Na południe od nas rozwijała się już od stu lat kultura łacińskich Czech, na wschód – greckiej Rusi, a na zachód, wiadomo – niemieccy spadkobiercy Karola Wielkiego założyli cesarstwo dominujące nad kontynentem. Między Wisłą i Odrą rozciągała się terra incognita.
Ziemia ta przestała być nieznaną już za Mieszka, który przyjął chrześcijaństwo i dość szczęśliwie bronił się przed sąsiadami oraz układał z nimi. Ale dopiero jego syn z małżeństwa z czeską księżniczką stworzył państwo rozległe, krzepkie i dynamiczne. W pewnym momencie rozciągało się od Bałtyku po Dunaj i od Odry i Sali po Bug. Jego władca miał potężne wojsko, gromił cesarza i księcia kijowskiego, opływał w bogactwa, a od czasu zjazdu gnieźnieńskiego z Ottonem III mógł się uważać za pomazańca bożego. Relikwie świętego Wojciecha, arcybiskupstwo i trzy biskupstwa niebywale podniosły status państwa, o którym jeszcze pół wieku wcześniej niemal nikt w chrześcijańskiej Europie nie słyszał. Wreszcie koronował się.
To nic, że Bolesław porzucał żony, wygnał przyrodnich braci, wyłupił oczy przywódcom wrogich wielmożów. Że trwonił złoto i kosztowne przedmioty, by zyskać przychylność cesarskiej świty. Że zhańbił ruską księżniczkę, o której rękę przedtem się starał. Że współcześni nie bez przyczyny nazywali go wieprzem. Wszystko jesteśmy skłonni tłumaczyć na jego korzyść.
Jeśli nawet porzucał, wyganiał, oślepiał, przekupywał i hańbił, to jedynie dla dobra państwa. Nawet obżerał się zapewne po to, by mieć siły do rządzenia i wojaczki oraz do chędożenia. Dla zachowania dynastii, oczywiście.
Lubimy wspominać naszego pierwszego króla, bo dobrze jest identyfikować się z kimś, komu naprawdę się powiodło, kto odniósł sukces wymierny i nie- kwestionowany. Imieniem Chrobrego dotąd nazywamy place i ulice, szkoły i drużyny harcerskie. – Patrzcie no tylko, jakiego to pierwszego mieliśmy króla – myślimy sobie. – Chwat. Trudno znaleźć podobnego.