Ponad 50 zachowanych do dzisiaj włoskich, angielskich, niemieckich, francuskich i irlandzkich kronik z XIII w., napisanych pełną błędów średniowieczną łaciną, wspomina o pewnych osobliwych wydarzeniach, które miały miejsce w 1212 r. Najbardziej wymownie opisał je w „Annales Stadenses" niemiecki dziejopis Albert, opat znajdującego się niedaleko Hamburga klasztoru w Stade: „W tymże mniej więcej czasie (1212 r.) dzieci pozbawione nauczyciela, pozbawione przywódcy, wędrowały wzburzone od miasta do miasta we wszystkich regionach, zmierzając ku morzu. Zapytywane przez ludzi, dokąd idą, odpowiadały: do Jerozolimy, do Ziemi Świętej". W dalszej części kroniki opat Albert wspomina, że większość rodziców chciała zatrzymać swoje pociechy w domach, ale one – wiedzione jakimś tajemniczym magnetyzmem – wyłamywały zamki w drzwiach i uciekały z domów rodzinnych pod ochroną nocy i łącząc się ze sobą w coraz większe grupy, wędrowały ku wybrzeżu Morza Śródziemnego. Albert podkreśla, że na wieść o tej spontanicznej krucjacie papież Innocenty III oświadczył: „Te dzieci udzielają nam napomnienia; podczas gdy my śpimy, one wyruszają, by wyzwolić Ziemię Świętą".
Autor „Annales Stadenses" nie próbował rozwikłać zagadki przyczyny tego tajemniczego zrywu tysięcy młodziutkich chrześcijan. Ze szczerością przyznał, że nie wie także, co się stało z większością z nich. „Wiele powróciło do domów, a zapytane o powód, dla którego wyruszyły na tę wyprawę, odpowiadały, że go nie znają – podkreślił kronikarz. (...) Także w tym czasie nagie kobiety (nudae mulieres) przebiegały przez miasta i miasteczka w milczeniu".
Co naprawdę działo się w 1212 r. w Europie? Dlaczego dzieci, które nie miały ze sobą żadnej łączności, wiedzione jakimś nadrzędnym imperatywem uciekały z domów, aby iść w kierunku całkowicie sobie nieznanym? Żeby zrozumieć kuriozalność tej sytuacji, musimy sobie uświadomić, że były to czasy, w których jedynie garstka posiadła umiejętność czytania i pisania. Ponadto trakty były w opłakanym stanie, a na młodych ludzi czyhały liczne niebezpieczeństwa. Wędrujące dzieci były skazane na łaskę lub niełaskę mieszkańców osad, wsi i miast, przez które przechodziły. Inne kroniki opisujące wydarzenia z tamtego czasu wspominają o bardzo nieżyczliwym nastawieniu dorosłych do wędrujących dzieci. W owym czasie nie istniała poczta, a wszelkie wiadomości docierały między odległymi regionami Europy w iście żółwim tempie. Jedynie benedyktyni mieli dobrze zorganizowaną pieszą pocztę klasztorną, która całkiem sprawnie funkcjonowała aż do XVIII w.
Kroniki upewniają nas, że ten tajemniczy ruch pueri (łac. dzieci) rozpoczął się w 1212 r. I w zasadzie niewiele więcej wiemy. Jak podkreśla brytyjski badacz tej krucjaty historyk Gary Dickson – 56 łacińskojęzycznych kronik i zapisów powstałych od XIII do XV w. powtarza tylko dwie pewne informacje: nazwę zdarzenia i datę, chociaż i ta różni się w niektórych źródłach. Większość kronikarzy opisuje dziecięcą krucjatę jako społeczne kuriozum. Wyrażają zdumienie, dystans i niepewność w ocenie tego wydarzenia. Są też i tacy, którzy nie kryją się ze swoją ostrą krytyką.
Mnich Herman z opactwa Niederalteich w Bawarii nazwał pielgrzymkę młodocianych „śmieszną wyprawą dzieci". I chociaż napisał swoją wierszowaną kronikę zaledwie 60 lat po tym wydarzeniu, to poświęca jej zaledwie dwa wersy: „W roku tysięcznym dwusetnym / Głupie dzieciaki wyruszyły w pielgrzymkę ku morzu". Dwa wersy to doprawdy niewiele jak na wydarzenie, które kosztowało życie wiele tysięcy europejskich dzieci. Brytyjski historyk Gary Dickson odczytuje słowa brata Hermana jako „festyn głupków" dążących ku morzu, aby zaokrętować się na „statek głupców".