Zza zakrętu ulicy Krakowskiej w Zagórzu wyłania się powoli kawalkada pojazdów. Otwiera ją wóz transmisyjny Polskiego Radia, tuż za nim toczą się trzy czarne limuzyny. Ulica, którą poruszają się pojazdy, jest odświętnie udekorowana – mroźny wiatr szarpie chorągiewkami i nadyma propagandowe transparenty, których czerwień mocno kontrastuje z bielą świeżego śniegu. Okazja jest szczególna: w przeddzień górniczej Barbórki 1961 r. zaplanowano w mieście oficjalny rozruch nowo wybudowanej kopalni Porąbka. Z tej okazji miasto odwiedził z gospodarską wizytą Władysław Gomułka. Rankiem I sekretarz PZPR zajrzał do kopalni i zwiedził wybudowane obiekty, teraz przyszła pora na tzw. część oficjalną – wręczenie orderów zasłużonym budowniczym i górnikom. Wzdłuż trasy przejazdu stoi spory tłumek mieszkańców Zagórza. Jedni przyszli tu z ciekawości, inni – bo im kazano. Niezależnie od motywacji wszyscy są raczej zadowoleni z przyjazdu Gomułki, ponieważ z tej okazji miejscowe władze naprawiły w końcu uliczne oświetlenie.
Kiedy kawalkada pojazdów mija posesję nr 47, następuje silny wybuch. W okolicznych domach pękają szyby, wokoło lecą odłamki. Część osób rzuca się w panice do ucieczki, a lekko uszkodzone pojazdy rządowe szybko oddalają się z miejsca eksplozji. Ktoś głośno woła o karetkę – bomba ukryta we wkopanym w ziemię przydrożnym słupku raniła 13-letnią Lidię Krętuś, która przyglądała się z okna budynku przejazdowi samochodów, oraz przechodzącego ulicą górnika Jana Bryla. To oczywiście ofiary przypadkowe, głównym celem zamachowca był bowiem Władysław Gomułka. I sekretarza partii nie ma jednak w żadnej z limuzyn. Jego ochroniarze wykazali się czujnością i wyekspediowali go do Katowic innym samochodem.
Być może zdawali sobie sprawę, że w Zagórzu Gomułka nie może czuć się bezpiecznie. Wybuch na ulicy Krakowskiej to już drugi w tym mieście zamach na życie I sekretarza na przestrzeni ostatnich dwóch lat. Do poprzedniego doszło 15 lipca 1959 r. Wtedy bomba wybuchła ledwie kilkaset metrów dalej. Ani świadkowie, ani bezpieka, która z miejsca przystąpiła do szukania winnych zamachu, nie ma wątpliwości – za oba zdarzenia odpowiada ta sama osoba. Tajemniczy bombiarz z Zagórza staje się wrogiem numer jeden Polski Ludowej.
Bomba dla Nikity
Podczas pierwszego zamachu w lipcu 1959 r. eksplodował ładunek umieszczony w koronie drzewa. Rozerwał je na strzępy, zasypując jezdnię kawałkami połamanych konarów oraz szyb z okolicznych okien. Ładunek był słabszy niż ten podłożony dwa lata później, ale efekt wybuchu mógł być bardziej brzemienny w skutki. Celem zamachu był bowiem nie tylko Władysław Gomułka, ale również towarzyszący mu przywódca ZSRR Nikita Chruszczow – gość honorowy obchodów 15-lecia PRL. Plan jego wizyty był bardzo napięty. Nierealność założeń spowodowała, że Chruszczow do kolejnych miejsc przybywał coraz bardziej spóźniony. Na ulicy Armii Czerwonej (dziś Braci Mieroszewskich) w Zagórzu pojawił się z niemal dwugodzinnym opóźnieniem. Być może fakt ten uratował mu życie.
Trasa przejazdu Gomułki i Chruszczowa była gęsto obstawiona tajniakami. Tuż po eksplozji część z nich z miejsca przyłączyła się do poszukiwań, które miały doprowadzić do odnalezienia sprawcy zamachu, pozostali zaś rzucili się do usuwania jego skutków. Kiedy w końcu sowiecki gensek dotarł na miejsce, po wybuchu nie było już śladu. Najprawdopodobniej Chruszczow nigdy nie dowiedział się o tej próbie zamachu, podobnie jak społeczeństwo polskie. Władze zarządziły bowiem całkowitą blokadę informacji na ten temat.