Syberia – dziecko rosyjskiego kolonializmu

Rosja wisi na cienkim włosie imperialnej przemocy, ale sami Rosjanie wiedzą najlepiej, jak szybko może się od byle powiewu historii przewrócić.

Publikacja: 20.02.2025 21:00

Jermak Timofiejewicz (zm. 6 sierpnia 1585) – rosyjski ataman kozacki, zdobywca Syberii dla państwa m

Jermak Timofiejewicz (zm. 6 sierpnia 1585) – rosyjski ataman kozacki, zdobywca Syberii dla państwa moskiewskiego

Foto: Wikipedia

Ta wielka święta Rosja, której z takim zapałem strzeże przed zakusami Zachodu Władimir Władimirowicz Putin, nie jest ani tak święta, ani tak starożytna, jak się wydaje. Ani jakoś szczególnie integralna, ani niezniszczalna.

Przywykliśmy patrzeć na monstrualne ciało imperium jak na niemal niekończącą się krainę, rozciągniętą między nizinami wschodniej Europy a odległymi wybrzeżami wschodnich mórz: Ochockiego, Czukockiego i Beringa. Tak opisana Rosja to kraj niebywałych przestrzeni i nieskończonych zasobów zajętych pokojowo za carskich czasów. W rosyjskiej narracji historycznej nie istnieje taka kategoria jak kolonializm, choć pozyskiwanie ziem, zwłaszcza wschodnich i południowych terenów państwa, było czystą ekspansją kolonialną. Co ciekawe, chronologicznie ekspansja ta była równoległa, a nawet wydarzyła się nieco później niż hiszpańskie podboje w Ameryce Łacińskiej.

Czytaj więcej

Planeta Syberia Jacka Pałkiewicza

Inna specjalność rosyjskiej narracji historycznej to kompletne lekceważenie poprzednich mieszkańców zauralskiego wschodu, sprowadzające ich do prymitywnych plemion zbieraczy i nomadów. Byli w tej legendzie wyznawcami szamanizmu, nie wytworzyli zaawansowanych kultur, nie pozostawili po sobie istotnego cywilizacyjnego śladu. Ano nie, to taka sama nieprawda jak moskiewski tytuł do ziem między Donem i Dnieprem, o które toczy się dziś krwawa wojna, czy reszty dziedzictwa św. Włodzimierza.

Ataki na Chanat Syberyjski

Pierwotna Ruś Kijowska, by rozpocząć tę wędrówkę przez historię, była stosunkowo niewielkim (w porównaniu z dzisiejszą Rosją) organizmem politycznym graniczącym daleko na zachód od brzegów Wołgi z ziemiami Bułgarów Wołżańskich, Pieczyngów i Hazarów. Rozwijała się terytorialnie wolno i z problemami, z których pierwszym było rozbicie terytorialne, a drugim – najazd mongolski. Ten ostatni wbił Ruś w dwustuletnią podległość, osłabiając rozczłonkowaną państwowość tak bardzo, że jej zachodnie ziemie nie mogły się z czasem obronić przez agresywną ekspansją Litwinów. Zaczęto się jakoś zbierać dopiero po bitwie na Kulikowym Polu (1380), ale pełna niezależność od Ordy przyszła dopiero sto lat później. I był to czas, gdy wodze historii Rusi prawosławny Bóg przekazał w ręce książąt moskiewskich. Po Iwanie III Srogim potrzeba było jeszcze jednego władcy o tym imieniu, tyle że z przydomkiem Groźny, by Ruś w wydaniu moskiewskim zaczęła nabierać rozpędu i stawać się współczesną Rosją. Jej realnym twórcą był tenże Iwan IV, który poszerzał swoje państwo, krocząc po trupach pozostałych po Złotej Ordzie chanatów, w tym – co dla wielkości kraju wyjątkowo ważne – tatarskiego Chanatu Syberyjskiego.

Czytaj więcej

Jak Polak stał się syberyjskim królem wódki

I tu pojawia się postać szczególna. Główny bohater tej opowieści. Kozak, bandzior i konkwistador. Cortés i Pizarro w jednej osobie, który dokonał czynów nie mniej epokowych niż jego odpowiednicy w Ameryce Południowej i nie mniej trwałych. A z perspektywy imperialnej Rosji nawet ważniejszych. Jermak Timofiejewicz (zm. 6 sierpnia 1585), bo o nim mowa, to dla historyków postać tyleż legendarna, co anonimowa. Nie wiadomo nawet, gdzie i kiedy się urodził. Wedle jednych źródeł nad rzeką Kamą, wedle innych – nad Donem, a może nawet w jakiejś nędznej wiosce pod Archangielskiem. Był atamanem, przywódcą kozackich szajek, które grabiły kupców moskiewskich i wschodnich posłów wzdłuż rzeki Wołgi. Raz uciekał przed ekspedycjami karnymi wysyłanymi przez cara Iwana, kiedy indziej walczył dla niego (a może i przeciw niemu) w Inflantach. W końcu znalazł schronienie w majątkach braci Nikity i Siemiona Stroganowów, bogatych kupców, którym car nadał wielkie tereny za Uralem, i to właśnie w spisku z nimi (kompletnie bez wiedzy cara) podjął się misji ataku na słaby już wtedy Chanat Syberyjski.

Prywatna armia Stroganowów pod komendą Jermaka (mniej niż tysiąc Kozaków) ruszyła przeciw państwu chana Kuczuma we wrześniu 1581 r. z takim impetem, że bez znaczącej porażki już po roku dotarła do opuszczonej przez Tatarów stolicy, twierdzy Kaszłyk nad Irtyszem. Dopiero po przezimowaniu i krwawych masakrach kolejnych osad nad Irtyszem i Obem latem 1583 r. Kozacy zdecydowali się wysłać gońców po pomoc do Stroganowów i samego cara. Ten przyjął fakt wyprawy do wiadomości i szybko pojął, że przed Kremlem otwiera się kompletnie nowa perspektywa. Wysłał Jermakowi trzystu zbrojnych ze swoimi wojewodami na czele. W tym jednak momencie nieopuszczające dotąd Jermaka szczęście dramatycznie się skończyło. Posiłki nie pomogły, a Kozacy wykrwawiali się w kolejnych walkach. W końcu zginął i sam ataman, tonąc latem 1585 r. w nurtach jednego z dopływów Irtyszu. A nieliczne niedobitki oddziału wróciły do domu. Na krótką chwilę jednak, bo kolejna, dużo lepiej wyposażona ekspedycja wyprawiła się, by dorżnąć siły Kuczuma już dwa lata później.

Walki o ziemie syberyjskich chanów

Podbijanie Syberii trwało jeszcze całych sześć dekad, zanim Siemion Dieżniow w 1648 r. dotarł na najdalszy, wschodni brzeg Kamczatki. Po co te nazwiska? Po co te fakty z odległej przeszłości? Ano po pierwsze, by wykazać, że najprawdziwsza krwawa kolonizacja Syberii miała miejsce nie tak dawno temu. Ledwie czterysta kilkadziesiąt lat przed naszymi czasy. Dokonała się nie wcześniej, a później niż hiszpańskie podboje w Ameryce Południowej. Państwa Azteków czy Inków dawno już nie istniały, kiedy Jermak Timofiejewicz ze swymi Kozakami próbował rzucić na kolana syberyjskich chanów. Po drugie, była – podobnie jak dzieło hiszpańskich konkwistadorów – krwawa i bezwzględna. A po trzecie? Odbywała się kosztem chanatów, które były dziedzicami historycznej tradycji Mongołów Czyngis-chana. A ci, jak pewnie pamiętamy przynajmniej z seriali, od czasów Kubilaja rządzili podbitymi Chinami jako ich cesarze. Nie był to zresztą jedyny zabór przez Rosję dziedzictwa mongolskich dynastii.

Piotr I, a potem Katarzyna wielka najpierw wysyłali kupców i inżynierów, by zbadać zasobność terenów w surowce. Potem zakładali stanice kozackie, które miały pilnować szlaków

Wczesne pokolenie Romanowów po osiągnięciu brzegów Kamczatki skutecznie kolonizowało też tereny na południe od dawnych ziem Chanatu Syberyjskiego. Piotr I, a potem Katarzyna wielka najpierw wysyłali kupców i inżynierów, by zbadać zasobność terenów w surowce. Potem zakładali stanice kozackie, które miały pilnować szlaków. W dalszej kolejności na puste tereny Azji przenoszono całe wsie, by na koniec otworzyć kopalnie. Tak dobierano się do bogactw syberyjskiej ziemi. Ostatnią częścią dziedzictwa wielkich chanów, którą zawładnęła Rosja, był Chanat Krymski, podbity i zhołdowany przez carów w 1774 r. wskutek wygranej wojny z Turcją. Historię jego suwerenności ostatecznie kończy aneksja terenów Chanatu w 1783 r. To symboliczna data, kiedy Romanowowie ostatecznie wycierają z kart historii resztę śladów po dziejach imperium chanów z Karakorum.

Czytaj więcej

Polscy odkrywcy za Uralem

I tu wracamy do naszych czasów. Bo i dzisiejsze próby zaboru terenów dawnej Noworosji to część tej samej kolonialnej tradycji. Imperium, podobnie jak za czasów Piotra i Katarzyny Wielkiej, łaknie ziem i zasobów. A ścieżką, którą podąża, jest szlak prochu i krwi, jak za czasów Jermaka. Czyżby w istocie Rosjanie sądzili, że tego nie rozumiemy? Czyżby uważali, że przespaliśmy lekcje historii? Nie, nie przespaliśmy. Podobnie jak nie przespał lekcji historii swoich dziejów Pekin. Tam świetnie się pamięta, że ziemie na północ od Mandżurii zostały podbite na wspólnych chińsko-mongolskich przodkach i skolonizowane przez wyznawców chrześcijańskiego Boga. Boga mówiącego językiem Putina. Przyjdzie czas, kiedy tereny te wrócą do macierzy. Możliwe, że już niedługo.

Ta wielka święta Rosja, której z takim zapałem strzeże przed zakusami Zachodu Władimir Władimirowicz Putin, nie jest ani tak święta, ani tak starożytna, jak się wydaje. Ani jakoś szczególnie integralna, ani niezniszczalna.

Przywykliśmy patrzeć na monstrualne ciało imperium jak na niemal niekończącą się krainę, rozciągniętą między nizinami wschodniej Europy a odległymi wybrzeżami wschodnich mórz: Ochockiego, Czukockiego i Beringa. Tak opisana Rosja to kraj niebywałych przestrzeni i nieskończonych zasobów zajętych pokojowo za carskich czasów. W rosyjskiej narracji historycznej nie istnieje taka kategoria jak kolonializm, choć pozyskiwanie ziem, zwłaszcza wschodnich i południowych terenów państwa, było czystą ekspansją kolonialną. Co ciekawe, chronologicznie ekspansja ta była równoległa, a nawet wydarzyła się nieco później niż hiszpańskie podboje w Ameryce Łacińskiej.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia świata
Seria jubileuszy stowarzyszeń polskich techników
Historia świata
Polityczne początki Adolfa Hitlera. Niepozorne narodziny nazizmu
Historia świata
II wojna światowa. Sowieckie żołnierki na froncie
Historia świata
Wojny Putina: Krym, 2014 rok.
Historia świata
Angkor – skarb światowej kultury