Rosjanie szykowali się do wojny. Zajmujący się automatyką startu rakiet Władzilen Finogiejeew opisał, jak na poligonie w Tiuratamie (Bajkonur) brał udział w przygotowaniach lotu rakiety na Marsa. Późnym wieczorem 26 października 1962 roku grał z przyjaciółmi w preferansa. „Niczego nie wiedzieliśmy o kryzysie karaibskim, więc byliśmy bardzo zaskoczeni, gdy do naszego domku wszedł płk A. Kiryłłow i poinformował nas, że zdejmuje „marsjańską", czerostopniową rakietę 8K78 i stawia rakietę R-7A z głowicą atomową. Prowadzący projekt lotów na Marsa Mścisław Kiełdysz próbował oponować. Mówił, że z rana wszystko wyjaśni, ale Kiryłłow powiedział, że ma wyraźny rozkaz i jeśli go nie wykona, trafi pod sąd wojskowy".

Komunistyczne władze oceniały ówczesną sytuację tak poważnie, że nawet w satelickich krajach wzrosła aktywność tajnych służb i utrzymywała się na podwyższonym poziomie przez dłuższy czas. Np. w Polsce SB nasiliła inwigilację żołnierzy AK.

Jeden z nich, światowej sławy prawnik morski Jan Łopuski w książce „Pozostać sobą w Polsce Ludowej. Życie w cieniu podejrzeń" tak wspominał tamten okres: „chyba w drugiej połowie 1963 roku zostałem nieformalnie poinformowany, że Ministerstwo Żeglugi ma zamiar zaproponować moją kandydaturę do pracy w ówczesnej Międzynarodowej Morskiej Organizacji Doradczej w Londynie (IMCO), będącej organizacją wyspecjalizowaną ONZ, później przekształconą w Międzynarodową Organizację Morską (IMO). (...) Miałem wprawdzie poparcie w tym ministerstwie – w szczególności w zajmującym się prawem morskim Departamencie Prawno-Administracyjnym, którym kierował przyjazny mi dyrektor Antoni Walczuk. Nie byłem jednak związany z żadnym formalnym czy nieformalnym ugrupowaniem, które mogło mnie popierać (...). Za mną przemawiały tylko kwalifikacje i dobra znajomość języka angielskiego. Niedługo po otrzymaniu informacji o zamiarze wysłania mnie do Londynu odebrałem raczej nieoczekiwany telefon. Telefonujący przedstawił się jako kapitan kontrwywiadu, nie podając jednak nazwiska. Wyjaśnił natomiast, że otrzymał polecenie skontaktowania się ze mną w związku z moim wyjazdem do Londynu. (...) W pewnym momencie zwrócił się do mnie w następujący sposób: „W czasie okupacji przechodził pan specjalne przeszkolenie dywersyjne. Na czym polegało?". To pytanie mnie trochę zaskoczyło, gdyż w 1953 roku funkcjonariusz UB o to mnie akurat nie pytał. (...) Zostałem poinformowany przez mojego rozmówcę, że w Londynie działają emigracyjne organizacje polonijne, niechętne, a nawet wrogie Polsce Ludowej. Działalność ich ma częściowo charakter wojskowy i między innymi polega na organizowaniu podchorążówek dla polonijnej młodzieży, które miałyby ją przygotować do działań zbrojnych lub dywersyjnych w Polsce w razie wybuchu konfliktu zbrojnego".

SB namawiała Łopuskiego do podjęcia szpiegowania polskiego środowiska emigracyjnego w Londynie. Łopuski propozycji nie przyjął i do Londynu nie pojechał. Równolegle rzeszowskie SB zaczęło powtórnie drążyć zamkniętą sprawę okupacyjnych składnic broni AK, które podlegały Łopuskiemu.

Gdy w 1964 roku Łopuski przebywał w Moskwie na konferencji zorganizowanej przez Bałtycką i Międzynarodową Konferencję Morską (BIMCO), która dotyczyła proponowanych przez Polskę wzorcowych umów czarterowych, doszło do obalenia Chruszczowa. Kilka dni później na pożegnalnej kolacji po paru kieliszkach zaczęto opowiadać sobie dowcipy. Łopuski przytoczył dowcip o lwie i szympansie, które stanowiły aluzję do postępowania Chruszczowa w okresie kryzysu karaibskiego. „Po powrocie z konferencji do Gdyni zatelefonował znajomy kapitan SB i powiedział, że musi się ze mną zobaczyć w ważnej sprawie". Po krótkim kluczeniu kapitan oznajmił, że „Opowiadano tam podobno dowcipy polityczne". Łopuski odparował, że skoro kapitan na ten temat wie, to po co pyta, i na tym rozmowa „w ważnej sprawie" się skończyła. „Cała ta sprawa najlepiej wskazuje, co było rzeczywistym przedmiotem zainteresowania kontrwywiadu".