4 stycznia 1933 r. koloński bankier Kurt von Schroeder odbył długą i brzemienną w tragiczne dla świata skutki rozmowę z kanclerzem Franzem von Papenem i szykującym się do przejęcia władzy Adolfem Hitlerem. Von Schroeder miał za zadanie wybadać rzeczywiste zamiary Hitlera i przekazać je zainteresowanym kręgom niemieckich przemysłowców i bankierów. Mimo że w czasie wyborów prezydenckich w 1932 r. stanęli oni murem za Hindenburgiem, teraz byli skłonni wspomóc nowego kanclerza, obiecującego oczyścić Niemcy z komunistów. W całych Niemczech za dotacje środowiska przemysłowego były rozklejane plakaty z napisem „Hitler: nasza ostatnia nadzieja” („Unsere letzte Hoffnung: Hitler”). Niektórzy historycy uważają, że propagandziści NSDAP wzorowali się na plakatach wyborczych Herberta Hoovera z 1928 r. z napisem „Kto jak nie Hoover?” („Who but Hoover?”). Podczas gdy w Ameryce sztab wyborczy Franklina D. Roosevelta posługiwał się sloganem „Niech powrócą szczęśliwe dni” („Happy Days Are Here Again”), naczelnym hasłem nazistowskiej kampanii wyborczej było: „Niemcy, obudźcie się! Dajcie władzę Hitlerowi!” („Deutschland erwache! Gebt Adolf Hitler die Macht!”).
Początkowo, przez dwa lata po przejęciu władzy, zarówno niemieccy naziści, jak i amerykańscy demokraci, obrali podobne sposoby walki z recesją. Wspólnym rozwiązaniem była koncepcja prac publicznych, które spożytkowałyby siłę setek tysięcy bezrobotnych robotników przemysłowych i rolnych. Niemcy poszły jednak w zdecydowanie bardziej c model państwa. Po czterech latach okazało się, że ten narodowo-socjalistyczny plan robót publicznych ientralistycznorozdzielczy zbrojeń niemal całkowicie wyczerpał zapasy surowcowe i żywnościowe. Wbrew często powtarzanym bredniom o „niemieckim cudzie gospodarczym Hitlera”, już w 1936 r. kraj ten był na skraju największego wyczerpania gospodarczego w swojej historii. Kiedy Ameryka powoli, ale skutecznie wyciągała się z otchłani wielkiego kryzysu, gospodarka III Rzeszy wymagała natychmiastowej reanimacji. Hitlerowi groziła wielka kompromitacja przed własnym narodem. Dlatego 18 października 1936 r. powierzył on Hermannowi Göringowi kierownictwo czteroletniego planu gospodarczego (Der Vierjahresplan) mającego zagwarantować realizację dwóch celów: osiągnięcia w ciągu czterech lat stanu gotowości bojowej i przystosowania gospodarki do warunków wojennych. Do tego potrzebne było jednak postulowane przez prezesa Banku Rzeszy Hjalmara Schachta włączenie Niemiec do systemu handlu światowego. Hitler niechętnie zgadzał się na rezygnację z koncepcji samowystarczalności gospodarczej. Żądał od właścicieli kopalni i hut nierentownego zwiększenia wydobycia rud żelaza oraz pozyskiwania surowców i materiałów zastępczych, co wymuszało i tak wyczerpanych kryzysem Niemców do coraz większych wyrzeczeń. W listopadzie 1937 r. Hjalmar Schacht uświadomił sobie, że Hitler na ślepo prowadzi swój kraj ku wojnie światowej. Za wyrażenie swoich wątpliwości został 26 listopada 1937 r. usunięty ze stanowiska. Dwa miesiące później zastąpił go Walter Funk, bardziej spolegliwy wobec wodza. Teraz Niemcy nie miały już wyjścia. Tylko i wyłącznie wojna o nieprzewidywalnych rozmiarach i skutkach mogła uratować III Rzeszę przed totalną katastrofą gospodarczą.
Bogate amerykańskie krowy
Wbrew temu, co głoszą apologeci Nowego Ładu, rooseveltowska koncepcja walki z wielkim kryzysem wcale nie okazała się bardziej skuteczna od niemieckiego sposobu „na zbrojenia”. Ogromne wydatki z budżetu wcale nie stworzyły nowych miejsc pracy. Jak słusznie zwrócił uwagę Thomas J. Woods, zastosowano prostacką redystrybucję tych samych środków poprzez zabranie podatków „produktywnym” obywatelom w celu przekazania tym, którzy niczego nie tworzą, co oznaczało, że nie było tzw. bodźca netto. Z kolei ekonomiści John J. Wallis i Daniel K. Benjamin podkreślali, że „miejsca pracy stworzone za te pieniądze w sektorze publicznym z pieniędzy budżetowych wyparły lub wręcz zniszczyły miejsca pracy w sektorze prywatnym”.
Pod tym względem Nowy Ład okazał się całkowitą porażką. Także polityka rolna stworzona przez pionierów Nowego Ładu okazała się bardziej szkodliwa niż pożyteczna. Niestety, w prawie niezmienionej formie przetrwała do naszych czasów. Nawet za prezydentury takiego zwolennika wolnego rynku, jakim był Ronald Reagan, programy rolne pochłaniały 30 miliardów dolarów rocznie. Były to pieniądze wyrzucone w błoto, ponieważ dwie trzecie pochłaniały dotacje, a pozostałe pieniądze szły na utrzymacie wyższych cen coraz tańszych produktów rolnych. Rooseveltowski Nowy Ład stworzył więc mechanizm, który irytuje każdego zwolennika wolnego rynku: rząd federalny USA płaci farmerom określoną kwotę za produkt i po tej cenie kupuje od nich każdą ilość, jaką tylko oni chcą sprzedać. Naczelnym zadaniem tego programu wcale nie jest podwyższenie krajowej konsumpcji, ale utrzymanie wyższych cen. Absurdem wydaje się fakt, że cena rynkowa jest zazwyczaj niższa od tej, którą proponuje rząd.
Oczywiście to rodzi kolejny problem, z którym od początku nie umiała sobie poradzić administracja Roosevelta: jak pozbyć się skupionych produktów, żeby nie obniżyć cen? Od czasów Roosevelta w Waszyngtonie podejmuje się tę samą najprostszą z możliwych decyzję: skupione płody rolne należy zniszczyć. Nie zmagazynować, nie oddać biedniejszym regionom świata, nie przerobić na paliwa, ale zwyczajnie zniszczyć.