Niewielka Wyspa św. Heleny, o której klify rozbijają się fale południowego Atlantyku, jeszcze dziś leży na krańcach świata. Zagubiona pośrodku oceanu, blisko 2 tys. km od afrykańskiego i 3 tys. od brazylijskiego wybrzeża, przed 200 laty oferowała idealne warunki do uwięzienia Napoleona. Już nigdy więcej ten syn korsykańskiego urzędnika, który koronował się na cesarza, nie miał prawa pojawić się w Europie, zatrząść międzynarodowym porządkiem, rozbić w pył armii supermocarstw, a monarchów pozbawiać koron. I nie daj Boże – zbiec z miejsca wygnania. Czym zagrał na nosie ówczesnemu klubowi G8, który w końcu przetrącił mu kark i zesłał na Elbę. O zgrozo, zbyt blisko Italii, skoro stamtąd uciekł i znów rzucił rękawicę monarchom. Ci pobili go raz jeszcze i wysłali w 1815 r. na koniec świata – na Wyspę św. Heleny.