– Naszą misją jest pokazać, że przeszłość budowali nasi krewni, a ta ma wciąż znaczący wpływ na nasze zachowania społeczne i poglądy – mówi Andrzej Krzyżanowski, marszałek Stowarzyszenia Potomków Sejmu Wielkiego.
Historia stowarzyszenia zaczęła się od internetowej rewolucji genealogicznej, którą zapoczątkował dziesięć lat temu Marek Minakowski. Przetwarzając informatycznie dane z herbarzy, doszedł do wniosku, że w świadomości społecznej utrwaliło się jedynie parę arystokratycznych nazwisk. Uznał, że definiując elity polityczne I Rzeczypospolitej, należy odwołać się do Sejmu Wielkiego, który uchwalił akt założycielski nowoczesnej Polski, czyli Konstytucję 3 maja.
Ciągle rozrastająca się baza potomków po mieczu i kądzieli ówczesnych parlamentarzystów, a także ich rodzeństwa, obejmuje już tysiące nazwisk. To znacznie więcej, niż należy do stowarzyszenia.
– Lubimy myśleć, że potomkowie 422 posłów i senatorów rozsiani są po wszystkich kontynentach. Mogliby mieć nawet czarny kolor skóry – jeśli ich przodkiem byłby oficer Legionów Dąbrowskiego, który został na Haiti – mówi jeden z członków zarządu stowarzyszenia.