Ostatnia misja marszałka Śmigłego

Marszałek Edward Śmigły-Rydz był wodzem ubóstwianym przez naród. Potem obwiniono go o klęskę w kampanii, która nie mogła być przez nas wygrana własnymi siłami. Nie załamał się jednak i ryzykując wszystko, rozpoczął grę mającą uchronić naród przed ludobójstwem.

Publikacja: 16.02.2023 21:00

Naród wspiera polską armię: przekazanie na ręce naczelnego wodza, marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza,

Naród wspiera polską armię: przekazanie na ręce naczelnego wodza, marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza, cekaemów Browning wz. 30. Lublin, czerwiec 1939 r.

Foto: NAC

Relacje świadków, obecnych w Kwaterze Naczelnego Wodza 17 września 1939 r., są zgodne – marszałek Śmigły-Rydz nie planował opuszczenia kraju. Chciał dołączyć do walczących wojsk i zginąć na polu bitwy. Przed naradą z prezydentem i rządem Śmigły zwrócił się do swojego przyjaciela Karola Wędziagolskiego i powiedział mu, że „po zmroku wsiąkniemy w teren w przebraniu. Kierunek – na grupę wojsk Sosnkowskiego pod Lwowem”. Przedrzeć miała się czteroosobowa grupa. Wędziagolski stwierdził wówczas, że cztery osoby to za mało do obrony, a za dużo na konspirację. „Marszałek bez wahania przyznał mi rację, że najrozsądniej będzie przebijać się we dwójkę” – wspominał. Wieść o decyzji marszałka o pozostaniu w kraju szybko doszła do uszu premiera Sławoja-Składkowskiego. Płk Józef Jaklicz, zastępca szefa sztabu naczelnego wodza, zapamiętał, że Sławoj był bardzo tym wzburzony i błagał go, by wyperswadował marszałkowi ten pomysł. „Jako premier i minister spraw wewnętrznych nie mogę pozwolić, by naczelny wódz został zabity przez Ukraińców!” – mówił Sławoj-Składkowski. Na naradzie ze swoim sztabem Śmigły ogłosił, że zostaje w kraju i wydał rozkaz wyboru sześciu oficerów, którzy będą mu towarzyszyć w próbie przebicia się do Stryja. Jaklicz wówczas rzeczowo przedstawił argumenty przeciwko takiej decyzji. Powołał się m.in. na bezcenną wiedzę o umowach zawartych z sojusznikami, którą posiadał marszałek. Odtwarzać wojsko na obczyźnie powinien ten, kto będzie potrafił się upomnieć u aliantów o złamane przez nich obietnice. W trakcie narady dotarła do sztabu informacja, że wojska sowieckie są już w Śniatyniu. Marszałek do końca bił się z myślami. W końcu oznajmił Jakliczowi, że po północy przekracza granicę rumuńską wraz z Oddziałem III Sztabu Naczelnego Wodza.

Ambasador Rumunii zapewniał ministra Becka, że choć z tranzytem naczelnego wodza i sztabu będą problemy natury formalnej, to ostatecznie wszyscy znajdą się we Francji. Problem był jednak w tym, że Francja postanowiła zadać kolejny cios w plecy polskim władzom. Posłużyła się w tym celu gen. Sikorskim i jego puczystami, którzy obsiedli ambasadę polską w Bukareszcie. Władze II RP znalazły się więc w rumuńskiej pułapce. Być może premier Rumunii Armand Calinescu przymknąłby oko na ucieczkę Śmigłego-Rydza i Becka z miejsca internowania (tak jak pozwolił na ewakuację polskich rezerw złota), ale 21 września 1939 r. zginął w zamachu zorganizowanym przez niemiecką agenturę z faszystowskiej Żelaznej Gwardii. Internowany marszałek 27 października złożył dymisję ze stanowiska naczelnego wodza, które po nim przyjął napawający się świeżo zdobytą władzą gen. Sikorski. Gdy do Paryża przybył płk Jaklicz i przedstawił mu szczegóły układów z Francją, Sikorski zrobił wielkie oczy, bo wcześniej nie słyszał o żadnych układach. Nowy naczelny wódz nie zrobił później nic, by wydobyć z rumuńskiej pułapki swojego poprzednika, choć przecież Śmigły-Rydz wiedział o złamaniu Enigmy oraz o innych sekretach, które nie miały prawa wpaść w ręce sprzymierzonych z Rumunami Niemców. Gdy na jesieni 1941 r. marszałek wrócił do kraju, Sikorski zareagował w sposób paniczny. Wydał na Śmigłego bezprawny wyrok śmierci. Coś sprawiło, że poważnie wystraszył się „zbankrutowanego polityka”. Coś sprawiło też, że Śmigły zdecydował się na szaleńczo odważną misję powrotu do kraju. Przedarł się przez trzy granice, by dostać się do okupowanej Warszawy. I znaleźć tam śmierć.

Szczęśliwy wódz

„Nie zawiódł mnie ani w jednym wypadku. Wszystkie zadania, jakie mu stawiałem (…) wypełniał zawsze energicznie, śmiało, zyskując w pracy zaufanie swoich podwładnych, a rzucałem go zawsze podczas wojny na najtrudniejsze zadania. Pod względem mocy charakteru i woli stoi najwyżej pośród generałów polskich” – taką poufną opinię o Śmigłym-Rydzu postawił marszałek Józef Piłsudski w 1922 r. Na korzyść Śmigłego przemawiała jednak nie tyle wystawiona mu opinia, ile jego dokonania na frontach jawnej i tajnej wojny.

Czytaj więcej

Wrzesień 1939 r.: Polscy generałowie przyczynili się do klęski

Śmigły-Rydz przebył w latach 1914–1920 drogę od dowódcy batalionu do dowódcy armii i na każdym szczeblu wykazywał się wielkimi zdolnościami. Miał przygotowanie wojskowe z wcześniejszej służby zasadniczej w armii austriackiej. Sprawdzał się, zarówno prowadząc batalion do ataku na bagnety podczas bitwy pod Laskami, jak i tworząc struktury wywiadu Legionów. Po kryzysie przysięgowym płk Rydz nie dał się internować i stanął na czele tajnej Polskiej Organizacji Wojskowej. Stał się dowódcą polskiej tajnej wojny. To on zamienił POW w potężną konspirację sięgającą do wszystkich trzech zaborów. Szybkie i sprawne rozbrojenie Austriaków w Galicji, a później Niemców w Kongresówce nie byłoby możliwe bez struktur i planów stworzonych przez Śmigłego. Już samo to czyni z niego jednego z „zapomnianych” ojców naszej niepodległości.

Podczas wojen o przetrwanie i granice odrodzonej Polski Śmigły-Rydz wsławił się jako zdobywca Wilna, Dyneburga i Kijowa. Jego najważniejszym osiągnięciem był jednak sprawnie przeprowadzony odwrót z Ukrainy. Udało mu się wymknąć Armii Konnej Budionnego i doprowadzić w dobrym stanie swoją armię – i towarzyszących jej polskich uchodźców – z Kijowa aż na Lubelszczyznę. Jak zauważył Tymoteusz Pawłowski, bez wojsk przyprowadzonych przez Śmigłego nie byłoby zwycięskiej kontrofensywy znad Wieprza. Śmigły bierze udział w tej kontrofensywie jako dowódca Frontu Środkowego. Faktycznie dowodzi kluczową dwudywizyjną grupą idącą na skrzydle ataku. „Gdy po dowództwie całego frontu południowego postawiłem go w drażliwe położenie objęcia dowództwa nad 2-ma tylko dywizjami piechoty, nie słyszałem od niego ani w stosunku do siebie, ani w stosunku do otoczenia żadnej skargi, ani żadnego wyrażonego niezadowolenia i jak na nasze stosunki był to rzadki okaz” – pisał marszałek Piłsudski we wniosku o odznaczenie Śmigłego orderem Virtuti Militari II klasy. Już 18 sierpnia 1920 r. Śmigły staje na czele 2. Armii, która we wrześniu odegra decydującą rolę w błyskotliwym zwycięstwie nad Niemnem. „Z innej strony znów Rydz Śmigły/ jak ten piorun wali/ Ledwo dopadł i już siedzi/ na karkach Moskali” – pisał Benedykt Hertz w wierszu „Cud nad Wisłą, czyli polska młócka”.

Józef Piłsudski wraz z Edwardem Śmigłym-Rydzem, zdjęcie z roku 1917

Józef Piłsudski wraz z Edwardem Śmigłym-Rydzem, zdjęcie z roku 1917

NAC

Nie było więc wielką tajemnicą, że marszałek Piłsudski rozważał Śmigłego na swojego następcę. Marszałek bardzo go cenił, ale w opinii z 1922 r. zastrzegał, że ma wątpliwości co do jego zdolności operacyjnych jako Naczelnego Wodza, do właściwej oceny sił państwa i widzi jego słabość w konfrontacji z „rozkapryszonymi i przerośniętymi ambicją generałami”. Widział też jednak zapewne, że w kolejnych latach Śmigły szlifował swoje zdolności dowódcze i był bardzo aktywnym inspektorem armii. Sowieccy i niemieccy dyplomaci widzieli więc w nim pewniaka na stanowisku wojskowego następcy Piłsudskiego. Gen. Kazimierz Sosnkowski – jego konkurent – choć ceniony jako świetny organizator, to jednak był uznawany za człowieka, któremu brakuje zdolności do podejmowania szybkich decyzji. Nikogo więc nie zaskoczyło, że Piłsudski w swoim ustnym testamencie wyznaczył Śmigłego-Rydza na generalnego inspektora Sił Zbrojnych. Prezydent Mościcki w lipcu 1936 r. nakazał traktować go protokolarnie jako drugą osobę w państwie, a 10 listopada 1936 r. wręczył mu buławę marszałkowską.

„Gdy patrzę w tej chwili na księgę rozrachunku mego życia, to dzień dzisiejszy nie jest zapisany po tej stronie, która zawiera dorobek mego życia, ale widzę go po stronie, która zawiera dług mego życia. Dług, który mam dopiero do spłacenia. Spada na mnie trudne zadanie: przekazania niepomniejszonej tej buławy i tej godności, która została otoczona najwyższym blaskiem chwały” – mówił Śmigły-Rydz podczas ceremonii wręczenia mu buławy marszałkowskiej.

Jako marszałek mocno przyspieszył proces modernizacji polskiego wojska. Na ten cel załatwił we Francji dużą pożyczkę, ale i tak musiał zadowolić się środkami niewspółmiernie małymi do potrzeb. Był świadomy tego, że Polska ma coraz mniej czasu, by się przygotować na kolejną wojnę światową. Dążył więc też do zjednoczenia narodu wokół wojska. Stąd też gesty polityczne wykonywane wobec ludowców i oenerowców, a także pomysł powołania Obozu Zjednoczenia Narodowego. Marszałek Śmigły był obdarzany w tym czasie autentyczną miłością przez naród, który niejako kompensował w ten sposób swoje wcześniejsze trudne relacje z Piłsudskim. Choć śpiewano wówczas piosenki o tym, że „nikt nam nie zrobi nic, bo z nami Śmigły-Rydz”, to marszałek był świadomy tego, że przyszła wojna będzie dla kraju śmiertelnym bojem. Spytany na jesieni 1938 r. przez prymasa Hlonda o zagrożenie wojenne, odparł, że Polska wyjdzie z przyszłego konfliktu „bardzo skrwawiona”, ale pewnie „powiększona”.

Najtrudniejsza decyzja

Gdy w końcówce września 1939 r. dostał się do niewoli płk Wincenty Kowalski, dowódca wsławionej pod Kałuszynem 1. Dywizji Piechoty Legionów, niemieccy oficerowie mówili mu, że „wielki marszałek Piłsudski chciał sojuszu z Rzeszą”. „A skąd to wiecie?! Mówił to wam?! Bo mnie mówił zupełnie co innego” – odparł płk Kowalski. Ten cytat powinien przeciąć wszelkie dywagacje współczesnych publicystów na temat „zbawczego” sojuszu Polski z III Rzeszą. Ówcześni polscy decydenci zdawali sobie bowiem sprawę, że Niemcy nie są w stanie wygrać kolejnej wojny światowej, a postawienie w tej wojnie na przegranego skończyłoby się dla Polski drastycznym okrojeniem terytorium lub włączeniem w skład Związku Sowieckiego. Wątpliwości w tej kwestii nie powinny pozostawiać polskie dokumenty dyplomatyczne zdobyte i opublikowane w 1940 r. przez Niemców, a szczególnie notatka z rozmowy Jerzego Potockiego, ambasadora RP w Waszyngtonie, z amerykańską „szarą eminencją” Williamem Bullittem, ambasadorem w Paryżu, przeprowadzona w grudniu 1938 r. Bullitt mówi w niej, że w 1939 r. wybuchnie sześcioletnia wojna w Europie, do której w pewnym momencie przyłączą się USA. Same dysproporcje gospodarcze sprawiały, że Niemcy takiej wojny nie miały prawa wygrać.

Sanacyjne władze bynajmniej nie lekceważyły niemieckiego zagrożenia. Już w 1929 r. gen. Juliusz Rómmel podczas misji wywiadowczej w Niemczech, przewidywał atak Niemiec na Polskę na 1940 r. Marszałkowie Piłsudski i Śmigły-Rydz oraz minister Beck próbowali zgnieść to zagrożenie w zarodku, składając Francji kolejne propozycje wojny prewencyjnej. Na jesieni 1938 r. Polska szykowała się zaś do udzielenie pomocy Czechosłowacji – ale niestety naszym południowym sąsiadom zabrakło wówczas woli walki. Decyzja o stawieniu oporu niemieckim żądaniom została postanowiona przez Śmigłego-Rydza, prezydenta i rząd w styczniu 1939 r. podczas narady na Zamku Królewskim, czyli o wiele wcześniej niż zostały wydane brytyjskie gwarancje.

W marcu 1939 r., dzień po zajęciu Kłajpedy przez Niemców, płk Jaklicz rozmawiał z płk. Józefem Szostakiem, kierownikiem referatu „Wschód” w Oddziale III Sztabu Głównego. Gdy Szostak stwierdził, że „będziemy się bić” przeciwko Niemcom, Jaklicz odpowiedział mu: „Ale zdaje pan sobie sprawę, że dostaniemy w dupę?”. Szostak odparł, że tak, ale Niemcy zostaną pokonane przez naszych sojuszników. Jaklicz stwierdził wówczas, że skutkiem tego będzie wejście do Polski Sowietów i że minie kilka dekad, zanim się ich pozbędziemy... Mimo to obaj wiedzieli, że wejście Polski w sojusz z Niemcami przyniosłoby już zupełny koniec polskiej państwowości. „Nie mamy sił do pokonania Niemców. Może ich pokonać tylko ktoś inny. Trzeba, aby w wypadku napadu na Polskę, wynikł konflikt ogólnoświatowy, to może po klęsce Niemców odzyskamy niepodległość. Jeżeli słusznie oceniam położenie, to jedynym celem Polski, w wypadku napaści Niemców, będzie doprowadzenie do wojny światowej. Jeżeli istotnie taki był cel, to nie można powiedzieć, że nie został on osiągnięty” – wspominał Szostak.

Od lewej: generał Władysław Sikorski, naczelny wódz, i premier Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźst

Od lewej: generał Władysław Sikorski, naczelny wódz, i premier Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie od 30 września 1939 do 4 lipca 1943 r., jego adiutant mjr Michał Miszke oraz jego sekretarz Adam Kułakowski

NAC

Kampania polska była zresztą możliwa do wygrania. Ale nie w Polsce, tylko na Zachodzie. Gdyby nasi sojusznicy wypełnili wówczas swoje zobowiązania, to nie musieliby przez kolejnych pięć lat tracić ludzi i środków na walkę z Niemcami, zaprzepaszczając swoją pozycję mocarstwową. Owszem marszałek Śmigły-Rydz popełnił dwa kluczowe błędy – nie odciążył systemu dowodzenia, tworząc dowództwa frontów, i obsadził część armii niewłaściwymi ludźmi – ale aż do 17 września nie dał Niemcom zniszczyć głównych sił polskiej armii ani zdobyć stolicy. Dał sojusznikom czas na ofensywę, którego oni nie wykorzystali. „A co by było, gdyby było? Co by było, gdyby gen. Kutrzeba to zrobił, a gen. Rómmel tamto lub gen. Bortnowski owo? Czy wojnę wygralibyśmy? Czy to ułatwiłoby sprzymierzeńcom zwycięstwo? Nie! Gdyby Francja rozpoczęła działania zaczepne przeciw Niemcom z chwilą napadu na Polskę, wtedy zupełnie byłaby inna sprawa” – pisał płk Szostak.

Kwatera 139

Internowany marszałek nie chciał spędzić reszty wojny bezczynnie. W grudniu 1940 r., dzięki pomocy przyjaciół, udało mu się w brawurowy sposób uciec z internowania w rumuńskim Dragoslavele i przedostać się na Węgry. W nocy z 26 na 27 października 1941 r. staje na ojczystej ziemi, w okolicach podhalańskiej wsi Głodówka, prowadzony przez kuriera Józefa Frączystego. Udaje się do Warszawy, gdzie 29 października wita go inżynier Stefan Witkowski, dowódca konspiracyjnej organizacji „Muszkieterowie”, dysponującej siatkami wywiadowczymi od Gibraltaru po Ural.

Tyle – w dużym skrócie – mówi oficjalna wersja. Pisząc to, bardzo żałuję, że nie ma już z nami już śp. Dariusza Baliszewskiego. Badał on bowiem tę historię przez wiele lat i napisałby ten artykuł znacznie lepiej ode mnie. Wcześniej wskazywał on, że ostatnia misja marszałka Śmigłego miała drugie dno. W maju 1941 r., gdy Śmigły przebywał na Węgrzech, płk Marian Steifer, weteran polskiego wywiadu, prowadził jakieś tajemnicze rozmowy z Niemcami za pośrednictwem Węgrów. Śmigły miał się natomiast spotykać z węgierskim regentem, admirałem Miklósem Horthym. To był okres, w którym Niemcy przygotowywali się na wojnę przeciwko ZSRR, a Rudolf Hess leciał z misją pokojową do Szkocji. Hess po latach, siedząc w więzieniu, opowiadał swojemu synowi, że jego propozycja dla Brytyjczyków obejmowała wycofanie się Niemiec z okupowanych ziem polskich, w tym nawet z Pomorza.

Tablica nagrobna Edwarda Śmigłego -Rydza na warszawskich Powązkach

Tablica nagrobna Edwarda Śmigłego -Rydza na warszawskich Powązkach

Krzysztof Chojnacki/East News

Gdy w październiku 1941 r. Śmigły wracał do Polski, wojska niemieckie zbliżały się do Moskwy. W tym samym miesiącu były premier Leon Kozłowski, były więzień Łubianki, przekroczył front sowiecko-niemiecki i udał się do Berlina. Po drodze, w listopadzie, miał się spotkać w Warszawie ze Śmigłym. Tak przynajmniej twierdził m.in. Czesław Szadkowski, szef ochrony Śmigłego. „Choć do powstania proniemieckiego rządu kolaboracyjnego nie doszło, to jednak w Warszawie w listopadzie 1941 r. formowany był gabinet. Ktoś, jak wynika z relacji pani Władysławy Namysłowskiej, rozdzielał nominacje rządowe, skoro jej mąż, prokurator Józef Namysłowski, blisko związany wówczas z Śmigłym-Rydzem, otrzymał nominację na wojewodę pomorskiego” – pisał Baliszewski. W marcu 1942 r. premier Sikorski mówił zaś prezydentowi USA Rooseveltowi, że polskie stronnictwa nie uległy sugestiom niemieckim dotyczącym udziału w wojnie przeciwko ZSRR w zamian za „poważne koncesje”.

Czy była to zdrada? Czy można mówić o zdradzie, gdy intencją było zatrzymanie niemieckiego ludobójstwa na Polakach? Już przecież latem 1940 r., po klęsce Francji, grupa polskich polityków z różnych opcji podpisała się pod memoriałem proponującym stworzenie rządu kolaboracyjnego w Polsce. Byli to m.in.: płk Jan Kowalewski, Stanisław Cat-Mackiewicz i Tadeusz Bielecki. Taki rząd byłby tarczą przeciwko niemieckim represjom. Gdyby funkcjonował, nie doszłoby do pacyfikacji Zamojszczyzny, spalenia Michniowa czy masowych egzekucji na ulicach Warszawy. Polska, mając go, jednocześnie posiadałaby rząd emigracyjny i siły zbrojne na Zachodzie, a także konkurencyjny ośrodek władzy i armię w ZSRR. Tak jak w trakcie I wojny światowej obstawialibyśmy wszystkie walczące strony. W tym sensie ostatnia misja Śmigłego nie może być traktowana jako zdrada. Marszałek starał się chronić naród, biorąc na siebie niesławę i ryzykując, że po wygranej przez aliantów wojnie skończy na szubienicy.

Według oficjalnej wersji marszałek, mieszkający jako „Adam Zawisza, nauczyciel z prowincji” u generałowej Jadwigi Maxymowicz-Raczyńskiej, w lokalu w kamienicy przy ul. Sandomierskiej 18 w Warszawie, zmarł w nocy z 1 na 2 grudnia 1941 r. Przyczyną zgonu miała być choroba serca – angina pectoris, której wcześniej nigdy u niego nie wykryto. Śmigły został pochowany 6 grudnia na Starych Powązkach w kwaterze 139. Pogrzeb zorganizowali żołnierze ZWZ. Baliszewski, opierając się na relacjach wielu świadków, twierdził jednak, że pogrzeb był mistyfikacją (co ciekawe, piętro wyżej na Sandomierskiej 18 mieszkał „łudząco podobny” do Śmigłego płk Polak, przywódca Polskiej Organizacji Niepodległościowej, chorujący na angina pectoris i posługujący się konspiracyjnym nazwiskiem… Adam Zawisza. Płk Polak zmarł w 1982 r.). ZWZ z rozkazu generała Grota-Roweckiego internowała kłopotliwego politycznie marszałka. Podczas uwięzienia odnowiła się u niego gruźlica. Śmigły-Rydz miał umrzeć w sanatorium w Otwocku 3 sierpnia 1942 r. Baliszewski opowiadał mi, że tymczasowo pochowano Śmigłego w tej miejscowości. Niemcy wówczas likwidowali miejscowe getto i sprawdzali dokładnie trumny wywożone z miasta. Później trumna z marszałkiem miała zostać przeniesiona do kwatery 139 na Powązkach. Ponieważ ktoś węszył wokół grobu, przeniesiono ją kilka miejsc dalej. A ostatecznie miała zostać pochowana na Powązkach Wojskowych – wśród żołnierzy Września ’39.

Instytut Pamięci Narodowej przeprowadził w listopadzie 2021 r. ekshumację w kwaterze 139, w oficjalnym grobie marszałka Śmigłego-Rydza. Miejmy nadzieję, że pomoże ona w ustaleniu jego losów.

Relacje świadków, obecnych w Kwaterze Naczelnego Wodza 17 września 1939 r., są zgodne – marszałek Śmigły-Rydz nie planował opuszczenia kraju. Chciał dołączyć do walczących wojsk i zginąć na polu bitwy. Przed naradą z prezydentem i rządem Śmigły zwrócił się do swojego przyjaciela Karola Wędziagolskiego i powiedział mu, że „po zmroku wsiąkniemy w teren w przebraniu. Kierunek – na grupę wojsk Sosnkowskiego pod Lwowem”. Przedrzeć miała się czteroosobowa grupa. Wędziagolski stwierdził wówczas, że cztery osoby to za mało do obrony, a za dużo na konspirację. „Marszałek bez wahania przyznał mi rację, że najrozsądniej będzie przebijać się we dwójkę” – wspominał. Wieść o decyzji marszałka o pozostaniu w kraju szybko doszła do uszu premiera Sławoja-Składkowskiego. Płk Józef Jaklicz, zastępca szefa sztabu naczelnego wodza, zapamiętał, że Sławoj był bardzo tym wzburzony i błagał go, by wyperswadował marszałkowi ten pomysł. „Jako premier i minister spraw wewnętrznych nie mogę pozwolić, by naczelny wódz został zabity przez Ukraińców!” – mówił Sławoj-Składkowski. Na naradzie ze swoim sztabem Śmigły ogłosił, że zostaje w kraju i wydał rozkaz wyboru sześciu oficerów, którzy będą mu towarzyszyć w próbie przebicia się do Stryja. Jaklicz wówczas rzeczowo przedstawił argumenty przeciwko takiej decyzji. Powołał się m.in. na bezcenną wiedzę o umowach zawartych z sojusznikami, którą posiadał marszałek. Odtwarzać wojsko na obczyźnie powinien ten, kto będzie potrafił się upomnieć u aliantów o złamane przez nich obietnice. W trakcie narady dotarła do sztabu informacja, że wojska sowieckie są już w Śniatyniu. Marszałek do końca bił się z myślami. W końcu oznajmił Jakliczowi, że po północy przekracza granicę rumuńską wraz z Oddziałem III Sztabu Naczelnego Wodza.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia Polski
Spieszmy się czcić bohaterów, tak szybko odchodzą
Historia Polski
Dziś, Jutro, Pojutrze – historia Szarych Szeregów
Historia Polski
Paweł Łepkowski: Kłamstwo w sprawie losu Warszawy
Historia Polski
Paweł Łepkowski: Narodziny Polskiego Państwa Podziemnego
Historia Polski
Początki chrystianizacji: każdy krzyż wykonano z drewna