Dawna Warszawa zagubiona w drukarskim labiryncie

Sobotnia akcja „Okna na Warszawę" okazała się sukcesem. W industrialne przestrzenie Domu Prasy sztuka varsavianistyczna wpasowała się idealnie

Publikacja: 24.10.2011 08:46

Hala Domu Prasy z godziny na godzinę wypełniała się ludźmi

Hala Domu Prasy z godziny na godzinę wypełniała się ludźmi

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Wchodzących niepozornymi drzwiami od ul. Marszałkowskiej witał potężny napis „Warszawa Wschodnia", pochodzący z remontowanego dworca. Pod nim rozpościerała się dwupoziomowa hala fabryczna. Wielka, zimna, surowa – jak to hala – w sobotnie południe wypełniona była tłumem ludzi.

Jedni przeglądali reprinty żydowskich gazet z dwudziestolecia międzywojennego, by po chwili skusić się na ekspresowy kurs jidysz. Inni łapczywie chwytali stare książki o Warszawie – Gomulicki, Wiech, Szenic, Budrewicz, ale też varsavianistyczna „młodzież" z Zielińskim i Krasuckim na czele... Mieli w czym wybierać.

Grupa turystów o azjatyckich rysach z kolei z przejęciem przyglądała się miniaturowym modelom Zamku Królewskiego, w stanie z 1939 r. i współczesnym, pospiesznie wyciągając portfele. Co chwila też ktoś przystawał przy dziwnym, jajowatym kształcie leżącym na podłodze pośrodku hali. W rzeczy samej było to jajo – ocalony przez uczestników projektu „Bliżej Konsumenta" fragment PRL-owskiej reklamy Poldrobiu z ronda Wiatraczna.

– Jestem zaskoczona ilością ludzi – oznajmiła ze zdziwieniem rozglądająca się dookoła Barbara Rogalska, dyrektor Muzeum Drukarstwa Warszawskiego, które w przyszłości ma mieć tutaj swoją siedzibę. To dobre miejsce – przy ul. Marszałkowskiej 3/5 mieściła się nigdyś drukarnia, m.in. „Życia Warszawy". Pozostałości po niej – przedziwnie wyglądające dziś maszyny, tajemnicze zakamarki, pomieszczenia wentylatorni i resztę tego drukarskiego labiryntu – można było zwiedzać.

– Myślę, że impreza się naprawdę udała – mówi jej organizator Jarosław Zuzga. – Reklamy w zasadzie nie było, a cały czas jest tłum ludzi. Jeśli tylko będzie to możliwe, chcemy organizować kolejne edycje.

Ostatnie słowa Zuzga wypowiedział już szeptem, na scenę wkroczyli bowiem właśnie aktorzy grupy teatralnej Warszawiaki. Obyczajowe scenki niczym z Grzesiuka i piosenki w stylu „Zimnego drania" wprowadziły wszystkich – ponad 40 wystawców i strumień ich klientów – w doskonałe nastroje.

A roześmiane spojrzenia pewnej pary, która Warszawę Grzesiuka mogła dobrze pamiętać, były najlepszym komentarzem – zarówno dla aktorów, jak i całej imprezy.

Wchodzących niepozornymi drzwiami od ul. Marszałkowskiej witał potężny napis „Warszawa Wschodnia", pochodzący z remontowanego dworca. Pod nim rozpościerała się dwupoziomowa hala fabryczna. Wielka, zimna, surowa – jak to hala – w sobotnie południe wypełniona była tłumem ludzi.

Jedni przeglądali reprinty żydowskich gazet z dwudziestolecia międzywojennego, by po chwili skusić się na ekspresowy kurs jidysz. Inni łapczywie chwytali stare książki o Warszawie – Gomulicki, Wiech, Szenic, Budrewicz, ale też varsavianistyczna „młodzież" z Zielińskim i Krasuckim na czele... Mieli w czym wybierać.

Historia
Ekshumacje w Puźnikach. Do odnalezienia drugi dół śmierci
Historia
Paweł Łepkowski: „Największy wybuch radości!”
Historia
Metro, czyli dzieje rozwoju komunikacji miejskiej Część II
Historia
Krzysztof Kowalski: Cień mamony nad przeszłością
Historia
Wojskowi duchowni prawosławni zabici przez Sowietów w Katyniu będą świętymi