Rzeczposoplita: Dokładnie 90 lat temu, 23 listopada 1927 r., padła Kasztanka – ulubiona klacz Józefa Piłsudskiego. W jaki sposób do niego trafiła?
Dariusz Marek Srzednicki: To było w 1914 r. Wybuchła I wojna światowa, ludzie wierzyli, że powstanie niepodległa Polska. Na fali patriotycznego zapału córka hr. Eustachego Romera podarowała I Brygadzie Legionów Polskich kilka koni. Jednym z nich była Kasztanka – pięknie zbudowana, choć niewysoka klacz. Podobno Józef Piłsudski od razu był nią zauroczony. Okazała się nie tylko piękna, ale też odważna w boju. Piłsudski sądził, że zrodzone z niej źrebięta będą podobne. Odziedziczyły jednak tylko urodę.
Co się stało z nią później?
W międzywojniu była niezwykle znana – przecież wraz z Marszałkiem przeszła szlak bojowy Legionów. W listopadzie 1927 r. Marszałek dosiadł jej po raz ostatni. Po defiladzie 11 listopada Kasztankę przewieziono pociągiem do garnizonu 7. Pułku Ułanów Lubelskich stacjonującego w Mińsku Mazowieckim. Do dziś nie wiemy, co się wówczas stało. Być może koń był niewłaściwie zabezpieczony w wagonie. Po dotarciu na miejsce Kasztanka nie stała na własnych nogach. Lekarze weterynarii starali się jej pomóc, ale to się nie udało. Padła o piątej nad ranem 23 listopada.
Jak zareagował Marszałek?