W ciągu tego stulecia ofiarą komunistycznego bezprawia padło przypuszczalnie ok. 94 mln ludzi na całym świecie. Utopijna ideologia materializmu dialektycznego, stworzona przez Karola Marksa i Fryderyka Engelsa, doprawiona bolszewicką doktryną polityczno-ekonomiczną Włodzimierza Uljanowa vel Lenina, skazała na śmierć więcej istnień ludzkich niż wszystkie choroby w poprzedzającym ją tysiącleciu. Rosyjski pisarz Aleksander Sołżenicyn był przekonany, że w latach 1917–1956 komuniści sowieccy zabili ok. 60 mln obywateli swojego państwa. Jednak w 1997 r. francuskie Krajowe Centrum Badań Naukowych opublikowało obszerną pracę zatytułowaną „Czarna księga komunizmu”, w której oszacowało liczbę ofiar bolszewickich na ok. 20 mln ludzi.
24 i 25 października 1917 r. życie w dwóch największych miastach Imperium Rosyjskiego toczyło się tak jak zazwyczaj. Od 21 lipca pracami rządu tymczasowego kierował 36-letni Aleksander Kiereński. Zdumiewa fakt, że największa tragedia w historii Rosji rozpoczęła się w chwili, kiedy kraj ten po raz pierwszy był o krok od wielkiego cywilizacyjnego przełomu. W owym czasie umysły większości reprezentantów rosyjskiej klasy średniej rozpalały zbliżające się wybory do Zgromadzenia Ustawodawczego, które obok powszechnej amnestii politycznej, zniesienia cenzury oraz swobodnej działalności partii politycznych były podstawowym postulatem rewolucji lutowej. Kiereński był jedynym człowiekiem, który miał środki i władzę, aby zgnieść bolszewicki zamach stanu w zarodku i uczynić z Rosji nowoczesne i demokratyczne państwo.
Okazał się jednak słabym i prostodusznym idealistą, ślepo zapatrzonym w iluzoryczne hasła równości, wolności i braterstwa, wypisane niegdyś na sztandarach Wielkiej Rewolucji Francuskiej. W swoim republikańskim zapale wydał nawet polecenie uczynienia z Marsylianki hymnu narodowego Rosji. Szkoda, że przy okazji zapomniał o jakobińskim terrorze.
To on jako minister sprawiedliwości w rządzie księcia Gieorgija Lwowa lekkomyślnie pozwolił w kwietniu 1917 r. na powrót do Rosji Lenina et consortes. A przecież już wtedy musiały do niego docierać raporty wywiadu wojskowego, potwierdzające obawy, że za organizacją podróży bolszewików do Rosji stoi Oddział III b Sztabu Generalnego Armii Niemieckiej, kierowany przez pułkownika Waltera Nicolai.
Na stacji granicznej ze Szwajcarią w Gottmadingen Niemcy zaplombowali wagony wiozące komunistycznych dywersantów, ponieważ większość z 30 wspólników Lenina miała paszporty rosyjskie, a więc byli obywatelami kraju, z którym Rzesza była w stanie wojny. Niemcy panicznie się też bali, że któryś z sabotażystów bolszewickich może wysiąść na terytorium Niemiec, aby rozpocząć działalność propagandową. Niemiecki wywiad traktował bandę Lenina niemal jak broń biologiczną, która wkrótce przyczyni się do eksterminacji Rosji i zagłady jej endemicznej kultury. Dlatego skrupulatnie monitorowali podróż tego przeklętego pociągu z Gottmadingen aż do portu Sassnitz na północnym wschodzie Rugii. Tam całe towarzystwo przesiadło się na statek płynący do szwedzkiego Trelleborga.