Reklama

W obronie krzyża

...izby lekcyjne nie powinny być dekorowane emblematami religijnymi

Publikacja: 03.09.2011 01:01

Krzyż z kwiatów ułożony przez warszawiaków na placu Zwycięstwa (dziś – plac Piłsudskiego) w stanie w

Krzyż z kwiatów ułożony przez warszawiaków na placu Zwycięstwa (dziś – plac Piłsudskiego) w stanie wojennym

Foto: EAST NEWS

Już w czasach stalinowskich, w tamtej bezbożnej, totalitarnej, całkowicie zależnej od Sowietów Polsce masowo zaczęto stawiać krzyże. Na polach, w ogrodach, na podwórkach. Likwidowano je, następnego dnia stawiano nowe. Jak gdyby dokumentując dwuwiersz, który taką karierę zrobi po latach, w stanie wojennym: „Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem,/ Polska jest Polską, a Polak Polakiem".

***

W pierwszych, popaździernikowych wyborach 20 stycznia 1957 r. doszło do rzeczy wręcz niebywałej. Oto biskupi w komunikacie zapewnili, że „duchowieństwo katolickie tak pokieruje nabożeństwami, by wszyscy mogli bez przeszkód wypełnić swoje obowiązki religijne i obowiązek wyborów". Nigdy, w całej historii PRL, Kościół nie posunął się tak daleko w akceptacji sytuacji społeczno-politycznej. Ale też był to czas wyjątkowy; dopiero co wypuszczony został na wolność internowany ksiądz prymas Wyszyński, anulowany też został  dekret z lutego 1953 roku, podporządkowujący Kościół państwu.

Z upływem czasu stawało się jasne, że komuniści nie mają zamiaru zaprzestać ateizacji a zmienili jedynie taktykę wobec Kościoła i jego hierarchów. O stosunku księży do PRL-owskiej farsy wyborczej, w zamierzeniu mającej legitymizować rządy uzurpatorów, najlepiej świadczy postawa ks. Karola Wojtyły, który w trakcie wyborów w 1961 r. wszedł za kotarę, w 1965 r. głosował jawnie, a w 1969 r. już się w lokalu wyborczym nie pokazał.

***

W 1966 r. główny ideolog partyjny Zenon Kliszko zaangażował się w sprowadzenie do kraju prochów Norwida. Mieczysław Jastrun odnotował w „Dzienniku", jak ten wysoki funkcjonariusz partyjny  się wysilał, by pochówek odbył się bez symboli religijnych, bez krzyża. Gdyby ci komuniści – wzdychał Jastrun – „przeczytali, co Norwid pisze we wstępie do »Rzeczy o wolności słowa« o zdjęciu krzyża w szkołach przez Komunę!" (Paryską, w 1871 roku – red.). Cóż, nawet partyjni intelektualiści – a za takiego uchodził Kliszko – mieli luki w wykształceniu, oczytani też nie byli. W przeciwnym bowiem razie wiedzieliby, czym zakończyła się podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej dekrucyfikacja we Francji, połączona z powtórzonym i w PRL żądaniem, by księża składali przysięgę wierności wobec władzy – rzezią w Wandei.

W Polsce wojny o krzyże miały na szczęście charakter mniej krwawy, co nie znaczy – spokojny. Już w 1958 roku rozpoczęło się masowe zdejmowanie krzyży ze ścian w klasach szkolnych, a to na mocy wydanego okólnika w sprawie przestrzegania świeckości szkoły, w której izby lekcyjne „nie powinny być dekorowane emblematami religijnymi". Nawiasem mówiąc, autorem tego okólnika był późniejszy dysydent, a wtedy minister oświaty, Władysław Bieńkowski. Do 21 października 1958 r. nie zdjęto krzyży tylko w 2 tysiącach szkół na ich ogólną liczbę 26 tysięcy. Inna sprawa, że w wielu szkołach krzyże zdejmowano po to, by niebawem znów je zawiesić. Władze jednak nie żartowały; 182 osoby zostały aresztowane, 41 razy użyto ZOMO pzreciwko demonstrantom, 1437 osób stawało przed kolegiami karno-orzekającymi. Ze szkół wyrzucano księży i katechetów, po to, by po stosownej uchwale Sejmu 15 lipca 1961 r. ostatecznie usunąć religię ze szkół. Nauczanie jej przywrócone zostało dopiero na początku lat 90., już w wolnej Polsce.

Reklama
Reklama

Powrót ten odbył się przy jazgocie lewicy laickiej, która potrafiła nazwać podpisanie przez Rzeczpospolitą konkordatu – chomeinizacją kraju. Nihil novi. Po 1956 r. o rzekomych niebezpieczeństwach wynikających z nauczania religii w placówkach oświatowych najwięcej pisał wtedy rewolucyjny, a dziś kultowy – tygodnik „Po prostu".

***

Mała stabilizacja nie była żadną stabilizacją, ani dużą, ani małą, lecz rządami człowieka, któremu tylko dlatego, że w minionym okresie popadł w niełaskę i trafił do aresztu domowego, społeczeństwo zapomniało współorganizację komunistycznego terroru w pierwszych latach powojennych. Gomułka nie oszukał Polaków, to Polacy oszukali się na nim.

Na polskiej małej stabilizacji odbijały się też wstrząsy międzynarodowe. Przynajmniej dwukrotnie: w trakcie kryzysu berlińskiego zakończonego powstaniem muru dzielącego miasto i podczas amerykańsko-sowieckiej próby sił w Zatoce Świń, gdy na Kubie Chruszczow usiłował zainstalować rakiety wymierzone w USA, groziła nam – jak całemu światu – kolejna wojna.

***

O ewolucji poglądów Gomułki na rolę duchowieństwa w państwie „demokracji ludowej" najlepiej świadczy jego stosunek do księdza prymasa, do którego uwolnienia w 1956 r. sam się przecież przyczynił.

Ostatnia – z czterech, jakie w ogóle miały miejsce – rozmowa Gomułki z Wyszyńskim odbyła się 26 kwietnia 1963 roku. Ksiądz prymas, przedstawiając liczne pretensje Kościoła do władzy, zwrócił uwagę m.in. na niedopuszczalne ingerencje z zewnątrz w pracę punktów katechetycznych. Wywiązał się wówczas następujący dialog:

Gomułka: – Kościół ma tę wolność w nauczaniu w punktach katechetycznych, a państwo ma obowiązek wiedzieć, co się dzieje.

Reklama
Reklama

Wyszyński: – Państwo totalne, ale nie państwo demokratyczne. Państwo demokratyczne nie musi wszystkiego wiedzieć i wszędzie być.

Gomułka: – To jest właśnie państwo demokratyczne, nasze pojęcia demokracji są różne.

Wyszyński: – Są różne demokracje, ale nie ma takiej demokracji, która by przy każdym akcie i czynie człowieka chciała go po prostu kontrolować. [...] Jest, proszę pana, na katechizmie dziecko milicjanta, któremu nie wolno posyłać dziecka na katechizm. Niech pan się z tego nie śmieje, proszę pana, jeśli pan się będzie śmiał, to będzie najlepszy dowód, że pan nie wie, co się w Polsce dzieje, tzn., że nie jest pan poinformowany.

Gomułka: – [...] Chce posyłać milicjant swoje dziecko, to niech posyła.

Wyszyński: – Mój drogi bracie, powiedz to wszystkim milicjantom, to cię ozłocą. Przepraszam za ten wyskok. To cię ozłocą, mój drogi, to cię będą nosić na rękach i ja też się do tego przyłączę. [...]

Gomułka: – Księże kardynale, może Ksiądz Kardynał zna lepiej swoich księży, ale ja znam lepiej swoich oficerów i swoich milicjantów lepiej znam, wiem, co jest. I tutaj opinia moja, moje rozeznanie jest lepsze aniżeli to, które posiada ksiądz kardynał. ksiądz kardynał z pojedynczych wypadków próbuje uogólniać jakoś sprawę.

Reklama
Reklama

Wyszyński: – O nie, mój bracie, za dużo tych wypadków jest, za dużo, za wiele w całej Polsce. To się nie dzieje jako lokalne przekroczenie, ale masowe, i na tym polega cała udręka, proszę pana [...] panie drogi, żeby pan miał jakąś czapkę niewidkę, jakąś koszulę, która by pana schroniła przed oczyma ludzkimi, żeby pan się tak trochę przeszedł między ludźmi.

Gomułka: – Ale ja dobrze znam ludzi.

Wyszyński: – Pan widzi ludzi tylko w reprezentacyjnej postaci.

Gomułka: – Nieprawda. [...] Księdzu się nie podoba nasz ustrój.

Wyszyński: – Nie, proszę pana.

Reklama
Reklama

***

W trudnych chwilach Polacy szukali wsparcia w modlitwie. Pod krzyżem. W następnych latach będzie tak jeszcze wiele razy. I w stanie wojennym, gdy krzyże układano z kwiatów, i w późniejszych latach 80., gdy o krzyże (znów!) upomnieli się uczniowie ze szkół w Miętnem i Włoszczowie, jeszcze później, kiedy Kazimierz Świtoń ustawiać zaczął krzyże w Oświęcimiu, wreszcie całkiem niedawno, po Smoleńsku, gdy krzyż stanął na Krakowskim Przedmieściu. 6 czerwca 1997 roku w homilii w Zakopanem Jan Paweł II powiedział: „Brońcie krzyża, nie pozwólcie, aby imię Boże było znieważane".

Już w czasach stalinowskich, w tamtej bezbożnej, totalitarnej, całkowicie zależnej od Sowietów Polsce masowo zaczęto stawiać krzyże. Na polach, w ogrodach, na podwórkach. Likwidowano je, następnego dnia stawiano nowe. Jak gdyby dokumentując dwuwiersz, który taką karierę zrobi po latach, w stanie wojennym: „Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem,/ Polska jest Polską, a Polak Polakiem".

W pierwszych, popaździernikowych wyborach 20 stycznia 1957 r. doszło do rzeczy wręcz niebywałej. Oto biskupi w komunikacie zapewnili, że „duchowieństwo katolickie tak pokieruje nabożeństwami, by wszyscy mogli bez przeszkód wypełnić swoje obowiązki religijne i obowiązek wyborów". Nigdy, w całej historii PRL, Kościół nie posunął się tak daleko w akceptacji sytuacji społeczno-politycznej. Ale też był to czas wyjątkowy; dopiero co wypuszczony został na wolność internowany ksiądz prymas Wyszyński, anulowany też został  dekret z lutego 1953 roku, podporządkowujący Kościół państwu.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Reklama
Historia
Kongres Przyszłości Narodowej
Materiał Promocyjny
Bank Pekao uczy cyberodporności
Historia
Prawdziwa historia agentki Krystyny Skarbek. Nie była polską agentką
Historia
Niezależne Zrzeszenie Studentów świętuje 45. rocznicę powstania
Historia
Którędy Niemcy prowadzili Żydów na śmierć w Treblince
Materiał Promocyjny
Stacje ładowania dla ciężarówek pilnie potrzebne
Historia
Skarb z austriackiego zamku trafił do Polski
Materiał Promocyjny
Transformacja energetyczna: Były pytania, czas na odpowiedzi
Reklama
Reklama