Jak rosła potęga Wiecznego Miasta

„Nie od razu Rzym zbudowano”. To stare powiedzenie jest najkrótszym podsumowaniem dziejów miasta, którego mieszkańcy podbili niemal cały znany im świat.

Publikacja: 20.07.2023 21:00

„Gajusz Grakchus wezwany przez senat” – obraz Pierre-Nicolasa Brisseta z 1840 r.

„Gajusz Grakchus wezwany przez senat” – obraz Pierre-Nicolasa Brisseta z 1840 r.

Foto: VladoubidoOo/Wijipedia Commons

Dlaczego używam słowa „świat”? Przecież Imperium Rzymskie w czasie swojej największej świetności nie obejmowało nawet całej, geograficznie wyznaczonej Europy. Jest pewne, że terytorium dzisiejszej Polski, Półwysep Jutlandzki, Półwysep Skandynawski, dzisiejsze terytoria Rosji, Białorusi, państw bałtyckich, Ukrainy i Mołdawii były nietknięte przez Rzymian. A jednak uważam, że Rzym podbił świat. Militarnie i duchowo. Jesteśmy spadkobiercami i kontynuatorami jego kultury. Stosujemy się do zasad prawa rzymskiego i traktujemy je jako najwyższy przejaw praworządności. Nasze obyczaje polityczne są wzorowane na ustroju republiki rzymskiej. Nasze języki europejskie, w mniejszym lub większym stopniu, są spadkobiercami lub beneficjentami języka łacińskiego.

W ciągu tysiąca lat po upadku zachodniej, łacińskiej części Imperium Rzymskiego, bo na tym obszarze koncentruję naszą uwagę w tym artykule, narody europejskie, niegdyś wasale cesarzy rzymskich, podbiły cały świat i narzuciły swój styl życia i sposób myślenia niemal całej ludzkości. Niezależnie od tego, czy jest to Australia, Brazylia czy rosyjski Daleki Wschód, czy są to Stany Zjednoczone, a nawet Indie – wszyscy kontynuujemy jakiś fragment kultury i obyczajowości rzymskiej.

Czytaj więcej

Dzień, w którym upadła cywilizacja

Ale czym ta obyczajowość była? Gdzie się pojawiła? I dlaczego miała taką siłę, żeby w ciągu trzech tysięcy lat przemienić się z kultury niewielkiej społeczności wiejskiej w globalną „świadomość łacińską”? Zacznijmy zatem od początku, kiedy rodziło się Wieczne Miasto.

Dzieci wilczycy

Osada, która w przyszłości przyjmie nazwę łacińską Roma, powstała prawdopodobnie na wzgórzu palatyńskim – jednym z siedmiu niewielkich wzgórz otaczających dolinę pośrodku Półwyspu Apenińskiego położoną na rozciągającej się u przedgórzy Apeninu Abruzyjskiego nizinie Campania di Roma oraz niedaleko piaszczystego wybrzeża Morza Tyrreńskiego. Cóż za wspaniałe miejsce do życia! Położone wśród bujnej roślinności cieszącej się ciepłym, subtelnie wilgotnym klimatem subtropikalnym typu śródziemnomorskiego. Średnia roczna temperatura powietrza wynosi 21 stopni Celsjusza, zimy są łagodne, a lata niemal zawsze upalne. Regularne opady deszczu i obfite czyste wody Tybru spływające ze wzgórz Apeninu Etruskiego zapewniały doskonałe warunki pod uprawę rolną i hodowlę zwierząt. W dodatku 40-kilometrowy odcinek Tybru od Rzymu do ujścia tej rzeki do morza jest żeglowny. Rzym zatem miał wszelkie warunki, żeby rozwinąć się w miasto samowystarczalne i niemal portowe.

Wilczyca kapitolińska – rzeźba wilczycy będącej symbolem stolicy Imperium Romanum. Jak głosi legenda

Wilczyca kapitolińska – rzeźba wilczycy będącej symbolem stolicy Imperium Romanum. Jak głosi legenda, zwierzę miało wykarmić Romulusa i Remusa – założycieli Wiecznego Miasta

Jean-Pol GRANDMONT/Wikipedia Commons

Właśnie w tym regionie, między ujściem Tybru a grupą wygasłych wulkanów nazywanych Górami Albańskimi mieszkał lud nazywający się Latynami. Od nich pochodzi nazwa regionu Lacium. Nim część z nich założyła osadę na Palatynie, która kiedyś przeobrazi się w najsłynniejsze miasto świata, najpierw ich główną metropolią było „miasto” Alba Longa. Specjalnie słowo „miasto” zamykam w cudzysłów, albowiem trudno ten gród porównać do egipskich, sumeryjskich i fenickich metropolii czy greckich polis. To na pewno z początku nie były Babilon, Ateny czy Persepolis, tylko zwykła wiejska osada, przy której nasz Biskupin był potężną drewnianą warownią.

Położony nad Jeziorem Albańskim gród Alba Longa był miejscem zgromadzeń wodzów 30 plemion zamieszkujących Półwysep Apeniński. Tworzyły one Związek Latyński. Z nazwy wynika, że Latynowie przewodzili tej unii, ale tak było prawdopodobnie dopiero od X wieku p.n.e. Wcześniej dominującym ludem byli Etruskowie. Alba Longa była centralną siedzibą tego pasterskiego ludu. Jedną z 30 innych dużych osad. Ten gród miał wszelkie możliwości, by stać się centrum Italii. Jednak los chciał inaczej.

Stara legenda rzymska głosi, że Wieczne Miasto założyli synowie boga Marsa i westalki Rei Sylwii, córki Numitora, króla Alba Longa. Historia cudownego ocalenia bliźniaków Romulusa i Remusa przez wilczycę kapitolińską przypomina trochę biblijne losy Mojżesza. Dziadek chłopców, król Numitor, był potomkiem bohatera wojny trojańskiej Eneasza, który miał być synem samej bogini Wenus i króla Dardanos Anchizesa. Rzymianie wierzyli, że stolica ich imperium została założona przez synów boga Marsa, potomków bogini Wenus, królów z odległej Azji Mniejszej i władców latyńskich. Największa metropolia świata została zatem wybrana przez półbogów.

Czytaj więcej

Igrzyska rzymskie

Romulus i Remus, jeżeli w ogóle istnieli, mogli być co najwyżej zbuntowanymi watażkami, którzy obalili prawowitego króla Amuliusa, aby na tronie Alby Longi osadzić swego dziadka Numitora. W zamian otrzymali przywilej założenia własnej osady. Wybrali dolinę otoczoną siedmioma łagodnymi wzgórzami. Jako bliźniacy byli w tym samym wieku, mieli więc równe prawa do przywództwa. Romulus wybrał na swoją siedzibę Palatyn, a Remus – Awentyn. Wyborom tym towarzyszyły cudowne wskazówki przyrody (np. pojawiające się ptaki), które możemy jednak uznać za typowy przejaw animistycznych zabobonów Latynów. Legenda głosi, że bracia się skłócili i ostatecznie Romulus zabił swojego brata. Datę śmierci Remusa uznaje się odtąd za dzień, w którym założono Rzym. Romulus pozwolił osiedlić się w mieście złodziejom i mordercom wyjętym spod prawa. Tak oto najsłynniejsze miasto świata rozpoczęło swoją karierę jako... zwykły azyl dla przestępców.

Zapomniani królowie Rzymu

Dalsze dwa wieki historii Rzymu znamy głównie z kronik historyków starożytnych, takich jak Kwintus Fabiusz Piktor, Tytus Liwiusz czy Dionizjusz z Halikarnasu. Ci wrogo nastawieni do monarchii kronikarze przedstawiali panowanie siedmiu królów Rzymu w bardzo złym świetle. Nie umiemy dzisiaj zweryfikować, czy była to ocena słuszna.

Przeciętny człowiek, nawet ten interesujący się historią, zna przede wszystkim historię Cesarstwa Rzymskiego i to głównie z okresu panowania dynastii julijsko-klaudyjskiej. Mniej znane są dzieje Republiki Rzymskiej przed objęciem władzy przez Gajusza Juliusza Cezara. A czasy między założeniem miasta przez Romulusa a utworzeniem republiki w 509 r. p.n.e. są prawie całkowicie zapomniane. Szkoda, bo to właśnie w tym okresie wykształciła się tak odmienna od reszty świata rzymska obyczajowość i mentalność.

Na przykład panujący od  714 r. p.n.e. do 673 r. p.n.e. drugi król Rzymu Numa Pompiliusz był wielkim prawodawcą, propagatorem ważnego dla Rzymian kultu Westy i twórcą 12-miesięcznego kalendarza. Co ciekawe, nie wszyscy królowie Rzymu byli nawet Latynami. Podobnie jak późniejsi cesarze pochodzili z różnych regionów Półwyspu Apenińskiego. Na pewno jeden z nich był Sabińczykiem, a jeden – Etruskiem.

Ta różnorodność etniczna pierwszych władców Rzymu była ważnym elementem rozwoju miasta i państwa. Przez pierwsze wieki istnienia Wiecznego Miasta jego mieszkańcy walczyli o przetrwanie z sąsiadującymi plemionami. Rzymianie, których pamiętamy z podbojów Galii, Brytanii czy Syrii, byli najpierw niewielkim ludem pasterskim walczącym o każdą łąkę, wzgórze, pastwisko czy polanę leśną.

Te echa pierwszych wojen plemiennych pojawiały się później w czasach, kiedy Rzym stał się już hegemonem znanego im świata. Przykładem może być chociażby pochodzenie osoby doskonale znanej każdemu z nas. To nie kto inny jak sam prefekt Judei z pierwszej połowy I wieku Poncjusz Piłat. Ten dumny Rzymianin, który już na początku swoich rządów w Judei prowokacyjnie złamał podstawowe zasady pozwalające utrzymać kruchy kompromis między Rzymem a Izraelitami, pochodził z rodziny, która o mały włos nie przyczyniła się do upadku Rzymu.

Poncjusz był dumny ze swojej sławnej rodziny, choć ta była nielubiana w Rzymie. Dzięki Cyceronowi wiemy, że jego przodkowie pochodzili z górskiej krainy Samnium, leżącej w środkowej Italii, gdzieś na południe od Rzymu. W I wieku Samnici nie mieli dobrej opinii w Wiecznym Mieście. Nazywano ich wiejskimi przygłupami. Rzymianie żartowali, że Samnitom najlepiej wychodzi... współżycie z kozami. Taką samą opinię mieli także o innych plemionach italskich, z którymi pierwotnie walczyli o dominację w Italii.

To był oczywiście stereotyp stworzony z zemsty za dawne porachunki. W IV wieku przed Chrystusem Samnici stworzyli bowiem konkurencyjny wobec Rzymu, własny związek plemion środkowej Italii i o mało nie podbili Kampanii. Podczas trzech wojen samnickich tworzyli przeciw Rzymowi sprawne sojusze z Etruskami, a nawet z Galami. Dopiero przegrana bitwa pod Sentinum w 295 r. p.n.e. położyła kres ich wielkiej koalicji antyrzymskiej. Pięć lat później plemiona samnickie zostały siłą wcielone do Związku Latyńskiego.

Czytaj więcej

Brutus – tyranobójca czy zdrajca?

Poncjusz Piłat zapewne nie lubił opowiadać o swoim pochodzeniu. Urodził się przecież w Rzymie i zapewne nie odczuwał już żadnych emocjonalnych więzi z Samnitami, którzy za jego życia nie byli już postrzegani jako zagrożenie dla Wiecznego Miasta. Rzymianie na swój sposób szanowali nawet ich dumę i próbę walki o dominację na Półwyspie Apenińskim. Nie zmieniało to jednak faktu, że osobom pochodzenia samnickiego utrudniano karierę polityczną.

Ród Ponti należał do samnickiej arystokracji, która pielęgnowała niepodległościowe sentymenty. Znajdował się więc pod szczególną obserwacją. Wśród przodków Piłata był przecież sam Gawiusz, który w 321 r. przed Chrystusem dokonał rzezi wojska rzymskiego w Wąwozie Kaudyńskim. Rzymianie nigdy mu tego nie zapomnieli i kiedy 30 lat później w innej bitwie wzięli go do niewoli, jego ludzi wypuścili, ale Gawiusza zabili, prawdopodobnie przez ukrzyżowanie. Poncjusze, którzy się ostatecznie zasymilowali, musieli się naprawdę starać, żeby odsunąć od siebie niechęć i uprzedzenie rzymskich elit.

Przedstawiciele tej rodziny nie mogli pochwalić się intuicją polityczną. Nieustannie pakowali się w kłopoty, wybierając niewłaściwe strony sporów politycznych. Po wybuchu rzymskiej wojny domowej w 88 r. p.n.e. dwóch braci Ponti postanowiło pójść w ślady swojego przodka Gawiusza.

Pierwszy z nich, Poncjusz Telezynus, objął dowództwo nad samnickim oddziałem opowiadającym się po stronie konsula Gajusza Mariusza, który walczył o władzę nad imperium z konsulem Luciusem Corneliusem Sullą. Za swój wybór zapłacił życiem. Zginął, podobnie jak wszyscy jego samniccy żołnierze, w czasie nocnej bitwy u Bramy Kollińskiej w Rzymie. Oddział jego brata został otoczony przez przeważające wojska Sulli. Młody Poncjusz, widząc rzeź swoich żołnierzy, popełnił samobójstwo, upadając piersią na własny miecz.

Ich prawnuk Piłat został wychowany w kręgu opowieści o swoich śmiałych przodkach. Nieustannie ścierała się w nim nienawiść do Rzymian za krzywdy wyrządzone przodkom z wyuczoną lojalnością wobec imperium, w którym stare italskie wojny były już jedynie wspomnieniem. Takich rodów siłą lub przez rozsądek zasymilowanych do społeczności Latynów było wiele. Wiele też utrzymywało swoje pochodzenie od wojów samego Romulusa lub pierwszych królów Rzymu. Najczęściej jednak nie potrafili udowodnić swojej linii genealogicznej od tak dawnych przodków lub wskazywali na bohaterów rodzinnych, którzy żyli już w czasach republiki. Niezależnie czy pochodzili z wielkich rodów, czy byli pchającymi się do wyższych stanowisk nuworyszami, musieli zabiegać o głos ludu. Pod tym względem Republika Rzymska skopiowała wzory greckie, dodając swoje nowe zasady prawa rzymskiego. Demokracja rodziła populistów i demagogów, wśród których pierwszymi i chyba najsłynniejszymi byli bracia Grakchowie.

Populiści, demagodzy, politycy…

W 133 r. p.n.e., pod szczytnym hasłem reform społecznych i zniwelowania ubóstwa, trybun ludowy Tyberiusz Semproniusz Grakchus wniósł pod obrady senatu projekt ustawy, który dzisiaj nazwalibyśmy niemal bolszewicką reformą rolną. Z terenów zdobytych podczas wojny punickiej i z obszarów rolnych, które z różnych powodów zostały odebrane przez państwo prawowitym właścicielom, Tyberiusz postanowił przyznać każdemu obywatelowi 30 jugerów ziemi, co prawdopodobnie odpowiadało areałowi o powierzchni ok. 125 hektarów. Kiedy już trybun przeforsował ustawę w senacie, sam zasiadł na czele trzyosobowej komisji przydziałów. To, co na papierze wydawało się proste, okazało się w rzeczywistości niewykonalne. Grunty publiczne (ager publicus) często przecinały się niepodzielnie z prywatnymi. Okazało się, że mimo całkiem sprawnej administracji nie sposób dojść statusu prawnego ogromnych obszarów, o które najczęściej toczyły się spory o zasiedzenie. Dodatkowo ustawa wymagała od „obdarowywanego” wniesienia opłat za przyznany grunt oraz zakazywała jego odsprzedaży przez wiele lat. To zniechęciło do „reformy” klientów, jak nazywano najbiedniejszych obywateli rzymskich, a więc tych, którym Tyberiusz Grakchus obiecywał największą poprawę losu.

Kolumna Trajana – pomnik wzniesiony w 113 r. w Rzymie

Kolumna Trajana – pomnik wzniesiony w 113 r. w Rzymie

Livioandronico2013/Wikipedia Commons

Propozycja kolejnej populistycznej ustawy wniesionej przez Tyberiusza, postulującej nadanie obywatelstwa rzymskiego Italikom (nierzymskim mieszkańcom Półwyspu Apenińskiego), spowodowała, że dumni ze swojego statusu społecznego klienci wywołali zamieszki i zabili reformatora.

Jego młodszy brat, należący do stronnictwa popularów trybun Gajusz Grakchus, niewiele wyniósł z tej lekcji historii. Już w 123 r. p.n.e. spróbował zdobyć poparcie członków zgromadzenia ludowego (Concilium plebis), wprowadzając specjalny przywilej dla plebsu rzymskiego nazywany prawem zbożowym (lex frumentaria). Było to rujnujące dla skarbu republiki uprawnienie do zakupu przez wolnych Rzymian korca ziarna (łac. modius – 10,5 litra) po bardzo niskiej cenie – zaledwie 6,5 asa. Rozdawnictwo Gajusza Grakchusa i kilka innych ryzykownych dla interesów państwa projektów jego populistycznych „reform” doprowadziło do konfliktu trybuna z konserwatywnym stronnictwem optymatów stanowiącym większość w senacie republiki. W przeciwieństwie do wygłaszających demagogiczne obietnice popularów optymaci zdawali sobie sprawę, że tego typu programy socjalne nie tylko nie zniwelują ubóstwa, ale i doprowadzą imperium na skraj zapaści finansowej. Widząc w „polityce społecznej” Gajusza Grakchusa jedynie kosztowne dla państwa efekciarstwo, postanowili działać. Ostatecznie Gajusz Grakchus skończył jak jego brat. Nie chciał być aresztowany, niewolnik więc na jego rozkaz podciął mu żyły.

79 lat później konsul Gajusz Juliusz Cezar postanowił w podobny sposób jak Grakchowie zdobyć sympatię ludu rzymskiego, forsując w senacie tzw. frumentację, czyli wydanie każdemu Rzymianinowi ok. 33 kg zboża miesięcznie. Oznaczało to rozdanie ok. 2,3 miliona ton ziarna rocznie. Stare patrycjuszowskie rody mogły tolerować podboje Cezara, ale nie tak kosztowny populizm. Podobnie jak Grakchowie za swój populizm i apetyt na władzę Cezar musiał zapłacić najwyższą cenę.

Czytaj więcej

Wymowna lekcja historii

Zanim jednak przejdziemy do Gajusza Juliusza Cezara jako jednego z najważniejszych mężów stanu w dziejach Imperium Romanum, warto się zastanowić nad ustrojem tego państwa. Czy termin „faszyzm” pochodzący od symbolu władzy, który jest o stulecia starszy od Cesarstwa Rzymskiego, jest odpowiedni? Dzisiaj określenie to ma złowrogi, a nawet obraźliwy wydźwięk. Ale przecież łacińskie słowo „fasces” oznaczało wiązkę rózg noszoną przez liktorów, urzędników niższego szczebla, kroczących przed starożytnymi królami Rzymu, a później przed wyższymi urzędnikami oraz cesarzami. Ten przejęty przez Rzymian od Etrusków symbol władzy do dzisiaj ma swoją kontynuację, kiedy monarchę poprzedza szambelan niosący królewski miecz.

W starożytnym Rzymie 24 liktorów z fasces towarzyszyło dyktatorowi, urzędnikowi nadzwyczajnemu (extraordinarius), któremu senat ludu rzymskiego przyznawał w ciężkich chwilach władzę absolutną maksymalnie na sześć miesięcy. Faszyzm jest ustrojem, w którym państwo przejmuje wszelką kontrolę nad losem i poczynaniami obywateli. A czy tak było w Rzymie? W czasach republiki służba państwu była chwalebna, a państwo w zamian szanowało obywateli i zapewniało duży zakres wolności obywatelskich. Jednak kult państwa i senatu jako najwyższej władzy nie był obowiązkowy. To zmieniło się dopiero w 49 r. przed Chrystusem.

Alea iacta est

Począwszy od wygnania w 509 r. p.n.e. ostatniego etruskiego króla Tarkwiniusza Pysznego, Rzym stał się republiką. Oficjalnie imperium przyjęło nazwę Senatus Populusque Romanus (SPQR, „senat i lud/naród rzymski”). W latach 451–449 p.n.e. na 12 tablicach z brązu spisano prawa „lex duodecim tabularum” oparte na wzorach greckich. Była to pierwsza kodyfikacja prawa rzymskiego i zwycięstwo liczniejszej oraz najbiedniejszej warstwy społecznej plebejuszy nad bogatymi patrycjuszami. 12 brązowych tablic kodyfikujących prawo rzymskie zostało umieszczonych na rzymskim Forum Romanum.

Pierwszy wiek przed naszą erą był w metropolii nad Tybrem czasem burzliwym i pełnym niepokoju. Walki z plemionami zamieszkującymi różne regiony Półwyspu Apenińskiego, powstanie Spartakusa i ciągłe zakłócanie żeglugi przez piratów były źródłem zmartwień dla senatu i kolejnych konsulów. Ostatecznie brutalnie rozprawiono się z powstańcami Spartakusa, Pompejusz Wielki zlikwidował w 67 r. p.n.e. plagę piratów na Morzu Śródziemnym, a po latach krwawych walk Rzymianie dogadali się z plemionami italskimi. Miasto-państwo stało się pierwszym w historii po imperium Aleksandra Wielkiego supermocarstwem. Rzym sprawował kontrolę nad wszystkim, co położone było w rejonie basenu Morza Śródziemnego. Legiony toczyły zwycięskie wojny w Azji Mniejszej, Galii i Hiszpanii.

Jednak właśnie w tym czasie złamano też fundamentalną zasadę obowiązującą od VI wieku p.n.e., że jeden człowiek nie mógł sprawować władzy bez przerwy.

Którego zatem dnia republika rzymska przeobraziła się w cesarstwo? Osobiście uważam, że 10 stycznia 49 r. przed Chrystusem, kiedy wracający z Galii ze swoim zwycięskim legionem Gajusz Juliusz Cezar przekroczył niewielki potok spokojnie płynący na północy Italii i złamał tę świętą zasadę.

Współczesny Rzym: ruiny Koloseum – amfiteatru wzniesionego w latach 70.–80. n.e. przez Wespazjana i 

Współczesny Rzym: ruiny Koloseum – amfiteatru wzniesionego w latach 70.–80. n.e. przez Wespazjana i Tytusa, cesarzy z dynastii Flawiuszów

Shutterstock

Rzymski historyk Swetoniusz twierdził, że były namiestnik Galii wypowiedział przy tym słynne słowa: „alea iacta est” – „kości zostały rzucone”.

Przekroczenie granicy Italii na czele XIII Legionu było aktem szczególnego nieposłuszeństwa wobec porządku ustrojowego państwa. Rubikon był uważany za naturalną granicę oddzielającą Italię od Galii Przedalpejskiej; przekroczenie go przez wodza prowadzącego na święte miasto wojsko było nie tylko przestępstwem, ale wręcz świętokradztwem. Senat rzymski był bowiem personifikacją wszystkiego co rzymskie, od religii po wojsko. 900 senatorów stanowiło kolektywną głowę państwa rzymskiego. Dlatego państwo to formalnie nosiło nazwę Senatus Populusque Romanus (w skrócie SPQR). Ta łacińska formuła oznaczająca „senat i lud rzymski”, którą do dzisiaj znajdziemy na pokrywach studzienek kanalizacyjnych w stolicy Włoch, jasno wskazywała, że jedyna władza nad Imperium Rzymskim i wszystkimi jego prowincjami należy niepodzielnie do owego dostojnego konwentu. Senatorowie z dumą podkreślali, że ich zgromadzenie zostało powołane przez samego Romulusa w 753 r. p.n.e. Było zatem najstarszą i najdostojniejszą instytucją prawodawczą Wiecznego Miasta. Władza senatu sięgała nawet Olimpu. Senatorowie mieli bowiem jako jedyni prawo wpisywania zmarłych śmiertelników w poczet nieśmiertelnych bogów.

Swetoniusz opisał przekroczenie Rubikonu przez Cezara jako akt śmiały i bezczelny; stał się on z czasem symbolem nieodwracalnego czynu, którego konsekwencje są nieuniknione. To było świętokradztwo w najczystszej postaci. W rzeczywistości Cezar długo się wahał, nim zrobił pierwszy krok w płytki nurt tej rzeki. Był typowym, bardzo pobożnym i zabobonnym Rzymianinem. Bał się nadprzyrodzonych konsekwencji swojego świętokradztwa tak samo jak każdy śmiertelnik. Ten silny, zaprawiony w boju mężczyzna usiadł na swoim czerwonym płaszczu wśród nadbrzeżnych trzcin i długo wpatrywał się w wodę. Zdumiewający paradoks historii – on, który nie lękał się w młodości cylicyjskich piratów, pogromca dzikich Wenetów i Brytów, wódz, zwycięzca spod Alezji, który zdziesiątkował walecznych Arwernów, bał się teraz cichego szeptu sennego potoku.

Czemu więc zdecydował się rzucić te sławetne kości? Zapewne dlatego, że czuł się ofiarą porządku prawnego republiki, która nie potrafiła docenić jego zasług. Chciał zostać konsulem, ale prawo zabraniało mu ubiegać się o ten urząd przed upływem pięciu lat od opuszczenia stanowiska namiestnika Galii. On, nieujarzmiony drapieżnik, którego imię budziło przerażenie u wrogów imperium, był teraz rzucony na kolana przez zwykłą biurokrację. Jakże wielu weteranów przez kolejne dwa tysiąclecia będzie poznawać tę straszną gorycz odrzucenia. Nie było sensu wracać do Galii, ponieważ nie był już jej namiestnikiem. Wybrał więc niepewny los, licząc, że lęk przed jego imieniem będzie mu największym sojusznikiem w wojnie z własnymi rodakami.

Rubikon został przekroczony. Nie było odwrotu. Za nim ruszyli jego wierni towarzysze broni. Lecz nawet oni, którzy drwili ze śmierci na polu bitwy, teraz, przekraczając tę rzeczkę, rozglądali się z trwogą. Wiedzieli, że tak jak on ściągają na siebie straszliwą klątwę. Ale Cezar był przecież równy bogom i w dodatku obiecał im sowitą zapłatę za służbę. Słowa dotrzymał. Cztery lata później dyktator rozwiązał XIII Legion, a jego weteranów nagrodził przydziałami ziemi.

Czytaj więcej

Paweł Łepkowski: W polityce cierpliwość popłaca

Winę za świętokradztwo wziął na własne barki. Ale nie pomogła mu nawet ofiara złożona bogom z Wercyngetoryksa w Więzieniu Mamertyńskim. 15 marca 709 r. Ab urbe condita (44 r. p.n.e.), kiedy pierwsze promienie słoneczne rozświetliły ulice i place Wiecznego Miasta, 25 minut po godzinie szóstej, nastał dzień, który miał nieodwracalnie zmienić historię świata. Z pierwszym pianiem koguta rozpoczęło się Idus – święto boga Jowisza.

Jeszcze do niedawna Rzymianie obchodzili idy w cyklach co 28–30 dni, w przeddzień pełni Księżyca. Ale w 43 roku przed Chrystusem coś się zmieniło. W wyniku reformy kalendarza, przeprowadzonej przez dyktatora Gajusza Juliusza Cezara i greckiego astronoma Sosigenesa z Aleksandrii, radośnie obchodzone święta idowe zmieniły się w uroczysty, ale pozbawiony świątecznego blasku dzień wyznaczający jedynie środek miesiąca. To źle rokowało dla autora tej reformy. Rzymianie nie lubili gwałtownych zmian. Choć nie bali się barbarzyńskich hord, byli szczególnie zabobonni i histerycznie bali się kary ze strony sił nadprzyrodzonych. Szeptali więc między sobą, że kto łamie stare tradycje, naraża się na gniew bogów. Cezar sam skazywał siebie na potępienie.

Ale powróćmy do tego pamiętnego dnia, który nawet Dante Alighieri i William Szekspir będą wieki później wspominać ze łzami w oczach. Spróbujmy przez chwilę przenieść się na plac przed rzymskim Teatrem Pompejusza, którego schody właśnie oświetliły pierwsze promienie słoneczne.

Krwawe idy marcowe

Spróbujmy sobie odtworzyć w naszej wyobraźni, minuta po minucie, ten pamiętny dzień, który zmienił historię Rzymu, Europy, a może i świata. Za kilka godzin, na schodach Kurii Pompejusza pojawią się pierwsi rzymscy senatorowie.

Wśród 900 czcigodnych senatorów aż 60 jest zdeterminowanych uwolnić rzymską demokrację od największego w ich opinii zagrożenia – satrapy, którego przecież zaledwie miesiąc temu sami obwołali ojcem ojczyzny, najwyższym kapłanem, dyktatorem wieczystym i imperatorem. I choć ta ostatnia nazwa jest tylko znaną od 300 lat godnością wojskową oznaczającą „rozkazodawcę”, to w połączeniu właśnie z przydomkiem rodzinnym Cezara przeobrazi się na blisko pół tysiąca lat w najwyższą godność przyszłych jedynowładców Imperium Rzymskiego.

„Zabójstwo Cezara” – obraz Vincenza Camucciniego z 1805 r.

„Zabójstwo Cezara” – obraz Vincenza Camucciniego z 1805 r.

Galleria Nazionale d'Arte Moderna e Contemporanea/Wikipedia Commons

Na czele spiskowców stoi dwóch ludzi, których Cezar darzy naiwnym zaufaniem. Pierwszy to Gajusz Kasjusz Longinus, którego imię nie utrwali się w pamięci przyszłych pokoleń. Drugim jest Marek Juniusz Brutus – jego przydomek rodzinny będzie znało każde dziecko. Dla jednych stanie się synonimem tyranobójcy, a dla innych – zdrajcy. Ale czy rzeczywiście zasługuje na to drugie miano? Jest przecież rozdartym emocjami patriotą, potomkiem Lucjusza Juniusza Brutusa, który przegonił z miasta ostatniego króla rzymskiego Tarkwiniusza. Każdego dnia na swym pretorskim krześle Brutus znajduje napis: „Ty śpisz, Brutusie”. Czy jest to wezwanie do zabicia satrapy, który, przekraczając ze swoim XIII Legionem Rubikon, zbezcześcił świętą republikę?

W idy marcowe, mimo licznych ostrzeżeń, Cezar przed południem przybył do Kurii Pompejusza bez eskorty. Wyszedł ze swojego domu ok. 11.00 i sam przeszedł bez eskorty drogę do Forum Romanum. Podobno ktoś z przechodniów podał mu kartkę, na której było napisane ostrzeżenie przed zamachem. Zamyślony dyktator mechanicznie włożył ją do teczki z wieloma innymi petycjami. Czy wiedział, co go czeka? Przecież wieszcz Spurinna ostrzegał przed niebezpieczeństwem, „które nie sięgnie poza idy marcowe”. Przed wejściem do Kurii Pompejusza złożył ofiarę i zadrwił sobie ze Spurinny, że jego wróżba nic nie jest warta, bo nic się nie stało. Spurinna smutno spojrzał na Cezara i odpowiedział, że przecież idy jeszcze się nie zakończyły. Dyktator zawahał się przez moment. Ale wtedy, jak twierdził historyk Mikołaj z Damaszku, podszedł do niego Brutus (nie wiemy, który był to z braci) i zachęcił Cezara do wkroczenia do siedziby senatu: „nie odkładaj Cezarze spraw, które wymagają Twojej uwagi i całego imperium, ale uznaj swą własną godność za dobrą wróżbę”. Widząc wkraczającego do Kurii Pompejusza Cezara, zamachowcy nie czekali z realizacją planu. I znowu przenieśmy się w czasie, by ujrzeć tę dramatyczną scenę. Kiedy dyktator zasiadł na złoconym krześle kurulnym, podszedł do niego Tiliusz Cymber i poprosił o łaskę dla wygnanego brata. Zanim jednak dyktator zdążył odpowiedzieć, otoczyli go inni spiskowcy... Pierwszy słaby cios zadał Publiusz Serwiliusz Kaska. 56-letni Cezar, silny weteran wojen galijskich, jest tak zdumiony zuchwalstwem tego czynu, że nie jest w stanie wydobyć z siebie głosu. Chwilę później ciosy sypią się ze wszystkich stron. Senatorowie z różną siłą zadają łącznie 23 pchnięcia nożem. Jednak to dopiero ostatni cios – zadany ręką Brutusa – decyduje o końcu życia pogromcy Galów. Broczący we własnej krwi Cezar pada u stóp posągu swojego byłego rywala Pompejusza Wielkiego i – jak głosi legenda – wskazując palcem na Brutusa, wypowiada po grecku ostatnie słowa: „I ty dziecię?”.

Widząc, że dyktator nie żyje, spiskowcy rozbiegają się po rzymskich zaułkach, gdzie wciągają do swych rozradowanych szeregów najznamienitszych obywateli napotkanych po drodze. Radość nie potrwa długo. W ciągu dwóch lat wszyscy zapłacą za swój czyn życiem. Oktawian August, który przejmuje dzieło Cezara, każe zalać Kurię Pompejusza betonem. Dzisiaj żyją w niej tylko dzikie rzymskie koty.

Epoka cezarów

15 marca 44 roku p.n.e. – dzień śmierci Gajusza Juliusza Cezara – oznacza narodziny Cesarstwa Rzymskiego. Męczeńska śmierć Cezara na krótko przywróciła ustrój republikański. Dyktator pozostawił po sobie wzór, który wielu chciało naśladować. Być może taki był właśnie jego zamiar. Z „Żywotów sławnych mężów” Plutarcha z Cheronei i „Historii rzymskiej” greckiego pisarza Appiana z Aleksandrii dowiadujemy się, że Cezar zignorował błagania swojej żony Kalpurnii, która tej nocy miała złowróżbny sen, by nie szedł do Teatru Pompejusza. Czy zrobił to świadomie? Są teorie, że wiedział, co go czeka. Cierpiał na nawracające ataki epilepsji lub – jak twierdzi dr Hutan Ashrafian – na coraz częstsze miniudary mózgowe. Jako żołnierz sam wybrał sposób odejścia z tego świata.

Czytaj więcej

Królowa Mauretanii - córka Kleopatry i Marka Antoniusza

Pogrążył jednak imperium w bratobójczej wojnie, którą ostatecznie wygrał jego adoptowany syn Oktawian August. To on był pierwszym cesarzem Rzymu, który zamienił przydomek rodzinny w najwyższy tytuł w państwie. Ci, którym on przysługiwał przez kolejne 530 lat istnienia Imperium Rzymskiego, rzadko opuszczali ten świat zgodnie z prawami natury. Spośród 77 mężczyzn, którzy tytułowali się cesarzami Rzymu, aż 39 zginęło w wyniku zamachu. Ich rządy to przykład coraz większego rozkładu moralnego, odrzucenia zasad budowanych przez zabobonne społeczeństwo rzymskie z czasów królestwa i republiki. Ten rozkład wynikał także z przemieszania etnicznego, które oznaczało adoptowanie praw, które dla wielu rodowitych Rzymian były barbarzyńskie. Dodatkowo utrzymanie imperium w jego rozrastającym się kształcie wymagało nieustannego poboru żołnierzy, utrzymywania państwa w stanie permanentnej wojny i gigantycznych nakładów finansowych na infrastrukturę wojskową.

Imperium, które rozprawiło się z Kartaginą, zgasiło powstania w Judei, upokorzyło plemiona galijskie i podbijało nawet Brytanię, zaczęło rozpadać się od środka. To podsumowanie to oczywiście droga na skróty. Imperium Rzymskie rozrastało się przez ponad tysiąc lat, żeby za panowania Trajana osiągnąć obszar wielkości 5 milionów kilometrów kwadratowych, które mogło zamieszkiwać od 50 do 90 milionów ludzi. Trajana zalicza się do tzw. pięciu dobrych cesarzy, wśród których byli też Nerwa, Hadrian, Antoninus Pius i wielki rzymski filozof Marek Aureliusz. Każdy z tych pięciu wielkich cesarzy adoptował następnego. Wybór padał na ludzi mądrych i doświadczonych. Dlatego przełom I i II wieku są uznawane za szczyt potęgi Imperium Romanum. Nie oznacza to, że tuż po śmierci Marka Aureliusza rozpoczął się okres gwałtownego rozpadu tego państwa, ale z naszego punktu widzenia – ludzi znających dalsze dzieje – bez wątpienia nastąpił regres, który w ciągu trzech wieków przeobraził się w dekadencję, a ta doprowadziła do rozpadu zachodniego Cesarstwa Rzymskiego.

Dlaczego używam słowa „świat”? Przecież Imperium Rzymskie w czasie swojej największej świetności nie obejmowało nawet całej, geograficznie wyznaczonej Europy. Jest pewne, że terytorium dzisiejszej Polski, Półwysep Jutlandzki, Półwysep Skandynawski, dzisiejsze terytoria Rosji, Białorusi, państw bałtyckich, Ukrainy i Mołdawii były nietknięte przez Rzymian. A jednak uważam, że Rzym podbił świat. Militarnie i duchowo. Jesteśmy spadkobiercami i kontynuatorami jego kultury. Stosujemy się do zasad prawa rzymskiego i traktujemy je jako najwyższy przejaw praworządności. Nasze obyczaje polityczne są wzorowane na ustroju republiki rzymskiej. Nasze języki europejskie, w mniejszym lub większym stopniu, są spadkobiercami lub beneficjentami języka łacińskiego.

Pozostało 98% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Historia świata
Nowy Front w USA. John F. Kennedy, cz. V
Historia świata
O królu, który piekł ciastka i bił wikingów
Historia świata
Zdradziecki zamach na templariuszy. Złożona operacja przeciw potężnej formacji
Historia świata
W poszukiwaniu Eldorado. Polowanie na legendę
Historia świata
Próchnica zębów: odwieczny problem nie tylko u ludzi