Zadziwiająca koalicja opowiadająca się za dyktaturą. Prosowiecki rząd generała Rómmla

Dowódca Armii „Warszawa” próbował w oblężonej stolicy stworzyć własny gabinet rządowy, który traktowałby Sowietów jako sojuszników. Pewne poszlaki wskazują, że opowiadał się za aliansem z Moskwą jeszcze przed wojną.

Publikacja: 05.09.2024 21:00

Stoją od lewej: starosta bydgoski Józef Bereta, generał Wiktor Thommée i prezes Polskiego Związku To

Stoją od lewej: starosta bydgoski Józef Bereta, generał Wiktor Thommée i prezes Polskiego Związku Towarzystw Wioślarskich Jerzy Bojańczyk. Bydgoszcz, sierpień 1932 r.

Foto: nac

W lipcu 1939 r. gen. Juliusza Rómmla odwiedził marszałek Edward Śmigły-Rydz dokonujący inspekcji głównej pozycji obronnej na linii Warty i Widawki. W lasach pod Wieluniem rozmawiali oni o ryzyku zbliżającej się wojny i ogólnie o sytuacji międzynarodowej. Rómmel dopytywał się o relacje Polski ze Związkiem Sowieckim. „Interesowała mnie też kwestia naszych stosunków z ZSRR, bo uważałem, że współpraca z tym państwem to jedyna realna gwarancja naszego bezpieczeństwa. Marszałek Śmigły powiedział, że owszem, były propozycje pomocy w tej sprawie, lecz ZSRR żądał oddania mu dwóch województw pod pretekstem urządzenia tam swoich baz wojskowych oraz tranzytowych i że – jego zdaniem – był to tylko manewr mający na celu odzyskanie tzw. ziem białoruskich.

Na taką koncepcję Polska nie może się zgodzić, tym bardziej że obecnie posiada wiadomości o rozmowach Berlin–Moskwa. Razem wzięte, wyglądało to wszystko bardzo niewesoło. Jasne było, że zbliżamy się do katastrofy” – pisał Rómmel w swoich, wydanych w 1958 r., wspomnieniach „Za honor i ojczyznę”. Zadziwiające, że komunistyczna cenzura przepuściła mu ten fragment (jasno mówiący, że nasze władze w lipcu 1939 r. były świadome szykowanego niemiecko-sowieckiego paktu!). Takich zadziwiających cenzorskich przeoczeń jest w tej książce więcej. Rómmel cytuje w niej depesze, jakie 17 września 1939 r. otrzymywał z Kresów, mówiące jednoznacznie o sowieckiej agresji na Polskę. Pisze również o swoich prowadzonych tego dnia kontaktach z ambasadą ZSRR oraz o własnej inicjatywie stworzenia prosowieckiego rządu w Warszawie. Co sprawiło, że ów zasłużony w walce z bolszewikami generał, przedstawiciel ścisłych elit II RP, postanowił paktować z sowieckim najeźdźcą?

Szalony jeździec

Generał Juliusz Rómmel (do 1918 r. używający nazwiska „Rummel” odziedziczonego po przodkach wywodzących się z inflanckiej szlachty niemieckiej) był w wojsku II RP prawdziwą legendą. Do sił zbrojnych odrodzonej Polski przeszedł z polskich formacji wojskowych w Rosji. Wcześniej robił karierę w armii carskiej, gdzie doszedł do stopnia pułkownika. Był weteranem I wojny światowej oraz wojny rosyjsko-japońskiej. W czasie wojny polsko-bolszewickiej zasłynął przede wszystkim jako dowódca Dywizji Jazdy, wsławiony zwycięską bitwą pod Komarowem, podczas której o mało co nie wziął do niewoli… Stalina. Od 1929 r. był jednym z inspektorów armii. W tym samym roku odbył misję wywiadowczą w Niemczech, po której alarmował o zakamuflowanej odbudowie zdolności wojskowych naszego zachodniego sąsiada oraz o tym, że Niemcy planują zaatakować Polskę w 1940 r. Niewiele się pomylił.

W marcu 1939 r. wyznaczono go na dowódcę Armii „Łódź” mającej bronić centrum Polski na rubieży Warty i Widawki. Był wówczas bardzo bojowo nastawionym generałem, zwolennikiem uderzenia wyprzedzającego na siły niemieckie. Ten wariant jednak całkowicie wykluczano ze względów geopolitycznych. „W obecnych warunkach politycznych my, Polacy, nie możemy być agresorami. Pan generał proponuje zebranie tych 17–20 naszych dywizji i uderzenie nimi na Wrocław. A co będzie, jeżeli ta akcja nam się nie uda? Cały świat powie, że Polska pierwsza napadła na biednych Niemców, że Polacy są i zawsze byli narodem awanturniczym i zawsze im w głowie były różne powstania i bijatyki” – mówił Rómmlowi w lipcu 1939 r. marszałek Śmigły-Rydz.

Rómmel wysłał kurierów do swoich wojsk, ale oni nie wrócili. Przedwcześnie uznał więc, że został odcięty od swojej armii przez niemieckie zagony pancerne

W pierwszych wrześniowych dniach Rómmel dosyć zręcznie dowodził swoimi dywizjami. Armia „Łódź” przez pięć dni opierała się dwóm armiom niemieckim. Katastrofa nastąpiła jednak 6 września. Kwatera Rómmla w pałacyku w łódzkim Julianowie została zbombardowana, a Rómmel ranny. Pułkownik Aleksander Pragłowski, szef sztabu Armii „Łódź”, stwierdził, że Niemcy zbombardowali tę kwaterę dopiero 6 września, bo zapewne nie mogli uwierzyć w to, że Rómmel korzysta z tak zwracającego na siebie uwagę pałacu. Generał postanowił po tym przenieść się na zapasowe stanowisko dowodzenia – 100 km dalej, do Mszczonowa (w bliższej kwaterze w Brzezinach ponoć została uszkodzona centrala). Zostawił w Julianowie trzech żandarmów mających kierować oficerów do nowej kwatery. Kwatera w Mszczonowie została jednak też zbombardowana. Rómmel wysłał kurierów do swoich wojsk, ale oni nie wrócili. Przedwcześnie uznał więc, że został odcięty od swojej armii przez niemieckie zagony pancerne. Był wyraźnie zagubiony i postanowił udać się ze sztabem aż do Kołbieli, czyli na południowy wschód od Warszawy, gdzie zapewne według planu miały koncentrować się jego wojska.

W Warszawie gen. Wacław Stachiewicz wziął za dobrą monetę jego tłumaczenia o odcięciu od własnych wojsk przez zagon pancerny wroga, a że potrzebował kogoś do koordynacji bitwy w łuku Wisły, wyznaczył Rómmla na dowódcę Armii „Warszawa”. (Po latach Rómmel konfabuluje, pisząc, że został ściągnięty do Warszawy rozkazem marszałka Śmigłego-Rydza. Stachiewicz twierdzi natomiast, że gdyby znał prawdziwe okoliczności przybycia Rómmla do stolicy, nigdy by go nie rekomendował na dowódcę nowej armii.) W tym czasie gen. Wiktor Thommée, dowódca Grupy Operacyjnej „Piotrków”, przejął dowództwo nad „osieroconymi” jednostkami Armii „Łódź” i skierował je ku Modlinowi.

Wacław Stachiewicz (1894–1973) – generał brygady Wojska Polskiego, szef Sztabu Głównego (1935–1939),

Wacław Stachiewicz (1894–1973) – generał brygady Wojska Polskiego, szef Sztabu Głównego (1935–1939), pisarz wojskowy

nac

Dowodzenie przez Rómmla obroną Warszawy wywołuje ogromne kontrowersje. Mitem są twierdzenia o jego „bezczynności”, ale faktem jest, że storpedował plany wielkiego uderzenia na zachód mającego otworzyć drogę do Warszawy armiom „Poznań” i „Pomorze”. Z planów proponowanego m.in. przez płk. Leopolda Okulickiego natarcia 18 batalionów ostatecznie ostało się uderzenie ledwie 3 batalionami. Rómmel pogrzebał tę koncepcję, gdyż chciał rozegrać bitwę na wschód od Warszawy, w okolicach Mińska Mazowieckiego. Prawdziwe kontrowersje związane z jego dowodzeniem i planami miały jednak dopiero nadejść 17 września 1939 r.

Skandaliczna depesza do ambasady polskiej w Moskwie

Około godz. 5 rano, 17 września 1939 r., w sztabie Rómmla odebrano depeszę wysłaną przez ppłk. Koryckiego, dowódcę garnizonu w Baranowiczach. Jej treść była jednoznaczna: „Nasze placówki graniczne zostały zaatakowane przez wojska sowieckie”.

Czytaj więcej

Ostatnia misja marszałka Śmigłego

„Wiadomość ta poruszyła mnie do głębi. W naszym tragicznym położeniu, kiedy wszystko runęło i zdawało się być bezpowrotnie stracone, jedynym wyjściem było prowadzić walkę z Niemcami na terytorium obcym. Dla nas, Polaków, naturalnym przedłużeniem naszego terytorium była ziemia rosyjska, na której mogliśmy dalej stawiać opór Niemcom. Przypomniałem sobie też, że jeszcze podczas mojej współpracy z marszałkiem Piłsudskim, w latach 1930–1934, wysuwałem konkretny projekt unormowania stosunków ze Związkiem Radzieckim, opartych na podstawie właściwego zrozumienia wspólnych interesów i wspólnego bezpieczeństwa. (…) Jeśli depesza z Baranowicz znalazłaby potwierdzenie, oznaczałoby to zawalenie się wszystkich mych planów na przyszłość” – wspominał Rómmel. Nie wyjaśnił, jakie „plany na przyszłość” miał na myśli.

Rómmel wysłał swoich ludzi – płk. Piaseckiego, mjra Wernica i mjra Młoszewskiego – do ambasady sowieckiej. Ambasadora już nie było w Warszawie, a obecny tam sowiecki dyplomata powtórzył propagandowe kłamstwa

W kolejnych godzinach doszło do szokującej wymiany depesz. O 15.35 Rómmel wysłał wiadomość do Naczelnego Dowództwa: „Zapytany przez korpus Brześć kazałem traktować wojsko sowieckie jako sprzymierzone”. O 18.20 polecił natomiast depeszować do ambasady polskiej w Moskwie: „Nakazałem wojska sowieckie wkraczające w granice Polski traktować jako wojska sprzymierzone”. Ta ostatnia depesza wpadła w ręce ppłk. Wacława Lipińskiego, szefa propagandy Dowództwa Obrony Warszawy. „Ogarnęła mnie zgroza. Depeszę wstrzymałem i połączyłem się natychmiast ze Starzyńskim, nie ma go na razie, dzwonię przeto do dtwa Armii, do płk. Arciszewskiego i Pragłowskiego z zapytaniem, co to ma znaczyć, od kiedy to dowódca armii decyduje o sprawach wojny i pokoju państwa polskiego. Dostaję na to odpowiedź, że ponieważ nie ma rządu, bo uciekł z kraju, a Moskale zajmują Wschód, trzeba stworzyć rząd, który by Polskę reprezentował i prowadził wojnę z jednym tylko przeciwnikiem. Właśnie rząd taki w Warszawie się tworzy, że wchodzi do niego między innymi Zdzisław Lubomirski. Depeszę generał Rómmel kazał wysłać w porozumieniu z Lubomirskim. Przez chwilę myślałem, że zwariuję” – pisał Lipiński w swoim dzienniku. Warto dodać, że dopiero około godziny 23.00 dotarła do Warszawy osławiona dyrektywa ogólna naczelnego wodza o unikaniu walki z Sowietami.

Wacław Lipiński (1896–1949) – podpułkownik Wojska Polskiego, szef propagandy Dowództwa Obrony Warsza

Wacław Lipiński (1896–1949) – podpułkownik Wojska Polskiego, szef propagandy Dowództwa Obrony Warszawy

nac

W tym czasie Rómmel wysłał swoich ludzi – płk. Piaseckiego, mjra Wernica i mjra Młoszewskiego – do ambasady sowieckiej. Ambasadora już nie było w Warszawie, a obecny tam sowiecki dyplomata powtórzył propagandowe kłamstwa o tym, że Armia Czerwona „chroni przed niemieckimi bombardowaniami bratnie narody białoruskie i ukraińskie” i że sowiecka inwazja ma zablokować Niemcom dalszą drogę na wschód. „W końcu zapytał, czy wiadomy jest nam fakt, że marszałek Śmigły-Rydz nie jest już Wodzem Naczelnym, a jest nim gen. Sikorski, i że cały nasz rząd przeszedł granicę rumuńską, a z nim razem też marszałek Śmigły. Na pytanie moich oficerów o źródło tych wiadomości pracownik ambasady dał odpowiedź wymijającą” – wspominał Rómmel. Oczywiście sowiecki dyplomata kłamał. Polski rząd przekroczył granicę z Rumunią dopiero w nocy z 17 na 18 września, a marszałek Śmigły-Rydz kilka godzin później. Rząd Sikorskiego powstał dopiero 30 września. Skąd więc ów Sowiet wiedział już wówczas, kto stanie na czele nowego polskiego rządu?

Nie można walczyć jednocześnie z dwoma wrogami

Podpułkownik Lipiński zrelacjonował działania Rómmla komisarycznemu prezydentowi Warszawy Stefanowi Starzyńskiemu, który „strasznie klął”, gdy o nich usłyszał. Po godz. 19.00 obaj dotarli do sztabu Rómmla na Rakowiecką. Starzyński twardo oświadczył, że dowódca Armii „Warszawa” nie ma żadnych uprawnień do prowadzenia polityki zagranicznej. Lipiński argumentował, że opuszczenie terytorium Polski przez rząd nie przerywa ciągłości władzy. Wszak w czasie I wojny światowej podobną decyzję podjęły również rządy Belgii, Serbii oraz Rumunii, dzięki temu ocalając państwowość swoich krajów. Wskazywał, że obowiązkiem żołnierzy jest bić się ze wszystkimi wrogami, a nie podejmować decyzje w kwestii wyboru sojuszów.

Czytaj więcej

Niezłomny na emigracji

Przerwał mu płk Stanisław Rola-Arciszewski, zastępca szefa sztabu Armii „Warszawa”. Stwierdził, że honor nakazuje bić się z Niemcami, ale ponieważ nie można walczyć jednocześnie z dwoma wrogami, to należy jednego z nich uznać za sprzymierzeńca. – Panie pułkowniku, honor to nie kiełbasa, nie jest podzielny, honor jest tylko jeden – protestował Lipiński. Ich kłótnię przerwał Rómmel, który zaprosił wszystkich obecnych na „posiedzenie”. Lipiński zauważył na stole listę ze składem planowanego rządu Rómmla. Dowódca Armii „Warszawa” miał w nim pełnić funkcję premiera i zarazem ministra spraw wojskowych.

„Obecni byli: gen. Rómmel, Stefan Starzyński, Zdzisław Lubomirski, ks. Kaczyński, Niedziałkowski, Zaremba, sen. Evert i Krahelski. Z oficerów: szef sztabu płk Pragłowski, Arciszewski, szef oddziału II armii płk Piasecki, jego zastępca mjr Wernic, poza tym były wojewoda mjr Różniecki i mjr Kniaziołucki (…). Dyskusja rozwinęła się dosyć chaotycznie, ale ześrodkowała się ostatecznie na tym, aby generał zażądał od rządu całkowitych pełnomocnictw na obszar zajęty przez wojsko polskie. Lubomirski wprost nawet żądał, aby generał ogłosił się dyktatorem, względnie, by zażądał dyktatorskich pełnomocnictw. Wniosek księcia poparli Niedziałkowski i Zaremba” – relacjonował Lipiński.

Inspektor armii generał Juliusz Rómmel odbiera raport, 29 maja 1938 r.

Inspektor armii generał Juliusz Rómmel odbiera raport, 29 maja 1938 r.

nac

Rómmlowi udało się więc zbudować zadziwiającą koalicję opowiadającą się za jego prosowiecką dyktaturą. Wspomniany książę Zdzisław Lubomirski to znany działacz konserwatywny, członek Komitetu Narodowego Polskiego i Rady Regencyjnej, były prezydent Warszawy i były sanacyjny senator. Mieczysław Niedziałkowski i Zygmunt Zaremba to natomiast czołowi działacze PPS. Lipińskiemu i Starzyńskiemu udało się jednak stawić skuteczny opór tej koalicji i storpedować plany powołania rządu Rómmla. Ustalono wówczas, że powołany zostanie Komitet Obywatelski mający dzielić z prezydentem Starzyńskim ciężar decyzji politycznych. Ciało to powstało 20 września i zdołało się zebrać jedynie trzy lub cztery razy.

Ściśle tajny rozkaz od gen. Wiktora Thommée

26 września dowódcy oddziałów broniących się w Modlinie i okolicach otrzymali ściśle tajny rozkaz od gen. Wiktora Thommée, mówiący, że: „Wojska sowieckie zbliżają się do Wisły. Nie strzelać do bolszewików w razie ich pojawienia się. Po osiągnięciu przez nich łuku Narew–Wisła nasze oddziały mają zapewnione swobodne odejście z bronią do Rumunii. Wytrwać do d. 28 bm.”. Na jakiej podstawie ten zasłużony dowódca wydał tak kuriozalny rozkaz? Nie wiadomo. W oblężonej Warszawie pojawiały się jednak plotki o „Śmigłym-Rydzu idącym z bolszewikami na odsiecz stolicy” (pokazane to zostało choćby w filmie „Urodziny młodego warszawiaka”, będącym ekranizacją częściowo autobiograficznej książki Jerzego Stefana Stawińskiego). Wybitny pisarz Antoni Ferdynand Ossendowski palił swoje notatki w oczekiwaniu na wejście Sowietów…

Pierwsza wersja paktu niemiecko-sowieckiego, podpisana 23 sierpnia 1939 r. w Moskwie, zakładała, że linia demarkacyjna między III Rzeszą a ZSRR będzie przebiegała wzdłuż Narwi, Wisły i Sanu. Warszawska Praga miała więc zostać zajęta przez Sowietów. Co by było, gdyby postanowienia tego paktu wypełniono dosłownie, a w chwili wkraczania Armii Czerwonej do wschodniej części Warszawy po drugiej stronie Wisły w oblężonym mieście funkcjonowałby prosowiecki rząd gen. Rómmla? Historia na pewno potoczyłaby się w dziwaczny sposób…

W lipcu 1939 r. gen. Juliusza Rómmla odwiedził marszałek Edward Śmigły-Rydz dokonujący inspekcji głównej pozycji obronnej na linii Warty i Widawki. W lasach pod Wieluniem rozmawiali oni o ryzyku zbliżającej się wojny i ogólnie o sytuacji międzynarodowej. Rómmel dopytywał się o relacje Polski ze Związkiem Sowieckim. „Interesowała mnie też kwestia naszych stosunków z ZSRR, bo uważałem, że współpraca z tym państwem to jedyna realna gwarancja naszego bezpieczeństwa. Marszałek Śmigły powiedział, że owszem, były propozycje pomocy w tej sprawie, lecz ZSRR żądał oddania mu dwóch województw pod pretekstem urządzenia tam swoich baz wojskowych oraz tranzytowych i że – jego zdaniem – był to tylko manewr mający na celu odzyskanie tzw. ziem białoruskich.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia świata
Otto Skorzeny – wielki oszust, który zmyślił większość swoich wyczynów wojennych
Historia świata
Polacy i Turcy: przeciwnicy, ale nie wrogowie
Historia świata
Krystyna Skarbek - szpieg wszech czasów, polski skarb w Londynie
Historia świata
Überkuh, czyli nadkrowa Hitlera. Pradawne zwierzęta miały pokazać potęgę Niemiec
Historia świata
Wstrząs pod wyspą Honsiu. Czego uczy nas sejsmologia?
Materiał Promocyjny
Jak wygląda auto elektryczne