczypospolitej. – Dlaczego przez tyle lat po 1989 roku nikt nie próbował osądzić sprawców zbrodni katyńskiej? Dlaczego dotąd nie uznano zamordowanych przez NKWD za bohaterów? – pyta.