Zarówno bitwa pod Kannami, jak i cała II wojna punicka są nieustanie obiektem zainteresowania wojskowych. Brytyjska historyk Mary Beard napisała w swoim monumentalnym dziele „S.P.Q.R.”: „Prawdopodobnie żadna wojna nie była odtwarzana tak często w tak wielu gabinetach i salach wykładowych, ani analizowana tak drobiazgowo przez nowożytnych wojskowych, od Napoleona po marszałka Montgomery’ego i Normana Schwarzkopfa. Jej perspektywy nadal tkwią w sferze domysłów”.
Bitwę pod Kannami możemy dzisiaj nazwać pierwszym historycznym starciem supermocarstw. Zastosowana przez Hannibala taktyka oskrzydlenia rzymskich wojsk – ośmiu legionów, liczących łącznie 40 tys. piechurów, tyle samo sprzymierzeńców z całej Italii oraz 4,7 tys. kawalerzystów – przez 32 tys. ciężkozbrojnych, 8 tys. lekkiej piechoty i ok. 10 tys. jezdnych Iberów, Celtów i Numidyjczyków w służbie kartagińskiego wodza jest do dzisiaj przedmiotem zachwytów historyków wojskowości. Ale to nie brawurowe rozgromienie centralnego uderzenia dwukrotnie liczniejszych sił rzymskich wzbudza największe zdziwienie historyków. Do dzisiaj zastanawiamy się, dlaczego po tak druzgoczącym zwycięstwie Hannibal nie ruszył na Rzym. Na polu bitwy pod Kannami pozostawił blisko 60 tys. zabitych Rzymian, w tym ich dowódcę Lucjusza Emiliusza Paulusa. Nic nie stało już na przeszkodzie, by zmienił świat, w którym żył.